Dzień dobry. Dziś 31 grudnia, czyli tradycyjny Dzień Podsumowań Filmowych Roku. Myślałem już, że w tym roku nie zdążę, ale zdążyłem. To znaczy myślę, że zdążę, bo tak naprawdę, to teraz jest 30 grudnia godzina 15:26, a ja dopiero bardzo powoli zaczynam finalne ogarnianie całości.
W tym roku zacznę nieco inaczej i najpierw zapodam słabe filmy 2024 roku. Te najsłabsze zostawię sobie na grande półfinale. Teraz już Wam zdradzę, że za bardzo nie ma co czekać, bo będą tam cztery tytuły, wśród których nie ma ani jednej Jedynki ani Dwójki. Powodem nie jest raczej brak takich filmów w 2024 roku, ale fakt, że obejrzałem w tym roku znacznie mniej tytułów i chyba podświadomie omijałem kandydatów na prawdziwą bryndzę. Jak na przykład dzieło o wszystko mówiącym tytule: Once Upon a Time in Hollywierd z Erikiem Robertsem, Tomem Sizemore’m, Michaelem Madsenem oraz m.in. Cillianem Murphym wyciętym z materiałów archiwalnych. (Przy okazji dowiedziałem się właśnie o istnieniu filmu o tym samym tytule z 2022 roku wyreżyserowanego przez niejakiego Mariusza Marka Moscickiego. Cóż to musi być za dzieło opowiadające o byłym gwiazdorze porno Ricku Smiley Dolphinie i jego dublerze Cliffie Power Boostowi, którzy próbują przetrwać w zmieniającym się Hollywood, a ich drogi krzyżują się ze wschodzącą gwiazdą kina, Shannon Tattoo…).
No ale do konkretów. Rok 2024 jest w miarę umowny, bo wiadomo jak działa dystrybucja itd. To bardziej podsumowanie filmów obejrzanych w 2024 roku niż z 2024 roku, ale wywaliłem tytuły starsze bądź seanse powtórkowe starając się trzymać świeżynek. Kolejne zestawienia wejdą w ciągu dnia już bez przesadnie długich wstępów o Ricku Uśmiechniętym Delfinie. A prawdopodobnie w ogóle bez wstępów.
BTW nigdy nie wiem, czy w zestawieniu słabych filmów zaczynać od Czwórek i potem Piątki, czy od Piątek i potem Czwórki. No ale skoro w najlepszych filmach są najpierw Dziesiątki (w tym roku znowu nie ma), a potem Dziewiątki i Ósemki, to w słabych chyba na odwrót powinno być. I tak też będzie.
Słabe filmy 2024 roku
4/10
– Akademia Pana Kleksa
Nastoletnia Ada Niezgódka trafia do Akademii ekscentrycznego Pana Kleksa, którą wkrótce wstrząśnie krwawa pomsta wilkusów na ptaku Mateuszu. Zmarnowany potencjał na światowej skali kino familijne. Brak scenariusza oraz jasno określonego targetu tej produkcji sprawiają, że na marne poszła świetna robota działu wizualnego.
– Aquaman and the Lost Kingdom. Aquaman i Zaginione Królestwo
Aquaman i zwaśniony z nim Orm muszą współpracować, by pokonać Czarną Mantę i jego zakusy na zniszczenie świata i Atlantydy. Bodaj największym osiągnięciem tego zamykającego stare uniwersum DC filmu jest fakt, że choć równie głupi i infantylny, co trzeci „Ant Man”, to ogląda się go lepiej.
– Damsel. Dama
Wmanewrowana w małżeństwo dla dobra swojego ludu księżniczka odkrywa, że została wmanewrowana w coś znacznie gorszego. Typowy przedstawiciel tzw. (przeze mnie) kina pod content. Przyzwoity film do zapomnienia w pięć sekund po seansie, ale głównie do wyskakiwania na szczycie gugla, gdy ktoś będzie szukał filmów o księżniczkach i o smokach.
– Deliverance, The. Wybawienie
Zmagająca się z licznymi problemami rodzina wprowadza się do domu, w którym zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tak, ten film skończy się dokładnie tak jak się tego spodziewacie. Lee Daniels biernie odtwarza każdy schemat nawiedzonego kina i proponuje film, który zapomina się jeszcze w trakcie seansu.
– Do Patti. Siostrzana rozgrywka
Twardo stąpająca po ziemi policjantka prowadzi śledztwo w sprawie, w którą zamieszane są dwie różniące się o 180 stopni charakterami bliźniaczki. Generyczny społecznik utrwalający bollywoodzkie stereotypy. Kajol w indyjskiej wersji Mare z Easttown robi, co może, ale niewiele może.
– Frogman
Młody filmowiec wraca do rodzinnego miasteczka, by udowodnić, że nagranie upiornego Frogmana zarejestrowane, gdy był dzieckiem, nie jest oszustwem. Bardzo lubię found-footage i wiele potrafię mu wybaczyć. W przypadku tego nudziarstwa moje możliwości w tej kwestii są jednak ograniczone. Jeśli koniecznie musicie obejrzeć jakiś nowszy f-f, odpalcie sobie „Deadstream”.
– Ghostbusters: Frozen Empire. Pogromcy duchów. Imperium lodu
Rodzina Spenglerów powraca do kultowej remizy, by niedługo potem zatrzymać globalne ochłodzenie. Autorzy rebootu wypśtykali się ze wszystkiego, co dobre mógł zaoferować powrót do ukochanej przez widzów franczyzy i zaprezentowali nijaki film z nijakim zagrożeniem, w którym ważne jest tylko to, by powstała kolejna część.
– Godzilla x Kong: The New Empire. Godzilla i Kong: Nowe imperium
Kiedy w Pustej Ziemi zaczyna się robić niewesoło, ludzkość przed katastrofą mogą uratować jedynie połączone siły Konga i Godzilli. Jeśli potwory się ze sobą dogadają. Piramidalna bzdura, do której biedni aktorzy podpisali kontrakty to grają, choć nie mają co. Fabułę tworzy tu fura luźno powiązanych ze sobą myśli przedszkolaka, a wizualnie przypomina to bardziej film animowany zrobiony na Amidze niż CGI na wysokim poziomie.
– Here. Here. Poza czasem
Losy dwóch pokoleń rodziny z amerykańskiej klasy średniej widziane z punktu widzenia przeszłości, teraźniejszości i przyszłości miejsca, w którym żyją. Kolejny nieudany film Roberta Zemeckisa, który udanie odciągnął uwagę widza od majstrowania z wizerunkiem gwiazd poprzez zaoferowanie mu pozbawionej emocji i cierpiącej na nadmierną teatralność historii bez ciekawej historii.
– Joker: Folie a deux
Oskarżony o serię morderstw Arthur Fleck vel Joker oczekuje w Azylu Arkham na rozprawę, zakochując się w międzyczasie w muzykalnej pacjentce z sąsiedniego skrzydła. Obyczajowy dramat o życiowej beznadziei, dziadostwie, bezsensie, samotności i pragnieniu uczucia, w którym niepotrzebnie znalazły się elementy musicalu, dramatu sądowego i kina komiksowego. A przede wszystkim nuda.
– Lisa Frankenstein
Po stracie matki, nieprzystosowana do swojego środowiska nastolatka zakochuje się w trupie młodzieńca. Pełnometrażowy debiut córki Robina Williamsa jest filmem, któremu brakuje męskiej ręki :P. Diablo Cody już dawno nie napisała niczego ciekawego, a „Lisa Frankenstein” tak bardzo nie może utrafić w żaden właściwy ton, że to aż zabawne.
– Man Who Loved UFOs, The, Człowiek, który kochał UFO
Prawdziwa historia argentyńskiego dziennikarza, który dla oglądalności swojego programu zdecydował się nieco spreparować dowody na istnienie UFO. Pomimo interesującej historii, całość jest straszną męczarnią pod każdym względem. Być może trzeba być Argentyńczykiem i pamiętać, jak oglądało się te programy na żywo.
– Megalopolis
Obdarzony nadprzyrodzonymi umiejętnościami genialny architekt marzy o radykalnym przebudowaniu odbudowanego na podobieństwo starożytnego Rzymu, Nowego Jorku. Chaotyczne i naiwne kino z kilkoma wielkimi scenami, które Francis Ford Coppola umiejętnie zakrył kiczowatymi momentami z gatunku WTF.
– Ministry of Ungentlemanly Warfare, The. Ministerstwo Niebezpiecznych Drani
Aby powstrzymać Hitlera, Anglicy postanawiają schować do kieszeni honor i zorganizować ekipę gierojów, dla których wszystkie chwyty są dozwolone. Młodzi powiedzą: bezbek. Krytycy powiedzą: mamy „Bękarty wojny” w domu. Jedni i drudzy będą mieli rację. Zaprawdę powiadam Wam, odpalcie sobie lepiej serialowy „Oddział dla zuchwałych”.
– Nic na siłę
Utalentowana szefowa kuchni wyrusza na Podlasie, by wziąć udział w pogrzebie swojej ukochanej babci. Ja się tam nie znam, ale według mnie komedia romantyczna powinna być zabawna i romantyczna. Na dodatek nie wypaliło zatrudnienie gwiazdy „Znachora”, która tam zagrała znakomicie, a tutaj jest najsłabszą składową całości. Choć nie ma całkowitej żenady, Netflix zrobiłby ludzkości lepiej, gdyby po prostu kręcił dokumentalne filmy o pięknie polskich krajobrazów.
– Piep*zyć Mickiewicza
Zblazowany pisarz rozpoczyna nauczanie w liceum, gdzie pod jego skrzydła trafia klasa niereformowalnych wyrzutków. Zrealizowana (niezamierzenie) w formie paradokumentu, sklejona na ślinie opowieść, która miewa trochę przebłysków, głównie w sferze udanych ripost, ale ostatecznie tonie w bylejakości i Dawidzie Ogrodniku, który nie ma nic do zagrania.
– Podżegacze. Instigators, The
Rozwiedziony, zadłużony ojciec zmuszony jest współpracować z byłym skazańcem przy planie skoku, który szybko trafia szlag. Chyba najgorszy z możliwych rodzaj współczesnego kina. Było tu dosłownie wszystko, żeby zrobić fajny odmóżdżacz, ale nikomu się nie chciało i nakręcono bele co, byle tylko zainkasować wypłatę.
– Spaceman. Astronauta
Czechosłowackiemu kosmonaucie zaczyna doskwierać samotność podczas podróży kosmicznej w trakcie misji naukowej. Wkrótce zaczyna kwestionować swoje zdrowie psychiczne. Jestem przekonany, że jest w tym dziele mądre drugie dno i analiza prawdziwych ludzkich problemów, ale na powierzchni jest to przeokropna nuda z wielkim pająkiem w roli drugoplanowej.
– Wages of Fear, The. Cena strachu (2024) aka Le salaire de la peur
Grupa śmiałków przewozi materiały wybuchowe przez nieprzyjazny teren z oddalonych o setki kilometrów punktów A do B. Niepotrzebna ekranizacja/remake klasycznych już „Cen strachu”, która w absolutnie żadnym elemencie nie dorównuje poprzednikom. Idiotyczny film akcji, w którym sedno tej opowieści zostało zepchnięte na margines.
– Zabij mnie, kochanie
Wygrany los na loterii sprawia, że małżonkowie zaczynają knuć przeciwko sobie i zamierzają zabić jedno drugie dla zysku. Jedna z lepszych polskich komedii romantycznych Netfliksa. Pewnie dlatego, że to remake tureckiego dzieła. W wyższej ocenie pomogłoby, gdyby fabuła nie była tak głupia, a Mikołaj Roznerski został wycięty w montażu.
Nadal słabe filmy 2024 roku
5/10
– Bad Boys: Ride or Die
Duet niezwyciężonych gliniarzy z Miami rusza z misją oczyszczenia dobrego imienia swojego kapitana. Wymuszony powrót superbohaterów kina akcji, którzy już dawno przestali być groźni i zabawni. Całość ratuje niejaki Reggie, który aż prosi się o spin-offa.
– Beverly Hills Cop: Axel F. Gliniarz z Beverly Hills: Axel F
Axel Foley po raz kolejny wyrusza do Beverly Hills, tym razem, aby pomóc w kłopotach swojej córce, z którą przez lata nie utrzymywał kontaktów. Nie ma wstydu, ale przede wszystkim nie ma tego charakterystycznego flow napędzanego niewyczerpaną energią głównego bohatera. Postarzał się Eddie Murphy, postarzała się jego energia.
– Bob Marley: One Love
Gdyby było tu coś więcej niż generyczny film biograficzny z agregatu takich filmowych opowieści, to na pewno dałbym Wam o tym znać. No ale choć ładne widoczki i muzyka.
– Czerwone maki
Dzieje się historia, gdy do próby zdobycia klasztoru na górze Monte Cassino przystępują żołnierze 2 Korpusu Polskiego. Kino wojenne z Wikipedii. Poprawna produkcja, której widowiskowość pozostała jedynie na papierze. Jego problemem wcale nie jest wątek miłosny, ale to, że jest to bardzo słaby wątek miłosny. Filmowcy z przyszłości pewnie się cieszą, bo nadal pozostał do zrobienia dobry film o Monte Cassino.
– Deadpool & Wolverine
Niepokorny Deadpool wraz z Wolverine’m z innego wymiaru stawiają czoła nieobliczalnej siostrze profesora Xaviera. Byłbym bardziej entuzjastycznie nastawiony do tego czegoś, gdyby to był odcinek „Saturday Night Live”. Ewentualnie gdyby połowa dowcipów nie była czerstwa bądź nieśmieszna. Nie do oglądania bez wiedzy o milionie poprzednich produkcji MCU i X-Men. Kilka świetnych gagów i cameo to za mało.
– Gladiator 2
Pojmany w Afryce Północnej niewolnik może stać się nadzieją Cesarstwa Rzymskiego, ale najpierw musi przeżyć na arenie. Ćwierć wieku myślał Ridley Scott, by wymyślić gorszą powtórkę pierwszego „Gladiatora” z umniejszeniem etosu Maximusa, pozbawioną emocji i pazura batalistyką i masą rzeczy, których teraz mogą się czepiać internetowe śmieszki.
– Hellboy: The Crooked Man, Hellboy: Wzgórza nawiedzonych
Zepchnięty za bardzo na margines tej opowieści Hellboy wyrusza w Appalachy, by rozprawić się z tytułowym demonem. Pierwsze pół godziny było w pytkę i już myślałem, że to będzie ten przykład kina, któremu tylko ja przylatuję na ratunek. No ale potem zaczęły się tyrady i nadprzyrodzone nudziarstwo. Jeśli to jest najbardziej wierna komiksowi ekranizacja, to ja zdecydowanie wolę tę mniej wierną z Harbourem.
– Kolory zła: Czerwień
Trójmiejski prokurator próbuje rozwiązać zagadkę śmierci młodej dziewczyny, której okaleczone ciało wyrzuca na brzeg morze. Thriller kryminalny, który realizacyjnie utknął na przełomie wieków. Pozbawiona subtelności historia opiera się na zbiegach okoliczności. Telewizyjny przeciętniak.
– Menendez Brothers, The. Historia braci Menendezów
Nakręcony siłą rozpędu po serialu Ryana Murphy’ego dokument o braciach Menendez, który podobno wnosi coś nowego do sprawy, ale dopiero wtedy, gdy ja byłem już zanudzony na amen. Aczkolwiek pewnie miałbym lepsze zdanie, gdybym wcześniej nie obejrzał serialu.
– Next Goal Wins. Pierwszy gol
Poturbowany przez życie piłkarski trener przyjmuje posadę selekcjonera najgorszej reprezentacji na świecie. Film miewa swoje momenty, co nie zmienia faktu, że Taika Waititi napisał go pewnie w całości na kolanie siedząc dłuższą chwilę na kiblu. Zdecydowanie lepiej obejrzeć dokumentalny pierwowzór pod tym samym tytułem.
– One More Shot. Jeszcze jeden strzał
Dzielny agent eskortujący przywódcę terrorystów musi stawić czoła niezidentyfikowanym napastnikom, którzy zbrojnie przejęli amerykańskie lotnisko. Koncepcja – dobrze zrealizowana, żeby była jasność – nakręcenia filmu jednym ujęciem pozbawia Scotta Adkinsa większości jego nieprzeciętnych umiejętności. Lepiej by to wyszło zmontowane jak Pan Bóg Filmu przykazał.
– Polowanie (2023)
Kiedy burmistrzem prowincjonalnego miasteczka zostaje pełen ideałów biznesmen, grupa trzymająca władzę wkrótce zaczyna mieć go dość. Ta bardziej interesująca niż myślałem i oparta na prawdziwej historii opowieść z rzadko diabolicznym Arturem Barcisiem, zasługiwała na lepszego reżysera, który zrobiłby z tego coś więcej niż przeciętny film telewizyjny.
– Ransomed. Okup aka Bigongsijakjeon
Połowa lat 80. Południowokoreański dyplomata wyrusza do Libanu, by uratować pojmanego tam dwa lata wcześniej rodaka. Marcina Dorocińskiego omija w tym filmie cała akcja, ale ta i tak nie wyróżnia się zupełnie niczym. Ot kolejna podobnie nudna „zagraniczna” produkcja z Korei bliźniaczo podobna do „Ucieczki z Mogadiszu”. (Choć scenograficznie mi zaimponowała).
– Red One. Czerwona Jedynka
Szef ochrony Świętego Mikołaja musi połączyć siły z cwaną gapą, gdy jego pracodawca zostaje porwany. Jeden z ostatnich filmów, na które streamingi w kowidzie dały setki milionów dolarów i myślały, że utłuką kina. Po raz kolejny udowadnia, że była to kasa wrzucona w błoto, choć ma naprawdę dużo dobrych pomysłów na siebie i na ogranie Bożego Narodzenia. Nie wychodzi z tego jednak nic godnego uwagi,
– Reopening Night. Spóźniona premiera
Po przerwie spowodowanej pandemią do nowojorskiego Central Parku powraca „Szekspir w parku” z afroamerykańską wersją „Wesołych kumoszek z Windsoru”. Fajny klimat teatru i tęsknoty za kulturą przysłania w tym dokumencie typowa dla afroamerykańskich twórców nieumiejętność przedstawienia problemów rasowych w taki sposób, by ktoś rzeczywiście zaczął im współczuć.
– Road House (2024)
Okryty hańbą mistrz MMA przyjmuje posadę wykidajły w terroryzowanym przez nieokrzesaną klientelę przydrożnym barze. Remake kultowego hitu z końca lat 80. na siłę próbuje być równie cool co oryginał, zmieniając w nim wiele rzeczy na zdecydowanie gorsze. PS. Świetny Gyllenhaal, przeokropny McGregor.
– Różyczka 2
Niespodziewana kandydatka na urząd prezydenta Polski musi zmagać się z niewygodną prawdą o jej matce. Jeden z najfajniejszych konceptów na sequel polskiego filmu został zniweczony przez postawienie na cienki jak dupa węża political-thriller zamiast na dramat o ludziach i konsekwencjach ich życiowych wyborów skazujących ich na samotność.
– Shirley
Biograficzna opowieść o Shirley Chisholm, pierwszej czarnoskórej kandydatce na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jadący na autopilocie biopic na podstawie gotowego wykresu. Całościowo niemal identyczny jak „Rustin”, który jednak bardziej mi się podobał.
– Spadek
Po śmierci bogatego wuja, rodzina zbiera się w jego posiadłości, by przejść ostateczną grę o pokaźny spadek. Mogło być katastrofą, a nie było i za to plus. Dobre chęci jednak nie wystarczyły i wyszła typowo polska próba nakręcenia amerykańskiego kina. Brakuje nam do tego fachowców – w tym przypadku scenarzysty i charakteryzatora, który zadbałby o to, by bohaterowie nie wyglądali jak przebierańcy.
– Speak No Evil. Nie mów zła
Przechodzące kryzys małżeństwo przyjmuje zaproszenie poznanej na wakacjach pary do spędzenia weekendu w ich domu. James McAvoy bawi się tu wyśmienicie, ale widz rozpoznający duński oryginał zachodzi w głowę: co się tu, kurwa, odpierdzieliło? Totalnie niezrozumienie oryginału, choć bardziej chodzenie na pasku ograniczeń hollywoodzkiego kina, zamieniają wstrząsającą opowieść w głupawą czarną komedię.
– Sweet Bobby: My Catfish Nightmare. Sweet Bobby: Koszmarne oszustwo
Zakochana w poznanym w Internecie Bobbym, Kirat przeżywa szok, gdy jej ukochany zostaje objęty programem ochrony świadków. Z całym szacunkiem, jedyne co szokujące w tej historii to naiwność ofiary. Z tego powodu naprawdę trudno się jakoś mocno oburzyć, choć trzeba przyznać, że scenarzysta nie odważyłby się czegoś takiego wymyślić.
– Sweet Home
W opuszczonej rezydencji ekipa japońskiej telewizji przygotowuje dokument o słynnym malarzu, który przed śmiercią ozdobił mury domu tajemniczymi freskami. Kiedy już opada ekscytacja oglądaniem filmu, który po części zainspirował serię gier „Resident Evil”, zostaje być może i interesująca pocztówka z VHS-owej przeszłości, której brakuje czegoś, co zaangażowałoby widza.
– Tiger 3
Niezłomny indyjski agent specjalny walczy nie tylko o dobro swojego kraju, ale też oczyszczenie swojego dobrego imienia. Stawka jest wysoka, bo Pakistan już się czai! Kolejne widowisko Indyjskiego Uniwersum Szpiegowskiego zyskałoby na tym, gdyby Salman Khan nie był taki napuszony, poważny i miał do siebie dystans. Na chwilę wpada tu Shah Rukh Khan i pokazuje, o co dokładnie chodzi.
– Timeless Heroes: Indiana Jones and Harrison Ford. Bohaterowie wszech czasów: Indiana Jones i Harrison Ford
Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby była to po prostu biografia Harrisona Forda. A że jest to film reklamowy „Artefaktu przeznaczenia” z dodatkiem biografii Harrison Forda – wystarczy przewijać wszystko, co nie jest wspominkami z jego kariery.
– Under Paris. Rekiny w Sekwanie
Pogrążona w żałobie oceanolożka musi uratować Paryż przed rekinem, który w zemście przepłynął za nią przez pół świata. Wraz z upadkiem formatu VHS filmy tego rodzaju przestały mieć rację bytu, bo w cyfrowej żyleta kopii nie da się ich oglądać z przyjemnością.
Najlepsze filmy 2024 roku
Dobre filmy 2024 roku
Przeciętne filmy 2024 roku
Najgorsze filmy 2024 roku
Podziel się tym artykułem:
Podklej linki do najlepszych, itd
Podkleję, jak się wpisy opublikują :P.
Czyli pewnie jutro.
Czyli że spoiler alert…
Linia na dole do Dobre filmy prowadzi do Słabe. Incepcja taka? Proszę mnie obudzić, dość mam już słabych filmów 😉
Wstawaj, nie zesrałeś się! 😉 Słuszna racja, milordzie. Poprawiam i w ogóle uzupełniam.