Najgorszy film wszech czasów. Co za tym idzie najgorsza ekranizacja komiksu ever. 1/10 omijać szerokim łukiem, 10% na RottenTomatoes – zagraniczni krytycy w kwestii nowego Helboya byli zgodni. Kupa straszna, reżyser nad niczym nie panuje, strasznie to złe. Okropne. Poszedłem sprawdzić i co się okazało? Hellboy Neila Marshalla to kawał krwawej rozrywki, która przez długi czas kusiła mnie, żeby wystawić jej maksa. Aż tak dobrze finalnie nie było, ale zagraniczni recenzenci chromolą głupoty, tyle mogę Wam powiedzieć. Recenzja filmu Hellboy (2019).
O czym jest film Hellboy
Piąty wiek przed naszą erą czy jakoś tak. Brytania rozrywana jest na strzępy przez armię potworów pod przywództwem Vivianne Nimue (Milla Jovovich). Zwana jest ona Krwawą Królową i jest ku temu bardzo kurwa dobry powód. Wszystko wydaje się stracone, ale Król Artur, korzystając ze zdrady siostry Nimue, zastawia na wiedźmę pułapkę. Ponieważ konwencjonalna broń nie jest w stanie nic Krwawej zrobić, Artur sięga po legendarny Excalibur i zadaje nim cios łeb jej ujebawszy, cytując klasyka. Nimue zostaje pocięta na sześć kawałków, a każdy kawałek wywieziony w odległy zakątek Brytanii, by nikt ich nie odnalazł i nie połączył dyszącej od chęci zemsty wiedźmy z powrotem. Wiadomo jednak jak to jest. Pewien guziec podejmuje się tej misji kilka setek lat później. Zatrzymać go będzie mógł tylko pracujący w Biurze Badań Paranormalnych i Obrony Hellboy (David Harbour). Na początek rusza z misją do Anglii, gdzie razem z członkami tajnego Klubu Ozyrysa zapoluje na trzy olbrzymy wysysające z wieśniaków szpik kostny i pozostawiające za sobą krwawe stosy kończyn. To zapowiedź tego, co czeka Ziemię, gdy Nimue wróci do formy.
Zwiastun filmu Hellboy
Recenzja filmu Hellboy
Wydaje się, że na dobry początek trzy porównania załatwią sprawę jakości filmu Hellboy AD 2019. Pierwsze, w nawiązaniu do wspomnianego wyżej klasyka, Hellboy zaczyna się i potem jest też kontynuowany w stylu niedocenianego pod względem humorystycznym Lesbian Vampire Killers. Początkowe sceny aż proszą się o tłumaczenie podobne do tego, które zaczynało ów film z… Jamesem Cordenem, zanim ktokolwiek go znał. Porównanie drugie to inny zrównany z ziemią film Neila Marshalla: Doomsday, który u mnie wylądował prawie z maksymalną oceną. Hellboy to ten sam poziom zabawy totalnym absurdem, który świetnie się sprawdza mimo wieeeeeluuuuu karkołomnych pomysłów. Z kolei nawiązanie trzecie to czarny humor i sposób ukrwienia identyczny co w serialu Ash vs Evil Dead. Hellboy to te trzy filmy złączone w jeden.
O stopniu krwawej rozpierduchy mówi wszystko wrzucany tu przedwczoraj w Poszedłbymie R-zwiastun Hellboya. Zdzierana skóra z twarzy, rozpoławianie do góry nogami, wyrywanie szczęki razem z językiem, wydłubywanie oczu i tego typu przyjemności. Jest tego rzeczywiście sporo, ale przesadzone są opinie, że za dużo. Gdyby tak chwilkę porównać, to wyjdzie na to, że krwawego gore jest tutaj niewiele więcej niż we wspomnianym zwiastunie. Plus trzeba dodać, że wiele z tych krwawych nieprzyjemności przydarza się demonom, a to zawsze obniża skalę problemu. Co innego jak odcinają łeb demonowi, a co innego jak człowiekowi. Wiele filmów oszukujących PG-13 korzysta z tego patentu.
