×
recenzja pilotowego odcinka Ash vs Evil Dead grafika plakat

Ash vs Evil Dead 1×01, czyli Powrót legendy

Dawno, dawno temu w położonej w środku lasu chatce na świat przyszło Zło. Wywołane zaklęciem puszczonym z magnetofonu marki Panasonic rozpanoszyło się po lesie i byłoby ogarnęło cały świat mrokiem, ogniem i śmiercią, gdyby nie on, Ash. +Trzydzieści lat później Zło podejmuje kolejną próbę opanowania świata. Przed Wami raczej szybka recenzja Ash vs Evil Dead stacji Starz (tej od Spartacusa).

Bruce Campbell, Ray Santiago i Dana DeLorenzo w serialu Ash vs Evil Dead

– Ależ skąd, nie mam zamiaru nijak wpływać na twoją recenzję, Q – Ash vs Evil Dead 1×01.

Na początku było Martwe zło vel Taniec z diabłem vel jeszcze parę innych pirackich tytułów

Mało jednego akapitu, żeby opisać, jak kultowym filmem dla pokolenia obecnie starych dziadów jest The Evil Dead Sama Raimiego. Nakręcone partyzancko-amatorskim sposobem za pieniądze zarobione na krótkometrażowym Within The Woods wysłało horror na zupełnie nowe tory (pierwsza w historii kina scena gwałtu przez drzewo #FunnyFact), a Raimiemu utorowało drogę do wspaniałej kariery. Pisałem tu już pewnie w którychś notkach z cyklu #ProjektIleśTam, w jakich warunkach oglądałem pierwsze dwie części (pierwszą w dniu powrotu z kilkudniowego licealnego wypadu integracyjnego do… lasu, nadawali ją w Kinie nocnym; drugą pożyczył mi kumpel uważany za satanistę, kaseta była tyle razy zgrywana ze słabych kopii, że naprawdę uwierzyłem, że to jakiś satanistyczny tajny film – dwójkę widziałem najpierw) nakręcając się nimi do pory seansu krótkimi opisami z katalogu The Best of Video. I samo to świadczy o kultowości obu filmów – dla ilu filmów dokładnie pamiętacie okoliczności ich pierwszego obejrzenia? I nie mówię o filmach, które widzieliście w tym tygodniu :P. Z trójką nie było już takiego problemu z obejrzeniem, bo do czasu jej premiery rynek wideo zdążył się rozwinąć dość prężnie. Nie przeszkodziło to w każdym razie trójce w zostaniu kultową. A potem wydawało się, ze to już koniec, szczególnie zważywszy dwa zakończenia trylogii.

Ash vs Evil Dead, czyli Ash jednak nie zaspał

Trylogia kończyła się dwojako w zależności od wersji Armii ciemności – kinowej czy reżyserskiej. W jednej Ash wrócił na czas do swoich czasów (na czas do czasów 🙂 ) i do intratnej posady sklepowego chłopca na posyłki, w drugiej zaspał o sto lat i obudził się po zagładzie nuklearnej, czy co to tam zmiotło życie na Ziemi. Sytuacja trochę kiepska do kontynuacji historii, ale i tak Raimi i spółka nie zamierzali się poddawać. Pierwotnie czwórka miała ciągnąć obydwa timeline’y na raz, co jednak okazało się dość skomplikowane. Wobec tego wywalono do kosza część w przyszłości i zajęto się kontynuacją bieżącego timeline’u (jak mi tu teraz podpowiada na Twitterze @Gunner33pl, sprawę ułatwił fakt, że Raimi nie ma praw do trójki, którą więc w serialu całkiem zignorują). Ale znów, ilość napisanego materiału była zbyt duża, żeby zmieścić to wszystko w jednym filmie. Rozwiązanie mogło być tylko jedno, zważywszy klimat obecnie panujący w filmowym biznesie. W skrócie: kochamy sequele, rebooty i inne pierduty, a nagle okazuje się też, że horror to również świetny gatunek dla telewizyjnych seriali. Postanowiono więc przenieść Asha do telewizji. A efekt przeniesienia widocznie okazał się dla stacji na tyle dobry, że jeszcze przed premierą pilota… zamówiono drugi sezon. Spokojnie więc można oglądać co wymyślili.

Fabuła Ash vs Evil Dead

No dobra, nie przesadzajmy z tą fabułą :). Minęło +trzydzieści lat. Ash mieszka w przyczepie kampingowej i pracuje na tej samej posadzie w prawie tym samym sklepie. Jemu to jednak najwyraźniej odpowiada, bo nie płacze w wydłużony rękaw (serio, mogli trochę popracować nad tą „odciętą” dłonią) tylko żyje pełnią życia. Grzmoci na lewo i prawo trzymanym w spodniach boomstickiem (ale wymyśliłem…) i żyje jak gdyby jutra miało nie być. I rzeczywiście, jutra może nie być. Przypadkowo przywołane podczas palenia zioła demony powracają na Ziemię, a pierwsze co mają zamiar zrobić, to dokonać srogiej pomsty na tym, który zaklęciem odesłał je kiedyś w pizdu. Ash będzie musiał stanąć przed wyborem – uciekać czy walczyć.

Recenzja Ash vs Evil Dead

Pozwolę zachować sobie rozsądny spokój. Teoretycznie powrót w Ash vs Evil Dead bohatera filmowego mojego dzieciństwa powinien wzbudzić we mnie więcej dreszczy, ale jednak po tych wszystkich latach wciąż nieufnie obwąchuję telewizor i myślę, że bardziej bym się cieszył z filmu kinowego. Wiem, wiem, w stacji takiej jak Starz Raimi i spółka mogą pozwolić sobie właściwie na wszystko, ale jednak, z tyłu głowy wciąż mam, że to telewizja. I może dlatego nie jestem jakoś mega zachwycony pilotem. Jest bardzo w porządku, na pewno nie jest zły, ale miał gorsze i lepsze momenty.

Paradoksalnie do tych gorszych (ciut gorszych) zaliczyłbym… Asha. Lata minęły, Bruce Campbell nadal nie nauczył się grać i jest w tym pewien urok, ale trochę za często miałem wrażenie, że w scenach z jego udziałem usłyszę śmiech z offu jak w sitcomie. Pewnie, The Evil Dead (szczególnie dwójka i trójka) umiejętnie balansował na granicy komedii i to było jego siłą, ale w wersji serialowej odczułem trochę przesady, a i żarty były drętwe, jak np. w najsłabszej scenie odcinka – początku z podrywem laski i wizytą w toalecie. Zanim odcinek się skończył, Ash wrócił już na właściwe tory, więc ten akapit właściwie do wykasowania, ale nie było tak, że tylko zobaczyłem Asha i od razu świat stał się lepszy.

Dobre natomiast jest to, że to dalej ten stary dobry The Evil Dead. Raimi ograniczył kombinowanie do zera i dał widzowi to, na co widz czekał. Chichrające się demony pojawiające się znikąd, splattery krwi, fruwające kończyny po odcięciu ich mechaniczną piłą, tekst „Groovy!” w najbardziej odpowiednim momencie i typowy dla The Evil Dead sposób filmowania – POV nadciągającego demona, leśne mgły, skośny horyzont itd. itp. Cały pilotowy odcinek to właściwie jeden wielki hołd dla kultowego filmu.

Bruce Campbell jako Ash z piłą mechaniczną w serialu Ash vs Evil Dead

– Mam piłę mechaniczną i nie zawaham się jej użyć! – Wiem, wiem, banalny caption – Ash vs Evil Dead 1×01

Podsumowując: nie mam ochoty kogoś zamordować, byle tylko obejrzeć kolejny odcinek Ash vs Evil Dead, ale spokojnie czekam na rozwój sytuacji. Myślę, że dopiero kolejne odcinki odpowiedzą na pytanie czy to zajebisty serial, czy może taki akurat, ale bez szału.

PS. Trochę chyba jednak żal, że nie nakręcili tego na jakiejś taśmie wideo czy coś. Te nowoczesne kamery, HD, srade itepe zabijają klimat, który znamy ze Złotej Ery Wideo.

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. Odcinek fajny, choć scena w barze wyszła żenująco ale później było co raz lepiej. Ale pomysł z uwolnieniem sił zła nie do końca mi podszedł.
    Podobało mi sie pomimo faktu że dla mnie Armia ciemności istnieje jedynie w wersji reżyserskiej z wiadomym zakończeniem, zresztą ja bardzo długo byłem święcie przekonany że jest tylko dircut, nawet nie wiedziałem że to dircut i normalnej wersji nawet nie oglądałem która jest o wiele krótsza.

    Campbell daje radę, więc nie wiem czemu się czepiasz go i daje rade na miare swoich możliwości choć wiadomo że to nie jakiś wybitny aktor. zaskoczyło mnie, że przynajmniej w pilocie serial nie idzie w całkowitą komedie, parodie, a początek zapowiadał tak. Bliżej jest odcinkowi do Evil Dead 2 jak do trzeciej części, którą swoją drogą też bardzo lubię (ale dawno oglądałem więc nie wiem czy wytrzymała by próbe czasu cała trylogia).

    A trzeba zaznaczyć że jednak jest trochę ujęć z CGI a nie same praktyczne efekty specjalne. Są typowe ujęcia dla Raimiego, ale aż tak dużo nie ma ich wcale.

    Jedyne co mi się nie podoba to przedłużenie o 2 sezon bo tak szczerze wolałbym to jako zamkniętą całość a nie ciągniecie w nieskończoność.
    Xenia pojawiła się na chwile ale za to wyglądała super. Ciekawe jak wypadną następne odcinki bo chyba całość nie reżyseruje Raimi.

  2. No może rzeczywiście wychodzi na to, że czepiam się Campbella, ale w sumie nie miałem zamiaru. Chodziło mi raczej o to (w serdeczny sposób, o ile to możliwe), że przez tyle lat w biznesie dalej jak był kiepski tak jest kiepski i żadnej zmiany nie widać. A przecież często wielu dziś topowych aktorów pamiętamy sprzed 10-20 lat jak zaczynali kariery i nikt nawet nie pomyślał, że aktorsko stać ich na więcej. Spodziewałbyś się, że ta półnaga laska z wiaderkiem w epizodzie „Młodych wilków” będzie kiedyś Małgorzatą Kożuchowską? 🙂

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004