Tak, tak, dobrze czytacie. W październiku. Czyli co Q-Słonko widziało w październiku.
Filmowy październik 2021 w ocenach
8
– Dune: Part One. Diuna. Część Pierwsza
Kiedy wydobycie cennego melanżu z planety Arrakis przejmuje ród Atrydów, brutalne starcie z rodem Harkonnenów wydaje się nieuniknione. Oszałamiająca wizualnie, choć do szpiku ascetyczna ekranizacja powieści Franka Herberta, która wciąga i pochłania. A mnie także uśpiła.
– No Time to Die. Nie czas umierać
James Bond przerywa emeryturę, by pomóc CIA w sprawie kradzieży groźnego wirusa z laboratorium MI6. Porządne pożegnanie Daniela Craiga z rolą Jamesa Bonda, które kosztem widowiska stawia na opowieść o człowieku, który nagle ma po co żyć. Przy okazji pozostaje w ramach klasycznego filmu o Bondzie z wszystkimi jego atutami i manieryzmami.
– V/H/S/ 94
Policja po raz kolejny odnajduje stos kaset VHS, na których znalazły się mrożące krew w żyłach nagrania. Po beznadziejnej trzeciej części serii i kilku latach przerwy, antologia wraca do formy. Hail, Raatma!
7
– Dom zły
Kiedy na miejsce makabrycznej zbrodni po zimowym dukcie przybywa milicja obywatelska, funkcjonariusze będą musieli zadbać o to, żeby nie zabrakło im wódki. Seans powtórkowy. Podobało mi się bardziej niż za pierwszym razem, ale chyba zabrakło tego depnięcia, co w kolejnych filmach Smarzowskiego, bo po takim Wołyniu zupełnie nic tutaj nie trzepnie.
– Last Duel, The. Ostatni pojedynek
Zwaśnieni rycerze stają do pojedynku na śmierć i życie po tym jak jeden z nich rzekomo gwałci żonę drugiego. Widowisko historyczne Ridleya Scotta ma wszelkie zalety podobnych filmów tego reżysera – głównie produkcyjnych. Fajnie ogląda się go przez dość wyraźne zaznaczenie tego, komu powinno się w nim kibicować. Jest jednak o 20 minut za długi.
– Straight Story, The. Prosta historia
Staruszek wyrusza w podróż po Stanach kosiarką do trawy, by pogodzić się ze swoim bratem. Bywają filmy, w których nic się nie dzieje i po kwadransie jesteś wymęczony. A bywają i takie, w których nic się nie dzieje, ale trwałyby dziesięć godzin, a i tak by się je miło oglądało. To ten drugi.
– What Happened, Brittany Murphy?
Solidnie spędzone trzy godziny na dokumencie przybliżającym okoliczności niespodziewanej śmierci Brittany Murphy. Oto kolejna historia o tym, że hollywoodzki glamour to często jedynie fasada, a pod spodem nie znajdzie się niczego dobrego. Bo to wy jesteście dla Hollywood, a nie Hollywood dla was.
– Żeby nie było śladów
Oparta na faktach opowieść o śmiertelnym pobiciu Grzegorza Przemyka i o tym, co wydarzyło się później. Realizacyjnie wymiata. Fabularnie – o sześć godzin za długi. Irytująca Aleksandra Konieczna.
6
– Halloween Kills. Halloween zabija
Michael Myers bez problemu wydostaje się z zakładanej przez 40 lat pułapki i rusza na bezpośrednie stracie z mieszkańcami Haddonfield. Zdecydowanie lepsze od nędznej jedynki. Ma swoje problemy, ale dużo się dzieje i jest dużo trupów. Jak również cała masa kretyńsko zachowujących się postaci.
– Hiacynt
Młody milicjant rusza tropem seryjnego mordercy gejów. Dla takich filmów wymyślono określenie „slowburner”. Gorsza sprawa, że w filmie Domalewskiego jest głównie slow, a burn nie nadchodzi nigdy. Fachowo oddany klimat lat 80., choć oszczędny, to zdecydowanie na plus.
– Last Night in Soho. Ostatniej nocy w Soho
Zafascynowana modą i Londynem lat 60. dziewczyna przenosi się w czasie do swojej ukochanej epoki. Z połączenia filmów Dario Argento i wczesnego De Palmy powstał ten nienagannie zrealizowany i zagrany thriller z przeciętnymi twistami i pudrowaniem nostalgią wyświechtanych filmowych klisz. Wolę rozrywkowego Edgara Wrighta.
– Marianne & Leonard: Words of Love. Marianne i Leonard: Słowa miłości
Gdybyście byli zainteresowani posłuchaniem opowieści o tym, że Leonard Cohen był dupkiem – oto odpowiednia produkcja dla Was.
– Najmro. Kocha, kradnie, szanuje
Mocno wyidealizowana i zbyt często fikcyjna opowieść o najsłynniejszym polskim złodzieju Zdzisławie Najmrodzkim została zrealizowana po hollywoodzku i z biglem. A jednak w takim wydaniu można odnieść wrażenie, że w tej prawdziwej historii było niewiele wartego do przeniesienia na ekran i forma przerosła treść.
5
– Britney vs. Spears. Britney kontra Spears
Najlepszą recenzją tego nijakiego i pozbawionego odwagi dokumentu jest to, że dwa miesiące po jego obejrzeniu, kiedy piszę to podsumowanie – totalnie nic z niego nie pamiętam.
– W lesie dziś nie zaśnie nikt 2
Policjanci z prowincjonalnego posterunku zmuszeni są stawić czoła mordercy obdarzonemu ponadnaturalną siłą. Dobrych dziesięć minut filmu to zza mało, żeby odtrąbić sukces filmu. Podobał mi się jednak bardziej niż pierwsza część, choć po ocenie tego nie widać.
4
– Antlers. Poroże
Niewielkie górnicze miasteczko kryje krwawą tajemnicę, którą postara rozwikłać się miejscowa nauczycielka. Usnąłem na tym nudziarstwie w kinie ze trzy razy, więc chyba powinienem go powtórzyć. Problem w tym, że mi się nie chce, więc zostaję z opinią: fajnie nakręcone, pozbawione prawie wszystkiego, co zaangażuje widza choć trochę.
– No One Gets Out Alive. Nikt nie ujdzie z życiem
Młoda meksykańska imigrantka wynajmuje pokój w podniszczonym domu pełnym tajemniczych odgłosów. Sztampa słabnąca z każdą minutą seansu, choć rozpoczynająca się ciekawie i interesująco. Reżyser udowodnił jednak, że ma talent, więc na pewno dostanie kolejne szanse.
Podziel się tym artykułem: