Plusem filmów, o których lepiej nic nie wiedzieć przed ich obejrzeniem – a takim filmem jest Cloverfield Lane 10 – jest bez wątpienia to, że lepiej nic nie wiedzieć przed ich obejrzeniem ;). Jest wtedy spora szansa na to, że damy się zaskoczyć, a zaskoczenie w filmie to rzecz ważna. Jest jednak też minus takich filmów, nie da się pisać o nich bez spoilerów. To znaczy się da, ale to nie ma sensu. Dlatego nie będę się męczył i ta recenzja będzie ze spoilerami. A przynajmniej jej druga część. Mimo to zapraszam, recenzja filmu Cloverfield Lane 10 aka 10 Cloverfield Lane.
Reżyseria: Dan Trachtenberg
Scenariusz: Josh Campbell, Matthew Stuecken, Damien Chazelle
Obsada: John Goodman, Mary Elizabeth Winstead, John Gallagher Jr., Douglas M. Griffin, Suzanne Cryer
Zdjęcia: Jeff Cutter
Muzyka: Bear McCreary
Kraj produkcji: USA
Cloverfield Lane 10 – recenzja bez spoilerów
Bezspoilerowy zarys fabuły Cloverfield Lane 10 jest prosty. Jego znajomość nie wsadza na żadną większą minę, więc pozwólcie, że przedstawię Wam Michelle (Mary Elizabeth Winstead).
Michelle właśnie pokłóciła się z chłopakiem i wsiadła w samochód ruszając przed siebie w bliżej nieokreślonym kierunku. Podróż ta nie trwa długo, bo samochód z Michelle w środku niespodziewanie wypada z drogi, przecina barierkę, wpada na pobocze i bach, Michelle jest nieprzytomna. Budzi się dopiero w dziwnym wybetonowanym pokoju na prowizorycznej podłodze. Od faceta imieniem Howard (John Goodman) dowiaduje się, że miała szczęście w nieszczęściu. Oto ludzkość została zaatakowana przez bliżej nieokreślone siły i przebywanie na powierzchni Ziemi jest śmiertelnie niebezpieczne z powodu skażenia. Ale spokojnie! Howard był na to gotowy i przygotował podziemny schron na taką ewentualność. Będą tu mogli przeżyć tak długo jak tylko będzie trzeba, zanim Ziemia znów będzie gotowa do zamieszkania. Pytanie tylko: czy można mu wierzyć?
Interesujące, prawda? Ano interesujące. Reszta Cloverfield Lane 10 też jest interesująca i ogląda się go bardzo dobrze. Pojawia się trochę momentów przynudzania, ale nie na tyle, by uśpić ciekawość tego, jak się to wszystko rozwinie. Choć, a może właśnie dzięki temu, rozegrany w ograniczonej obsadzie, to trzyma w napięciu i dobrze buduje klimat klaustrofobii, która siłą rzeczy musi pojawić się w zamkniętych pomieszczeniach i która dodatkowo podsyca podejrzliwość wobec bohaterów tego dramatu. Wszystko interesująco zbliża się w stronę finału, który najprawdopodobniej nie każdemu przypadnie do gustu. Tak więc spodziewajcie się wszystkiego w zakresie od WOW po japrdl żal.pl. Niezależnie jednak od finału, Cloverfield Lane 10 jest filmem ciekawym oryginalnym i wartym obejrzenia. Nawet jeśli nie jest to jakaś nie wiadomo jak wielka oryginalność, to jednak w dzisiejszym kinie każdy jej gram jest na wagę złota.
Cloverfield Lane 10 – recenzja ze spoilerami
O, jednak udało się napisać recenzję bez spoilerów. No ale skoro obiecałem parę spoilerów, to słowa dotrzymam. Nie będą to spoilery – posługując się terminologią bokserską – kończące, ale na pewno takie, których nie chciałbym usłyszeć przed seansem.
Mam mieszane uczucia, a nawet bardzo mieszane uczucia. Nie mam nic przeciwko zakończeniu Cloverfield Lane 10 (no może wybuchowe wino to lekka przesada) i nie mierzi mnie ono tak jak niektórych (chyba najbardziej tych, którzy nie widzieli Projekt: Monster aka Cloverfield, choć i ci, którzy go widzieli narzekają, ale z kolei na coś innego – nie dogodzisz!), ale czuję pewien niedosyt i myślę, że za dużo w tym wszystkim zgrzyta, gdy się nad tym zastanowić. Przede wszystkim jestem jednak zawiedziony rozwiązaniem całego podziemnego impasu. Jest zaskakujące, owszem, ale nie na tyle zaskakujące, żeby wstać i bić brawo jego twórcom. Nie wymyślili niczego z gatunku: nigdy byś na to nie wpadł! Bądźmy szczerzy, na chłopski rozum Cloverfield Lane 10 mógł się skończyć na dwa sposoby (ewentualnie pomieszać jeden z drugim) i właśnie tak się skończył. A liczyłem na to, że jednak jest coś, czego w ogóle nie biorę pod uwagę. I nie chodzi o to, że mam się za jakiegoś geniusza zgadującego zakończenie po napisach początkowych, myślę, że wielu z Was, a pewnie i wszyscy, obstawiali takie zakończenie, jako jedną z możliwości. I dodatkowo myślę, że nic innego nie dało się z tego zrobić. A to oznacza, że z bez wątpienia intrygującego pomysłu na film, finalnie wyszło coś, co zawodzi rozwiązaniem.
Nie mówiąc o tym, że kosztem wodzenia za nos bohaterów i przede wszystkim widzów, scenariusz filmu za bardzo zgrzyta w wielu miejscach pozostawiając za sobą pytania, na które nie da się odpowiedzieć, a jeśli da, to trzeba dużo dobrej woli, żeby dośpiewać motywację bohaterów. Po Cloverfield Lane 10 oczekiwałbym jasnej odpowiedzi na pytania w nim zadawane, oto choćby na takie: czy Howard rzeczywiście był świrem? Niby sprawa jest z grubsza jasna, ale nie sposób nie zauważyć, że Howard zachowuje się tak, jak tego w danym momencie oczekuje scenariusz. A to oznacza, że raz jest świrem, ale za chwilę świrem nie jest. Brakuje mu konsekwencji w byciu/niebyciu świrem. Dobre to dla scenariusza, ale bardzo tanie, bo niekonsekwentne.
Czemu Howard przykuł Michelle łańcuchem do ściany? Czemu Michelle nigdy nie zapytała Howarda, czemu przykuł ją łańcuchem do ściany? No ja byłbym tego ciekaw, gdybym obudził się w takich okolicznościach przyrody. Czy Howard zawsze był świrem i porywał więcej kobiet? Jeśli tak, to czemu nie podejrzewał go nawet Emmett, który wybudował mu ten schron? Czy to był w ogóle schron, czy piwnica dla porwanych kobiet? A jeśli to drugie, to czy Howard zaliczył wielkie zdziwko, gdy przez cały czas wciskał porwanym bajkę o skażeniu Ziemi, a tu niespodziewanie wydarzyło się właśnie to? Na pewno musiał wierzyć w skażenie, skoro wyrzucił zasłonę od wanny, gdy tylko Emmett podsunął mu myśl o jej skażeniu. A skoro ją wyrzucił, to czemu Michelle i Emmett nie uznali tego za ostateczny dowód skażenia Ziemi i nadal woleli uskutecznić wątpliwy plan popylania po powierzchni w kombinezonie z taśmy, zasłony prysznicowej i plastikowej butelki? To już chyba lepiej było zabić Howarda nożyczkami, gdy oglądał Pretty in Pink? Czemu Howard w ogóle nie miał w schronie żadnych kombinezonów, dzięki którym mógłby wybadać na powierzchni, czy skażenie ustąpiło? Może miał, w końcu beczkę z rozpuszczalnikiem też nie od razu ujawnił, ale jeśli miał to czemu go nie zapytali: hej, Howard, czemu nie masz kombinezonu? Mnie by ciekawiło, jaka byłaby odpowiedź. Czemu w końcu Howard okłamał Michelle pokazując jej fotkę córki, skoro wiedział, że Emmett dobrze znał obie jego córki? Ach, no i jeszcze, czemu przezorny Howard nie kazał wybudować większego szybu łączącego część mieszkalną z systemem filtracji powietrza? W końcu sam miał tam mieszkać, więc wypadałoby, żeby się w nim zmieścił. A jeśli nie sam, to znów, czy jednak to skażenie go zaskoczyło? Czy może był taki szurnięty, bo od lat czekał na atak chemiczny, żeby móc sobie w końcu porwać jakąś laskę?
Na większość z tych pytań pewnie można dość łatwo odpowiedzieć (bo był wariatem, kurwa mać!), na niektóre może nie, ale chyba nie ulega wątpliwości, że Michelle i Emmett mieli wiele różnych możliwości odkrycia prawdy, z których nie skorzystali, a powinni byli to zrobić. To dla mnie kładzie się cieniem na całym, bardzo fajnym przecież filmie, i dlatego uczucia mam mieszane.
(2083)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Młoda kobieta budzi się w podziemnym schronie w towarzystwie mężczyzny, który twierdzi, że uratował ją przed atakiem chemicznym. Fajny pomysł, fajne rozwinięcie, mocno dyskusyjny finał.
Podziel się tym artykułem:
Obejrzałem. 6/10. Końcówka mi nie spasowała tylko.
Przy okazji taka ciekawostka: dla promocji Cloverfield stworzono stronę firmy TAGRUATO (fikcyjna firma co robi odwierty). Howard był specjalistą od satelit w spółce Bold Futura (co widać na liście do Howarda około 59 minuty). Do tego był pracownikiem miesiąca w lutym 😉 http://tagruato.jp/employee_of_the_month_2016_february.php Lubię takie smaczki 🙂
Końcówka to porażka. A cały film – też mam mieszane odczucia. Sporo dziur w fabule, które słusznie wypunktowano w recenzji ze spoilerami. Najfajniej było zobaczyć Goodmana znów i to w niezłej roli. No a generalnie gdyby nie łączono tego na siłę z Cloverfieldem (bo o ile kojarzę oryginalny scenariusz do tego filmu nie miał z tym nic wspólnego, dopiero producenci postanowili zwiększyć średnią widzów w kinach kosztem… wszystkiego innego) i nie przeciągali zakończenia, byłoby lepiej.