×
Serialowo, s14e01. Clickbait, Jeszcze nigdy…, Biały Lotos. Netflix, HBO GO.

Serialowo, s14e01. Clickbait, Jeszcze nigdy…, Biały Lotos. Netflix, HBO GO

Gdyby Serialowo miało jakieś sztywne ramy ukazywania się itd., to teraz pewnie z pompą mógłbym napisać, że przed nami premiera nowego sezonu. Ale Serialowo ukazuje się nie wiadomo jak i kiedy, a impulsem do zmiany numeru sezonu jest to, że rozpoczął się wrzesień. Zatem po prostu, bez pompy (i bez komentarzy oraz zainteresowania :P):

Serialowo, s14e01

Clickbait. Netflix

Niespodziewanie znika kochający mąż i ojciec. Pojawia się w internetach. Przywiązany do krzesła, pobity i trzymający kartkę z napisem ***** ***. Żartuję. Z napisem, że krzywdzi kobiety, jedną zabił, a jeśli filmik otrzyma pięć milionów lajeczków to ów kochający zostanie zamordowany. Siostra mężczyzny (Zoe Kazan) rozpoczyna dramatyczną próbę uratowania brata i odkrycia, o co, kurna, w tym wszystkim chodzi.

Ośmioodcinkowy nowy serial Netfliksa ma na pewno jedną, dużą zaletę. Jest historią zamkniętą, która w tych ośmiu odcinkach zaserwuje odpowiedzi na wszystkie pytania i nie zostawi żadnej furtki otwartej (wiadomo, jak będą chcieli, to na pewno coś znajdą).

Drugą największą zaletą serialu Clickbait jest jego sprytna budowa. Sama historia jest interesująca, ma bardzo fajny punkt wyjścia (bardzo takie lubię, klasyczny to pomysł na jeden z filmów mojego primaaprilisowego wpisu), ale finalnie sprowadza się do kolejnego serialu kryminalnego z pytaniem o to, kto za tym wszystkim stoi. Podzielenie jej na osiem rozdziałów, z których każdy skupia się na innej osobie tego dramatu, sprawia, że można nawet powiedzieć o czymś świeżym. Rozpisane zostało to bardzo clever.

Osiem odcinków to wystarczająco dużo, by opowiedzieć tę historię i nie zanudzić widza. Clickbait nie jest rozciągnięty ponad potencjał i to się chwali. Odcinki są interesujące, przynoszą nowe zwroty akcji oraz satysfakcjonujący finał (mnie usatysfakcjonował, choć ludzie mówią, że jest przekombinowany – nie dogodzisz). Rozwija się ta opowieść bardzo ładnie i cały czas ma coś w zanadrzu. Przydaliby się może jedynie lepsi aktorzy, no ale musi być tzw. reprezentacja, więc nie przeskoczysz.

Serial określany jest mianem produkcji, która analizuje wpływ współczesnych mediów i technologii na nasze życie. Owszem, cuda techniki, smartfony, appki itp. w każdym odcinku odgrywają kluczową rolę, ale gdybym nie przeczytał, że zamysłem serialu jest taka analiza świata wirtualnych technologii, to bym się chyba tego nie domyślił. Nie, to przede wszystkim serial kryminalny, który po prostu pokazuje te wszystkie technologie, bo tak wygląda nasze obecne życie. Żadnej prawdy objawionej tu nie ma, bo wciąż chodzi tylko o to, aby poznać „Odpowiedź” – jak brzmi tytuł finałowego odcinka. Mnie się podobało.

Jeszcze nigdy…, Never Have I Ever, do s02e05. Netflix

Trzy przyjaciółki z liceum – Induska, Azjatka i Mulatka – nie należą do najpopularniejszych dziewcząt w szkole. Devi (Maitreyi Ramakrishnan) ma zamiar to zmienić.

Na pierwszy rzut oka wszystko w tym serialu wygląda na koszmar współczesnej politycznej poprawności. Licealna teen-comedy-drama. Meh. Zróżnicowanie etniczne bohaterek. Meh, nuda. LGBTQ+ na każdym kroku. Meh, so Netflix. Itd., itp. A tymczasem prawie wszystko gra tu jak w zegarku. Gdyby Netflix w każdej produkcji w tak umiejętny sposób promował tęczowy świat, to Jarosław Kaczyński już dawno popylałby boso na Paradzie Równości w bryczesach i kardiganie.

Bo tak naprawdę te wszystkie wspomniane wyżej elementy Jeszcze nigdy… to zaledwie przyległości do sympatycznej opowieści o miłostkach, przyjaźni, niedopasowaniu i próbie zmiany tej sytuacji, dziewczynach, chłopakach i o tym jak trudno dogadać się ze starymi. Wszystko opowiedziane w lekki, przyjemny i przystępny sposób, który najczęściej bawi, nieco rzadziej uczy, a czasem wzrusza do łez. A tylko bardzo rzadko schodzi poniżej akceptowalnego poziomu żartu.

Nie bez znaczenia oczywiście, przynajmniej dla mnie, jest ta cała indyjska otoczka, która pozwala twórcom serialu na obśmianie stereotypów, ale też ich wykorzystanie do opowieści o tym, jak to twoje korzenie i wychowanie sprawiają, że ciężej ci wpasować się w zupełnie inne ramy społeczne.

Jak również nie bez znaczenia są przesympatyczne Poorna Jagannathan, Richa Moorjani i Lee Rodriguez. Aha i jeszcze John McEnroe.

Biały Lotos, The White Lotus, do s01e03. HBO GO

Wziąłem się za ten serial z dwóch powodów. Potrzebowałem czegoś w tle do odpalenia podczas robienia nalewek. Oraz byłem ciekaw jego twórcy Mike’a White’a. Ale nie dlatego, że kiedyś napisał Szkołę rocka, tylko dlatego, że niedawno był też jednym z uczestników Survivora. Zerkając pobieżnie na to, o czym jest Biały Lotos, zacząłem zadawać sobie pytanie: czy Mike White wziął udział w Survivorze, żeby na własnej skórze zebrać materiał do swojego serialu?

No chyba jednak nie.

A jeśli już to tylko trochę, bo Biały Lotos to nazwa hotelu na bodaj Hawajach, w którym zebrał się nowy turnus gości. Czyli coś a’la Survivor, bo się nie znają i muszą ze sobą koegzystować, tyle że w luksusowych warunkach.

Wiadomo, że jest trup, nie wiadomo, do kogo należy. Cofamy się chwilę w czasie i taki jest punkt wyjścia sezonu numer jeden, który podobno ma przynieść odpowiedź na pytanie o personalia trupa, bo drugi sezon ma być o zupełnie innym hotelu.

Biały Lotos to serial wykorzystanych i niewykorzystanych szans. Wykorzystaną jest możliwość zobaczenia Alexandry Daddario w bikini. Niewykorzystaną jest nie-możliwość zobaczenia Connie Britton w bikini. A co poza tym? Na pewno jest to celna satyra na współczesne społeczeństwo, która umiejętnie rozwijana jest wraz z bogatym przekrojem społecznym hotelowych gości. Pobrzmiewająca nutką humoru, ale humoru gorzkiego tak, jak gorzkie są wnioski wysuwane przez White’a. Choć fabuła sprowadza się do obserwacji hotelowych gości, jest w niej sporo niespodzianek i wolt możliwych za sprawą tego, jak oczekiwania rzadko idą w parze z rzeczywistością.

Jednakowoż wpadłem gdzieś na spoilera odnośnie tego, kto jest trupem i obawiam się, że nie dociągnę do końca sezonu. Bo dla mnie Biały Lotos to typowe „no całkiem fajne, ale”.

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. Zgadzam się. „Jeszcze nigdy” suuuper

  2. Z tych wszystkich właściwie jeden mnie zainteresował – Clickbait. Zapiszę go.

    Ale tych seriali jest teraz tyle, że już można się pogubić.

    Albo obejrze albo nie.

    pzdr!

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004