×
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni, Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings (2021), reż. Destin Daniel Cretton.

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni. Recenzja filmu Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings

Były okolice roku 2017, gdy ktoś rzucił pytaniem: a co by było, gdyby nakręcić film o afroamerykańskim superbohaterze pochodzącym z tajemniczej afrykańskiej krainy dysponującej niedostępną gdzie indzie technologią? Rok później do kin trafiła Czarna Pantera, a film zarobił około półtora miliarda dolarów. Kwestią czasu stało się więc to, kiedy ktoś rzuci kolejnym pytaniem. A co było, gdyby nakręcić film o azjatyckim superbohaterze pochodzącym z tajemniczej azjatyckiej krainy dysponującej niedostępną gdzie indziej technologią? Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni by była. Pobicie przedpandemicznego rekordu kasowego weekendu amerykańskiego Święta Pracy by było. Recenzja filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni. Kino.

O czym jest film Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

Nie wiadomo do końca jak, nie wiadomo do końca kiedy, wiadomo jednak, że niejaki Xu Wenwu (Tony Leung) wszedł w posiadanie dziesięciu pierścieni, które zapewniły mu władzę nad światem. Stulecia później do podbicia Wenwu pozostała jedynie mityczna kraina zamieszkana przez bajkowe stwory i żyjąca w harmonii z wszechświatem. Nie spodziewał się jednak, że zakocha się tam w pięknej, walecznej i do końca wcale tak niedostępnej Li (Fala Chen). Para doczekała się dwójki dzieci i miała zamiar żyć długo i szczęśliwie. Kilkanaście lat później do pracy przy parkowaniu samochodów jedzie sobie autobusem Shaun (Simu Liu). Gawędę z koleżanką z pracy (Awkwafina) przerywa mu pojawienie się Rumuna z ostrzem w miejscu kikuta jednej z rąk. Wywiązuje się walka, w wyniku której dwójka naszych parkingowych musi udać się do Makau, by podążyć tam tropem skradzionego jadeitowego wisiorka.

Zwiastun filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

Recenzja filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

Naczytacie się w recenzjach filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni o tym, jak bardzo nietypowa jest to produkcja Marvela. Wszystko się zgadza, taka właśnie jest, ale bliżej prawdy byłoby stwierdzenie, że film w reżyserii Destina Daniela Crettona nijak nie ma się do Kinowego Uniwersum Marvela i jest totalnie osobnym filmem, który jedynie nawiązaniami wpycha się pomiędzy całą resztę MCU. To mniej więcej tak, jak gdyby Kevin Feige zdecydował nagle, że M jak Miłość jest jednak kolejnym odcinkiem Kinowego Uniwersum Marvela, który przedstawia pochodzenie i historię superbohaterów znanych jako Bracia Zduńscy. Jasne, nasz wojowniczy Shang-Chi dołącza właśnie do reszty Avengersów i zagości wśród nich na dłużej w kolejnych filmach Marvela. Ale Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni z praktycznie żadnej strony nie jest tym, co rozumiemy jako film Marvela. Gdyby go szufladkować, to trzeba by wrzucić go do przegródki z chińskimi dziełami fantasy pokroju Wojowników krainy Zu Tsui Harka.

Wybierając się zatem do kina na film Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni, nie wybierajcie się na film Marvela, ale wybierzcie się na chińskie widowisko fantasy nakręcone za miliony amerykańskich dolarów, co pozwoliło na przystępne dla zachodniego widza zaprezentowanie chińskiej mitologii, która często w chińskich filmach bywa niestrawna dla nie wschodniego oka. Będziecie się dobrze bawić, a przy okazji dostaniecie parę marvelowskich smaczków. Shang-Chi nie popycha avengerowskiej historii ani o centymetr, będąc przy okazji kolejnym dowodem na to, jak twórcy Marvela/Disneya potrafią bawić się stworzonym przez siebie światem. Miliardy zarobionych dolarów pozwalają na ryzyko, które często się opłaca. Wychodzą obronną ręką, nawet jeśli wprowadzają ni z gruchy ni z pietruchy postaci takie, jak – wykorzystajmy tutaj tajny kod, którego nie złamią osoby, przed którymi jeszcze seans filmu Crettona – Maciej Wisławski. Pojawia się tu więc sporo nawiązań do MCU, ale gdyby je wyciąć, nie sądzę, aby filmowi to w jakiś sposób zaszkodziło. Zamiast tego mogliby się pod nim podpisać bracia Shaw.

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni to udane połączenie kumpelskiej komedii, kopanego kina i chińskiego fantasy pełną gębą. Kupił mnie od pierwszych słów, kiedy przypomniałem sobie, jak bardzo lubię mandaryński język wprowadzający z offu w opowiadaną historię. Nie przepadam za chińskimi filmami, ale mandaryński lubię. Przypomina VHS-owe seanse kopanych klasyków, czy choćby wizyty w kinie na filmach typu Klasztoru Shaolin, kiedy po sukcesie Wejścia smoka wjechały na nasze ekrany.

Nie przepadając jednak za kinem fantasy w takim wydaniu, uważam, że dużo lepsza jest pierwsza połowa tego filmu, pełna fajnych łomotów na kopniaki i pięści bez przesadzania ze sznurkami. Kiedy górę nad podanym z humorem kopanym widowiskiem zaczyna brać chińska mitologia, zacząłem się trochę nudzić. Szczególnie że CGI w Shang-Chi nie należy do mocno udanych. Fajnie zarysowana, wzruszająca historia pełnokrwistych bohaterów (typowej Awkwafiny nie wliczam) i świetnego czarnego charaktera zasługiwała moim zdaniem na dużo lepszy finał. No ale skoro kłaniamy się azjatyckiemu widzowi, smoki muszą być. Nie na darmo popylają z nimi po ulicach w trakcie ichnich świąt.

Pomimo wielu paralel z Czarną Panterą, azjatycka odsłona MCU przypadła mi do gustu o wiele bardziej niż odsłona afroamerykańska. No ale chyba nie ma się co specjalnie dziwić, bo i historia kina dowodzi, że o wiele ciekawsze jest kino azjatyckie niż afroamerykańskie. I tak również jest w tym przypadku.

(2494)

Były okolice roku 2017, gdy ktoś rzucił pytaniem: a co by było, gdyby nakręcić film o afroamerykańskim superbohaterze pochodzącym z tajemniczej afrykańskiej krainy dysponującej niedostępną gdzie indzie technologią? Rok później do kin trafiła Czarna Pantera, a film zarobił około półtora miliarda dolarów. Kwestią czasu stało się więc to, kiedy ktoś rzuci kolejnym pytaniem. A co było, gdyby nakręcić film o azjatyckim superbohaterze pochodzącym z tajemniczej azjatyckiej krainy dysponującej niedostępną gdzie indziej technologią? Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni by była. Pobicie przedpandemicznego rekordu kasowego weekendu amerykańskiego Święta Pracy by było. Recenzja filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni. Kino. O czym jest…

Ocena Końcowa

7

wg Q-skali

Podsumowanie : Chiński parkingowy ukrywa tajemnicę rodową, która może doprowadzić do konfrontacji pomiędzy dwoma światami. Udane połączenie kumpelskiej komedii, kopanego kina i chińskiego fantasy pełną gębą, które z innymi filmami Marvela nie ma zupełnie nic wspólnego.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004