Nowozelandzcy rugbiści w filmie Zdobyte pole
Rugby me widzę ogromne... - Zdobyte pole (2015), reż. Christopher Pryor

Recenzja filmu Zdobyte pole, obejrzane na 31. Warszawskim Festiwalu Filmowym

Wracamy do filmów 31. Warszawskiego Festiwalu Filmowego i kontynuujemy podróż poprzez świat. Tym razem zatrzymamy się na chwilę w Nowej Zelandii, która, jak się okazuje, na czarno białych zdjęciach też jest ładna. Recenzja filmu Zdobyte pole aka The Ground We Won.

Na początku było rugby

O tym jak wiele dla Nowozelandczyków znaczy rugby nie trzeba chyba nikogo przekonywać. No dobra, nie trzeba by było, gdyby mowa była o tak powszechnie znanej dyscyplinie sportu jak np. piłka nożna. Z rugby to już jednak trochę inna sprawa, bo skojarzenia przeciętnego widza z tym sportem kończą się na stadzie wielkich facetów, którzy przepychają się między sobą w błocie walcząc o podłużną piłkę. A jednak. Rugby to w Nowej Zelandii sport narodowy i religia. Daleko nie trzeba szukać – parę dni temu zakończył się Puchar Świata w rugby, w którym triumfowali właśnie All Blacks.

Potoczna nazwa drużyny Nowej Zelandii nie wzięła się od koloru skóry zawodników, a od czarnych strojów, w których występuje #FunnyFact

Porównywani do piłkarskiej reprezentacji Brazylii (choć w ostatnich latach takie porównanie to bardziej obelga) zostali pierwszym zespołem narodowym, który triumfował w trzech edycjach tych najbardziej prestiżowych zawodów, jakie rozgrywane są w rugby. A gdyby ktoś pomyślał, że finałowy mecz z sąsiadem zza miedzy Australią oglądało kilku widzów na krzyż, ten srogo by się pomylił. Miejsca na trybunach zajęło ponad 80 tysięcy widzów, co również wiele mówi o popularności rugby. I uspokaja, że polscy kibice skoków narciarskich nie są jedynymi wariatami.

O czym jest film Zdobyte pole

Nie dziwi więc już chyba fakt, że w Nowej Zelandii w rugby grają wszyscy i wszędzie. A emocje, jakie wzbudza ten sport są równie wielkie na poziomie Pucharu Świata, jak i rozgrywek regionalnych lig, o których istnieniu wiedzą jedynie miejscowi. I właśnie o rozgrywkach takiej ligi opowiada film Zdobyte pole w reżyserii Christophera Pryora, który gościł z żoną w Warszawie i przed seansem zdradził, że na czas zdjęć do swojego filmu zamieszkał na rok w małej rolniczej miejscowości Reporoa, której mieszkańcy słyną z wyrobów mlecznych, a także z drużyny rugby. Drużyny, która po słabym poprzednim sezonie, chciałaby dokonać rzeczy niezwykłej – wygrać wszystkie mecze w zaczynającym się właśnie nowym sezonie. Razem z kamerą towarzyszymy zawodnikom z Reporoa podczas meczów u siebie, wyjazdów na mecze i codzienności wypełnionej ciężką pracą i obowiązkowymi wypadami do pubu. Choć w sumie bardziej właściwa byłaby kolejność: wypadami do pubu i pracą.

Recenzja filmu Zdobyte pole

Sport w filmie Zdobyte pole jest tylko pretekstem do opowieści o ludziach tworzących filmową drużynę. Jasne, sporo tu migawek z meczów i cel postawiony przed drużyną jest jasny, ale jak przed seansem zapewniał reżyser, do pełni szczęścia widzowi nie jest potrzebna znajomość reguł obowiązujących w rugby. Gdyby nie ten cel – zwycięstwa w sezonie – tak naprawdę nie byłoby nawet wiadomo do czego zmierza te kilka ligowych meczów poza samą frajdą z grania. Na końcu tunelu nie istnieje żaden awans do wyższej ligi ani nic takiego. Rugby to w Zdobytym polu sposób nie na karierę, a na życie. Narkotyk, z którego bohaterowie nie potrafią zrezygnować. Jak sami tłumaczą, chodzą na mecze rugby od małego i bez tych cotygodniowych wizyt na boiskach ich życie byłoby puste. Wielu z nich próbowało zrezygnować, ale zawsze wracali, by potaplać się w nowozelandzkim błocie.

