Dobrze widzicie. Trochę zaległości jeszcze z 2024 roku zostało. Czyli co Q-Słonko widziało w październiku 2024.
Filmowy październik 2024 w ocenach
9
– Ibelin. Wyjątkowe życie Ibelina
World of Warcraft jest dla Matsa Steena wszystkim, co najważniejsze w życiu. Ma tam wielu przyjaciół, którzy budują z nim bliską więź nic o nim nie wiedząc. Najbardziej wzruszająca rzecz, jaką widziałem w tym roku.
8
– His Three Daughters. Jego trzy córki
Mieszkające z dala od siebie trzy siostry o zupełnie różnych charakterach wracają do rodzinnego domu, by towarzyszyć umierającemu ojcu w ostatnich godzinach jego życia. Nie ma tu żadnych wodotrysków, kombinacji i efekciarstwa. Są trzy dobre aktorki i rozważania głównie na temat tego, z czym większości z nas przyjdzie się wcześniej czy później zmierzyć. Jak to mówią: dobry mały film.
7
– 4:30 Movie, The
Zakochany w koleżance nastolatek zdobywa się po roku na śmiałość i zaprasza ją na kinowy seans o 16:30. Po długich latach kręcenia bele czego i co popadnie, Kevin Smith powrócił w końcu do formy z początków kariery. „W pogoni za Amy” to nie jest, bardziej „Szczury z supermarketu”, ale miło popatrzeć na coś, co nie jest na siłę zabawne.
– Caddo Lake
Dręczony tragiczną przeszłością mężczyzna wciąż próbuje znaleźć odpowiedzi na wiele pytań, których udzielić może mu sprawa zaginięcia 8-letniej dziewczynki. Dobre do oglądania kino, które poprzez inspirację oczywistym źródłem wcale nie jest tak zaskakujące, jak mu się wydaje.
– It’s What’s Inside. Liczy się wnętrze
Spotkanie po latach kolegów z liceum zapowiada się tragicznie, gdy pojawia się na nim tajemnicze urządzenie. To właśnie ten przypadek filmu, który nie podoba się nikomu, a mnie tak. Tak mogłoby wyglądać „Bodies, Bodies, Bodies”, gdyby zabrać z niego artystyczne zapędy, a uzupełnić fajnym pomysłem na fabułę. Uderzające w operowe tony „Saltburn” wymaga pełnego skupienia i kartki, żeby sobie to wszystko rozpisać. W połowie mota się już tak, że zarówno może nie mieć żadnego sensu, jak i być arcydziełem skomplikowanej intrygi.
– Napad
Polska okresu transformacji ustrojowej. Były ubek zaczyna śledztwo w sprawie brutalnego napadu na bank. Jeden z najlepszych polskich filmów wyprodukowanych przez Netflix. Świetny Lubaszenko i celnie oddany klimat lat 90. Interesująca fabuła, dobre tempo, interesujący bohaterowie.
– Shadow Strays, The. Błędny cień
Młoda zabójczyni nie cofnie się przed niczym, aby odnaleźć chłopca, z którym połączyła ją więź, gdy ten stracił matkę. Timo Tjahjanto spuścił trochę nogę z gazu, jeśli chodzi o ekstremalną masakrę, a zamiast tego podkręcił tempo w porównaniu do jego ostatnich nudziarstw. Wyszło coś pomiędzy Szóstką i Siódemką z nadzieją na to, że już w kolejnym filmie oryginalny twórca odnajdzie idealny balans makabry i ciekawego storytellingu.
6
– Platform, The. Platforma aka El hoyo
Mężczyzna przystępuje do społecznego eksperymentu, w którym ktoś bardzo dosłownie wziął sobie do serce prawdę o tym, że im niżej jesteś, tym mniej masz. Na pierwszy rzut oka fajna rzecz, taki „Cube” XXI wieku, ale bez kitu. Sześć dni to oglądałem, bo autentycznie pięć razy usnąłem w trakcie.
– Salem’s Lot. Miasteczko Salem
Wracający do rodzinnego miasteczka pisarz wraz z grupą dzielnych miejscowych muszą stawić czoła wampirom. Pięknie nakręcona i zrealizowana ekranizacji prozy Kinga, w której zabrakło niestety najważniejszego. Nie ma serca w tej odhaczonej punkt po punkcie opowieści.
– UFO Sweden, UFO
Zbuntowana nastolatka z pomocą Związku Miłośników UFO, do którego kiedyś należał jej ojciec, próbuje odkryć prawdę jego zaginięcia. Kino Nowej Przygody ze Szwecji, niestety lepiej to brzmi niż wygląda. Autorzy odrobili lekcję z aspektów produkcyjnych, ale scenariusz przestał interesować na długo przed końcem filmu.
– Wolfs. Samotne wilki
Dwóch zawodowych załatwiaczy zmuszonych zostaje do współpracy przy rozwiązywaniu problemu nowojorskiej polityk. Żeby to choć kiepskie było. Mało kto już dziś pamięta, że Jon Watts zaczynał kiedyś od „Klauna”. Jak będzie kręcił takie nijakie filmy ze zmarnowanym potencjałem, to wróci do „Klauna”. I wydaje mi się, że dobrze.
– Woman of the Hour. Randka w ciemno
Kiedy do telewizyjnego programu randkowego zgłasza się seryjny zabójca, występująca w nim dziewczyna zaczyna mieć problem. Oparty na faktach debiut reżyserski Anny Kendrick, z którym poradziła sobie bardzo dobrze głównie chyba za sprawą utalentowanej ekipy. Świetny Daniel Zovatto w roli mordercy.
5
– Hellboy: The Crooked Man, Hellboy: Wzgórza nawiedzonych
Zepchnięty za bardzo na margines tej opowieści Hellboy wyrusza w Appalachy, by rozprawić się z tytułowym demonem. Pierwsze pół godziny było w pytkę i już myślałem, że to będzie ten przykład kina, któremu tylko ja przylatuję na ratunek. No ale potem zaczęły się tyrady i nadprzyrodzone nudziarstwo. Jeśli to jest najbardziej wierna komiksowi ekranizacja, to ja zdecydowanie wolę tę mniej wierną z Harbourem.
– Menendez Brothers, The. Historia braci Menendezów
Nakręcony siłą rozpędu po serialu Ryana Murphy’ego dokument o braciach Menendez, który podobno wnosi coś nowego do sprawy, ale dopiero wtedy, gdy ja byłem już zanudzony na amen. Aczkolwiek pewnie miałbym lepsze zdanie, gdybym wcześniej nie obejrzał serialu.
– Sweet Bobby: My Catfish Nightmare. Sweet Bobby: Koszmarne oszustwo
Zakochana w poznanym w Internecie Bobbym, Kirat przeżywa szok, gdy jej ukochany zostaje objęty programem ochrony świadków. Z całym szacunkiem, jedyne co szokujące w tej historii to naiwność ofiary. Z tego powodu naprawdę trudno się jakoś mocno oburzyć, choć trzeba przyznać, że scenarzysta nie odważyłby się czegoś takiego wymyślić.
4
– Do Patti. Siostrzana rozgrywka
Twardo stąpająca po ziemi policjantka prowadzi śledztwo w sprawie, w którą zamieszane są dwie różniące się o 180 stopni charakterami bliźniaczki. Generyczny społecznik utrwalający bollywoodzkie stereotypy. Kajol w indyjskiej wersji Mare z Easttown robi, co może, ale niewiele może.
Oskarżony o serię morderstw Arthur Fleck vel Joker oczekuje w Azylu Arkham na rozprawę, zakochując się w międzyczasie w muzykalnej pacjentce z sąsiedniego skrzydła. Obyczajowy dramat o życiowej beznadziei, dziadostwie, bezsensie, samotności i pragnieniu uczucia, w którym niepotrzebnie znalazły się elementy musicalu, dramatu sądowego i kina komiksowego. A przede wszystkim nuda.
– Man Who Loved UFOs, The, Człowiek, który kochał UFO
Prawdziwa historia argentyńskiego dziennikarza, który dla oglądalności swojego programu zdecydował się nieco spreparować dowody na istnienie UFO. Pomimo interesującej historii, całość jest straszną męczarnią pod każdym względem. Być może trzeba być Argentyńczykiem i pamiętać, jak oglądało się te programy na żywo.
Obdarzony nadprzyrodzonymi umiejętnościami genialny architekt marzy o radykalnym przebudowaniu odbudowanego na podobieństwo starożytnego Rzymu, Nowego Jorku. Chaotyczne i naiwne kino z kilkoma wielkimi scenami, które Francis Ford Coppola umiejętnie zakrył kiczowatymi momentami z gatunku WTF.
– Podżegacze. Instigators, The
Rozwiedziony, zadłużony ojciec zmuszony jest współpracować z byłym skazańcem przy planie skoku, który szybko trafia szlag. Chyba najgorszy z możliwych rodzaj współczesnego kina. Było tu dosłownie wszystko, żeby zrobić fajny odmóżdżacz, ale nikomu się nie chciało i nakręcono bele co, byle tylko zainkasować wypłatę.
Podziel się tym artykułem: