Jeśli chodzi o moje zdanie, to drugi sezon Squid Game ma tylko jedną, dość poważną wadę, której zresztą łatwo można domyślić się bez specjalnie insajderskiej wiedzy. Poza nią, dostałem to, co chciałem. Recenzja drugiego sezonu serialu Squid Game. Netflix.
O czym jest drugi sezon Squid Game
Po wygraniu swojej edycji Squid Game – morderczej rozgrywki, w której zdesperowani uczestnicy biorą udział w serii zabaw dziecięcych z twistem, a której pozostałym przy życiu zwycięzcą może być tylko jedna osoba – Gi-hun Seong aka Gracz 456 (Jung-Jae Lee) postanawia zrobić wszystko, by zdemaskować osoby stojące za Squid Game i raz na zawsze zakończyć tę bezwzględną rozrywkę dla bogatych. Z pokaźną sumą za zwycięstwo, ma ku temu wszelkie środki, jednak mijają miesiące, a po organizatorach Squid Game i bezwzględnym Frontmanie (my wiemy, że to Byung-hun Lee, ale on o tym nie ma pojęcia) nie ma ani śladu. Gracz 456 nie jest jedyną osobą, która zrobi wszystko, by odkryć prawdę bez względu na koszty. Policjant Hwang Joon-ho (Ha-joon Wi) środki na poszukiwanie squidgame’owców ma ograniczone, ale nadrabia cierpliwością sprawdzając wyspa po wyspie miejsca, w których odbyła się poprzednia edycja Squid Game, podczas której szukał swojego zaginionego brata. Tymczasem wielkimi krokami zbliża się następne Squid Game, w którym po raz kolejny udział weźmie 456 nieświadomych niczego zawodników.
Zwiastun drugiego sezonu Squid Game
Recenzja Squid Game, s2
Jest dobrze. Kto z całym dobrodziejstwem inwentarza, tym dobrym i tym, którego można by się czepiać, przyjął pierwszy sezon Squid Game, z drugiego sezonu zadowolony będzie również. W centrum sezonu znajduje się tytułowy Squid Game i to właśnie wokół tych zawodów kręci się wszystko. W żadnym razie nie zostały zepchnięte na margines, a nadal pozostają sednem serialu. Oto 456 osób wcześniej czy później pożegna się z życiem w trakcie inspirowanych dziecięcymi zabawami konkurencji mających wyłonić jednego zwycięzcę, który zgarnie całą kwotę płynącą deszczem banknotów do świnki skarbonki.
Oczywiście byłoby bez sensu, gdyby sam przebieg Squid Game powtórzył się toczka w toczkę. No może nie bez sensu, ale z pewnością uprawniałoby to do kręcenia nosem na odtwórczość i brak wyobraźni. Co jak co, ale tego ostatniego koreańskim produkcjom zarzucić nie można, więc i tutaj twórca serialu: Dong-hyuk Hwang stanął na wysokości zadania i w umiejętny sposób rozwinął swój koncept serialu oraz przebiegu znajdującej się w jego centrum rywalizacji. Nie jest żadną tajemnicą, ani spoilerem – no chyba, że totalnie niczego nie chcecie wiedzieć i nie wpadły wam w oko wywiady z autorem albo zwiastun (nie oglądałem, nie wiem, ile zdradza), to sobie odpuśćcie resztę tego akapitu – że Graczowi 456 uda się w końcu dołączyć do nowej grupy uczestników, więc już samo to zmienia dynamikę rozgrywki. Znając mechanizmy jej działania, Gi-hun służy wiedzą odnośnie tego jak przetrwać mordercze konkurencje i chętnie się nią dzieli. Pytanie tylko, czy ktoś mu uwierzy w tak absurdalne zapowiedzi, że hej, słuchajcie mnie albo wielka lalka was zastrzeli!
Reguły zabawy zmieniają także sami organizatorzy, więc i to zmienia przebieg, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni po pierwszym sezonie. W drugim sezonie pojawiają się nowe konkurencje (nieunikniony będzie wzrost zapytań w Google’a o hacele), więc nawet jeśli ich wynik pozostaje taki sam jak wcześniej (przegrywasz – umierasz), to ogląda się je z przyjemnością (szczególnie, że w drugim sezonie zadbano o naprawdę mocno wpadającą w ucho ścieżkę dźwiękową, która ładnie urozmaica całość). Piszę o przyjemności, choć średnio pasuje to określenie do serialu o hurtowym zabijaniu ludzi, ale przecież sam reżyser apelował o to, aby Squid Game traktować jako produkcję rozrywkową, a co za tym idzie mającą dostarczyć rozrywki. Bo głównie to miał na myśli tworząc serial. Również i jego musi zapewne bawić to dopatrywanie się w jego serialu za wszelką cenę ukrytych znaczeń, społecznych komentarzy i tym podobnych moralnych rozkmin. Squid Game gdzieś przy okazji niesie je ze sobą, ale głównie powinno się go oglądać jak relację ze sportowych zawodów.
Jeszcze jedną rzeczą, która zmienia dynamikę rozgrywki – do zasad wprowadzono oprócz tego jeszcze jedną kluczową regułę, która również wiele zmienia, ale to już w rejonach spoilera, więc nie będę wnikał głębiej; więcej też dowiadujemy się o dotychczas głównie anonimowych żołnierzach w charakterystycznych kombinezonach – są zawodnicy, którzy przystąpili do SG. Przyzwyczajeni do tych z pierwszego sezonu, możemy łatwo zapomnieć, że ludzie są różni i nie wszystko musi przebiegać w ten sam sposób. Tym samym również i zachowania, roszczenia, pretensje, śmiałość, brak skrupułów nowej grupy 456 zawodników zmieniają często wszystko o 180 stopni. Na spokojnie więc, Squid Game s2 jest tym samym, co Squid Game s1, a zarazem jest mocno inny pod kątem prowadzenia morderczych konkurencji.
W drugim sezonie Squid Game podoba mi się to, co od zawsze charakteryzowało południowokoreańskie produkcje. Pomysłowe rozwijanie fajnych koncepcji poprzez prowadzenie ich w takie miejsca, których widz może się nie spodziewać. Przy czym nadal pozostają prostymi historiami bez kombinowania i niepotrzebnego udziwniania. W efekcie oglądaniu zamiast znudzenia towarzyszy satysfakcja z tego, że autor serialu nie jest zainteresowany jedynie odcinaniem kuponów, a postarał się o dostarczenie odbiorcy czegoś, co szybko angażuje i zachęca do odpalania kolejnych odcinków. SG, s2 od razu przechodzi do rzeczy i nie marnuje się tu czasu na jakiś dłuższy rozruch. Dostajemy drugi rozdział tej historii bez kombinacji mogących zaburzyć to, do czego się przyzwyczailiśmy i dzięki czemu Squid Game zyskał taką popularność.
Ale
No i wszystko byłoby bez większego zarzutu, gdyby nie to, co można było przypuszczać znając politykę pokazywania południowokoreańskich seriali na Netfliksie, oraz widząc oświadczenie streamera, że sezon numer 3 już w 2025 roku. Zatem tak, Squid Game, s2 nie jest żadnym drugim sezonem Squid Game, a pierwszą częścią drugiego sezonu, s2A, jak lubi to nazywać Netflix, która kończy się dokładnie w połowie tej opowieści, a na ciąg dalszy trzeba czekać. Nie jest to klasyczny serialowy cliffhanger, a właśnie przerwanie opowieści w samym jej środku z zostawieniem przed ekranem wkurzonego widza. Stąd ciacham finalną ocenę o 1.
Bo poza tym, to naprawdę nie ma się czego czepiać. Są jakieś drobnostki typu naganianie ewentualnych uczestników na tych samych stacjach metra czy hurtowe znajdowanie pół tysiąca zadłużonych uczestników, których po ich zaginięciu nikt nie szuka i nikogo nie dziwi, że tyle osób gdzieś wyparowało. No i jest trochę typowo koreańskich, rzewnych zagrywek – choć zdecydowanie mniej niż w innych południowokoreańskich serialach; Squid Game ma z tyłu głowy dobro zachodniego widza – typu np. żałowania oddania nerki dla żony, bo potem przydałaby się (nerka, nie żona) do sprzedania jej na drogie leczenie dziecka. No ale to pierdoły, które nie przeszkadzają, jeśli jest się pozytywnie nastawionym do całego serialu.
Ocena Końcowa
7
w skali 1-10
Podsumowanie : Znający prawdę o Squid Game, Gracz 456 oraz nieustępliwy policjant robią wszystko, by odkryć kiedy i gdzie odbędzie się następna edycja krwawych zawodów i pokrzyżować plany ich organizatorom. Kontynuacja jednego z najpopularniejszych seriali Netfliksa podejmuje akcję dokładnie tam, gdzie się zakończyła i twórczo rozwija koncepcje znane z pierwszej odsłony serialu. Jedynym mankamentem drugiego sezonu jest to, że to zaledwie połowa tej opowieści. Bezczelnie więc kończy się wtedy, gdy widz zaciera ręce na więcej, bo nie dotarł do zakończenia żadnego wątku.
Podziel się tym artykułem: