Cała marketingowa koncepcja filmowej serii Cloverfield zasadza się na niewiedzy. Posunięta jest ona do tego stopnia, że twórcy pierwszego filmu serii: Projekt: Monster pewnie nawet nie wiedzieli, że rozpoczynają nim jakąś serię. Kolejne filmy – z dzisiejszym póki co dwa, wcześniej jeszcze Cloverfield Lane 10 – trzymane były w ścisłej tajemnicy niemal do czasu premiery. O najnowszym Paradoks Cloverfield pisano, że jego akcja będzie się dziać w trakcie II wojny światowej, a zanim przetrawiono tego newsa, podczas Super Bowl pojawił się pierwszy zwiastun, a parę godzin później na Netfliksie wylądował bez ostrzeżenia cały film.
Piszę o tym, bo pewnie się będziecie zastanawiać, czy będą w tej recenzji filmu Paradoks Cloverfield jakieś spoilery. Nie pisuję recenzji ze spoilerami, ale przecież nieprzypadkowo autorzy serii Cloverfield nie chcą, żebyście cokolwiek wiedzieli o ich filmach. Macie zasiąść przed ekranem i nic nie wiedzieć. Dlatego z tego punktu widzenia tak, będą w tej recenzji filmu Paradoks Cloverfield spoilery. I również dlatego napiszę Wam już tutaj, że Paradoks Cloverfield jest niestety filmem przeciętnym. O tym, czy chcecie poczytać o nim coś więcej decydujcie sami. Recenzja filmu Paradoks Cloverfield. Netflix.
O czym jest film Paradoks Cloverfield
Ziemia stoi na krawędzi katastrofy energetycznej. Zasoby energii kurczą się w zastraszającym tempie i jeśli problem nie zostanie rozwiązany, ludzkość prawdopodobnie zrobi to, co potrafi najlepiej i się pozabija. Ostatnią deską ratunku jest międzynarodowa grupa naukowców, która w stacji kosmicznej na orbicie Ziemi ma uruchomić urządzenie, które zapewni planecie niewyczerpane źródło energii. Niestety pierwsza próba kończy się niepowodzeniem, kolejne również. Mijają dni, tygodnie, miesiące, napięcie między członkami ekipy rośnie, ale problem pozostaje nierozwiązany. Na Ziemi zdania są podzielone. Choć cała operacja wydaje się jedynym ratunkiem dla ludzkości, to według niektórych uruchomienie urządzenia przyniesie jeszcze większe problemy. Pojawi się tzw. Paradoks Cloverfield i cholera wie, jakie będą jego efekty. To jednak jednostkowe głosy naukowych oszołomów, których nikt nie traktuje poważnie. Wkrótce załoga stacji Cloverfield zacznie się zastanawiać nad tym, czy jednak owe oszołomy nie miały racji. Kiedy w końcu z sukcesem udaje się uruchomić sporne urządzenie, Ziemia niespodziewanie znika.
Recenzja filmu Paradoks Cloverfield
Po trzech odsłonach serii Cloverfield można już dokonać jasnego podziału, który ją charakteryzuje. To filmy, które z powodzeniem mogłyby stanowić całość w oderwaniu od reszty, reprezentujące różne gatunki filmowe. Esencja, która łączy je jako część jednego uniwersum, to zaledwie kilka minut na seans. Pozwala ona na rzucenie do telewizora: „Aha! Dlatego to kolejna część Cloverfield!”, ale w gruncie rzeczy niewiele zmienia, jeśli chodzi o odczucia co do całości. Na potrzeby recenzji zostawiam więc te kilka minut filmu Paradokst Cloverfield w spokoju, zostawiając Was jedynie z tym, że tak, dowiecie się z filmu Paradoks Cloverfield czegoś więcej o tym uniwersum.
Co się zaś tyczy całej reszty to niestety pozostawia z uczuciem niedosytu. Choć wydawać by się mogło, że skoro film był tworzony w tajemnicy i nie goniły go żadne terminy czy niecierpliwe oczekiwanie widzów spragnionych całości po zobaczeniu pierwszego teasera, to Paradoks Cloverfield został zrobiony po łebkach. Większość podejmowanych tematów została tu jedynie zasygnalizowana, na czele z tytułowym Paradoksem. Właściwie nic o nim nie wiadomo i trzeba wierzyć słowom naukowca wieszczącego ewentualne skutki uruchomienia kosmicznej wiązki energii. Czemu miałoby być tak jak mówi? Nie wiadomo. Będzie paradoks i tyle.
Paradoks Cloverfield powiela schematy kosmicznego kina o załodze postawionej przed czymś nieznanym. Fajnie skompletowana aktorsko obsada – Gugu Mbatha-Raw, David Oyelowo, Daniel Brühl, Chris O’Dowd, Aksel Hennie, Ziyi Zhang, Elizabeth Debicki, John Ortiz – dobrana pod kątem pochodzenia bohaterów (obowiązkowa międzynarodowa ekipa; Amerykanie obowiązkowo wysłali Afroamerykanina) nie ma tu wiele do zagrania. Postaci zostały narysowane stereotypową kreską, podobnie jak fabuła sprowadzająca się do tego, że nasi bohaterowie poginą jeden po drugim w równo obliczonych odstępach czasu. Nie są to widowiskowe odejścia z tego świata, podobnie jak i cały film nie jest przesadnym widowiskiem kosmicznym. Serwuje parę widoczków kosmosu i gruzów po rozpierdusze, ale cała reszta mogłaby być kolejnym odcinkiem Strefy mroku.
The Cloverfield Paradox to taki właśnie odcinek The Twilight Zone serwujący kilka tajemniczo nieprawdopodobnych scen ocierających się o granice parodii, w których wszechświat broni się przed działaniem bohaterów. Ale tylko na potrzeby tych kilku scen. Gdy przychodzi co do czego, wszechświat jakoś specjalnie nie miesza i spokojnie czeka na to, co zrobią bohaterowie filmu. Niestety, Paradoks Cloverfield to najsłabsza z dotychczasowych filmów serii.
(2362)
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : Na stacji kosmicznej trwa nierówna walka z czasem. Stawką bezpieczeństwo energetyczne Ziemi będącej na granicy III wojny światowej. Najsłabsza z dotychczasowych części uniwersum Cloverfield. Mogłaby być jednym z odcinków Strefy mroku, wcale nie tym najlepszym.
Podziel się tym artykułem:
O Jezu, oglądanie tego czegoś to był prawdziwy dramat. Myślałem, że po „Life” nie będzie więcej takich bzdur ale to przekroczyło wszelkie granice idiotyzmów, klisz, słabego aktorstwa itp. Tu nikt nie próbował nawet serwować jakiegoś prawdopodobieństwa fabuły, że nie wspomnę o jakimś nawiązaniu do uniwersum. Całość wygląda jakby jakiś kilkulatek napisał scenariusz i miał wolną rękę na wstawienie dowolnej bzdury.
Że nie dali tego do kina to rozumiem ale że Netflix wydał na to 45 mln USD?
Kiedy tak o tym piszesz, to nie mam zamiaru bronić filmu, a bardziej odjąć mu jeden punkcik ;). No ale „Life” wg mnie jest gorszy, więc nie odejmę. Pewnie dlatego, że np. sceny z ręką uważam za udane hehe.
W sumie porównywalne z Life jeśli chodzi o poziom głupot i sztampy.
PS: Netflix wydał kasę na produkcję? Mi się wydawało, że ino wykupili prawa do gotowego filmu, jak faktyczni producenci doszli do wniosku, że to się za Chiny Ludowe nie sprzeda w kinach…
Nie mogę zrozumieć, czemu wszyscy glanują „Life”, a przecież to całkiem przyjemny film. No ale dobra, niech będę w mniejszości, mogę z tym żyć.
Natomiast Paradox to jakieś kompletny kretynizm; tęgie głowy opracowały bazę kosmiczną, bo kryzys paliwowy i energetyczny. Jakby nie można było postawić full farm wiatrowych, solarów, czy farm przetwarzających energię fal morskich w prąd. Przecież to elementarz.