O wiele więcej w filmie Hellboy jest czarnego humoru. Właściwie to cały Hellboy czarnym humorem stoi. Nie wszystkie onelinery są trafione i widać, że wiele z nich było dogrywanych po czasie (nie widać ust postaci, gdy mówią, więc można tam wstawić cokolwiek i kiedykolwiek), ale wzbogacone przez siarczyste przekleństwa wprowadzają potrzebny luz i dystans do całej historii, w której mnóstwo kuriozalnych scen i rozwiązań. Oczywiście najważniejszy jest tutaj sposób bycia samego Hellboya, kolesia, który nie zna żadnych świętości, a na dodatek jest cynicznym gościem, który odzywa się tylko po to, żeby komuś dosrać. Pod tym względem niewiele się zmieniło w stosunku do poprzednich filmów del Toro. Harbour daje w tej roli radę, a że schowany jest za czerwonym make-upem, to łatwo sobie wyobrazić, że w tę rolę wciela się ktoś inny. To uwaga dla tych, którzy nie lubią Harboura (ja) albo tych, którzy uważają, że jedynym, słusznym Hellboyem jest Ron Perlman. Spokojnie będą mogli sobie wyobrazić, że to Perlman gra w trójko-reboocie.
Porównywać do filmów del Toro nie ma co. Tam wszystko było baśniowe i grzeczne w granicach dozwolonego ratingu, tu nie ma nic z baśniowości, a słowo „dozwolone” Hellboya nie dotyczy. No może jedynie w kwestii nagości, która została tu zaniedbana i ma się wrażenie, że ćwiartowanie okej, ale goły cycek to złoooo. No ale ostatecznie nie jest to nowy koncept. Film nie nudzi, bo wypełniony jest po brzegi kolejnymi coraz bardziej zwariowanymi pomysłami. I kiedy myślisz, że koleś z dumną i poważną miną zasuwający na koniu w kostiumie jelenia to szczyt, za chwilę w chatce na kurzej łapce wjeżdża Baba Jaga i mówi: potrzymaj mi piwo. A wszystkim rządzi i dzieli znakomity guziec, który jest zwycięzcą filmu. Czy to w wersji makro czy mikro w pieluszce. To zdecydowanie najlepsza rola guźca od czasu Króla Lwa.
Hellboy zrealizowany został efektownie, walki z olbrzymami robią wrażenie, a fajna muzyka dodaje filmowi energii. Być może byłaby Dycha, gdyby pozostał taki luźny i postrzelony, ale momentami włącza się powaga i reżyser przypomina sobie o tej ironii i dwoistości charakteryzującej postać Hellboya. Demona walczącego z demonami. Z tego też względu finał mógłby być jednak bardziej efektowny. No ale już nie narzekajmy. Wystarczy, że narzekają niewidomi zagraniczni krytycy.
(2286)
Ocena Końcowa
8
wg Q-skali
Podsumowanie : Syn diabła kontra Krwawa Królowa. Na szali losy Ziemi. Dwugodzinne widowisko krwawej przesady z czarnym humorem rodem z serialu „Ash kontra martwe zło”. Cudownie absurdalne i przesadzone kino, które zapewnia zwariowaną rozrywkę kategorii R.
Podziel się tym artykułem:
To gówno szargające opinię Hellboya ma byc dobrym filmem? Koszmarne efekty, paralityczny montaż i tona absurdów to dobry film? Przestań tyle jarać przed seansami…
No niestety, jak lubię Neila Marshalla to jego najsłabszy film, choć oczywiście na ile „jego” to można dyskutować, bo przy tego typu blockbusterach reżyser za wiele o ostatecznym kształcie do powiedzenia nie ma. Jest tu kilka fajnych scen, kilka razy Marshall przypomni że swego czasu był nową nadzieją horroru, niektóre postaci mają całkiem fajny design (baba jaga wygląda jak z filmu Del Toro swoją drogą, z tym że nie z Hellboya od Del Toro ale czegoś pokroju Labiryntu Fauna :)) no ale to tyle. Scenariusz chaotyczny i dziurawy, chemii między postaciami nie stwierdzono (w ogóle miałkie są strasznie te postaci) a badguyka sobie jest… Neilu Marshallu, wróć do kręcenia fajnych horrorków za parę (a nie paręset) baniek w Wielkiej Brytanii i zostaw to okropne Hollywood. 😛