Bohaterowie Zdobytego pola, których poznajemy bliżej w filmie Pryora, to – parę lat temu powiedziałoby się, że – prawdziwi mężczyźni. Brodaci hipsterzy w spodniach rurkach kłóciliby się z tym stwierdzeniem, ale nie mieliby za dużo do gadania. I to dobra wiadomość dla świata, że gdzieś tam jeszcze są faceci, którzy piją na umór, opowiadają sprośne żarty, a o poprawności politycznej nigdy nie słyszeli. Świat drużyny z Reperoa to najprostszy świat z możliwych, ale trudno szybko nie być pod urokiem tych prostolinijnych facetów i tego, jak poukładane są ich priorytety. Nawet jeśli gdzieś w tle pobrzmiewają kace giganty i wymioty.

czarno białe zdjęcie traktora na nowozelandzkim polu; recenzja filmu Zdobyte pole

Zdobyte pole. Traktorem.

Jest w filmie Pryora coś poetyckiego, czego uchwycenie pośród sielskich i bezkresnych krajobrazów wiejskiej Nowej Zelandii umożliwiło zastosowanie czarno-białej taśmy filmowej (czy tam czarno-białego zapisu cyfrowego – nie znam się :P, ważne, że ładnie wygląda). Powstała dzięki temu przyjemna dla oka i ducha mieszanka sielskiej przypowiastki o rzeczach najprostszych i świata facetów, którzy wieczorami wyskakują na siedemnaście piw do swojej ulubionej knajpy.

(2001)

Poczytaj też o innych filmach 31. WFF:

  • Idol
  • Ryuzo i 7 najemników
  • Barash
  • Sinner in Mecca, A
Mohammad Assaf, Palestyńczyk ze Strefy Gazy, ucieka z okupowanego kraju, by wziąć udział w arabskiej edycji Idola. Wzruszające i dające nadzieję przeciętnie zrealizowane kino. PRZECZYTAJ WIĘCEJ
Emerytowany członek yakuzy postanawia wrócić na przestępczą ścieżkę i skrzykuje w tym celu starych druhów. Świetny pomysł na film, nierówne wykonanie. PRZECZYTAJ WIĘCEJ
Historia lesbijskiej miłości prosto z małego, izraelskiego miasteczka. Przeciętny film o dojrzewaniu. PRZECZYTAJ WIĘCEJ
Gej muzułmanin wyrusza z kamerą na hadżdż – świętą pielgrzymkę do Mekki. Dokument o poszukiwaniu miejsca dla pobożnego homoseksualisty w świecie islamu. Temat ciekawszy niż film. PRZECZYTAJ WIĘCEJ

A zapodajmy na koniec finałową hakę z ww. Pucharu Świata:

Wracamy do filmów 31. Warszawskiego Festiwalu Filmowego i kontynuujemy podróż poprzez świat. Tym razem zatrzymamy się na chwilę w Nowej Zelandii, która, jak się okazuje, na czarno białych zdjęciach też jest ładna. Recenzja filmu Zdobyte pole aka The Ground We Won. Na początku było rugby O tym jak wiele dla Nowozelandczyków znaczy rugby nie trzeba chyba nikogo przekonywać. No dobra, nie trzeba by było, gdyby mowa była o tak powszechnie znanej dyscyplinie sportu jak np. piłka nożna. Z rugby to już jednak trochę inna sprawa, bo skojarzenia przeciętnego widza z tym sportem kończą się na stadzie wielkich facetów, którzy przepychają…

Czas na ocenę:

Ocena: 7

7

wg Q-skali

Podsumowanie: Rozgrywki regionalnej nowozelandzkiej ligi rugby to fajny punkt wyjścia do poznania bliżej codzienności kilku facetów, których jeszcze parę lat temu nazwano by prawdziwymi. Dokument jak należy.

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl