×
Bokser (2024), reż. Mitja Okorn. Netflix.

Bokser. Recenzja polskiego filmu Boxer. Netflix

Och, mistrzu! Ideały to fajna rzecz, ale ta siódma góra i siódma rzeka są bardzo daleko – mawiał kiedyś kabaret Potem, co idealnie pasuje do netfliksowego Boksera. W założeniu miał to być hołd dla wszystkich tych – głównie sportowców – którzy w poszukiwaniu lepszego życia uciekli z Polski na Zachód w czasach PRL-u. A wyszło, co wyszło. Recenzja filmu Bokser. Netflix.

O czym jest film Bokser

Jędrzej (Eryk Kum) to obiecujący pięściarz (z bokserem chodzi się na smyczy, jak to kiedyś powiedział bodaj Paweł Skrzecz) (BTW wiele też obiecuje), który zostaje mistrzem Polski w boksie w swojej kategorii wagowej i wkrótce wyruszy do Anglii na kolejne mistrzostwa. Pochodzący z pięściarskiej rodziny – jego ojciec również był mistrzem – nie chce skończyć tak jak tata, który po niepowodzeniu na igrzyskach popadł we wszystko, co tylko możliwe. Jędrzej ma ambicje na coś więcej niż tylko wanna z podmurówką. Przekonuje więc swoją ukochaną (Adrianna Chlebicka), że warto wykorzystać okazję, jaką jest podróż ogórkiem do Wielkiej Brytanii, i nie wracać do kraju. Chłopak ma duże ambicje i wiarę w swoje możliwości. Na zawodowym ringu widzi już świetlaną przyszłość swoją i swojej najbliższej. Zamiast jednak trafić między liny, trafia z Kasią do ośrodka dla podobnych sobie rozbitków życiowych.

Zwiastun filmu Boxer

Recenzja filmu Bokser. Netflix

Jeśli nie wiedzieliście o tym sami, to na zakończenie nowego filmu Mitji Okorna pojawia się informacja o ponad milionie osób, które w latach 80. „opuściły” Polskę z powodu biedy, politycznych prześladowań oraz marzeń o lepszej przyszłości dla swoich dzieci. Wśród nich było również kilkuset sportowców – których zdjęcia zdobią napisy końcowe Boksera. Opowieść Jędrzeja – nie jest prawdziwa, ale mogła się wydarzyć, o czym z kolei informuje głupawy w swojej naiwności napis na początku filmu – jest więc hołdem dla tych dzielnych ludzi, którzy często decydowali się na pozostawienie za sobą wszystkiego dla niepewnego jutra. Opowieścią o Polakach, których wyparła się Polska, którzy tylko przez szybę Peweksu mogli zobaczyć, że gdzieś tam musi istnieć inny świat i postanowili to sprawdzić ukryci pod kołami ciężarówek, czy uciekający przed ogonem z SB. Fajnie. Tylko dlaczego autorzy filmu  twarzą takiego Polaka zdecydowali się uczynić egocentryka i megalomana, którego nie sposób polubić? Ja bym się obraził.

To dość karkołomny pomysł, by głównym bohaterem filmu uczynić postać tak antypatyczną jak Jędrzej. Chciałoby się trzymać za niego kciuki, ale trudno to zrobić, gdy masz do czynienia z zakochanym w sobie, nieznoszącym sprzeciwu i zaślepionym własną wizją wielkości sportowcem, który od czasu do czasu potrafi być miły, ale wiadomo, że to tylko fasada. Można odnieść wrażenie, że twórcom Boksera umknął fakt, że zrobili film o kimś takim, no ale, news 4U, zrobiliście. Oczywiście nikt nie broni robić filmu o takiej właśnie postaci, ale kiedy mowa o sztampowej opowieści, która nie zaskoczy zupełnie niczym, warto trzymać się sztampy również w kreśleniu głównego bohatera. Jędrzej byłby ciekawym bohaterem dzieła, które próbuje unikać schematów i ogranych rozwiązań, zgłębić psychikę bohatera, ale w filmie skrojonym pod kibicowanie głównemu bohaterowi, warto jednak dać bohatera, któremu chciałoby się kibicować.

Na pewno filmu Bokser nie ogląda się źle. Płynie sobie wartko przed siebie, a ponad dwugodzinny metraż mu nie ciąży. Autorzy zdecydowali się na tę najprostszą chyba do ogrania formułę z głównym bohaterem z perspektywy czasu komentującym wydarzenia spoza kadru, znaną choćby z Jak zostałem gangsterem. Moim skromnym zdaniem to najłatwiejszy patent na takie właśnie opowieści niby na faktach, niby na poważnie, ale jednak z humorem i sarkazmem. Jak kiedyś coś w końcu napiszę (wiem, nie wydarzy się), to pewnie będzie wyglądać na początek tak samo, bo to nic wielce wymagającego. „Myślałem, że cały świat będzie u moich stóp”. Jeb, fanga w ryj, krew, omdlenie z zaskoczoną miną. „Źle myślałem”. Cały Bokser wygląda właśnie tak. Jak zostałem gangsterem wyglądało tak samo, ale miało o niebo lepszy sceanariusz.

Bokser więcej obiecuje niż daje. Całość opowiedziana została po łebkach i z odhaczaniem kolejnych obowiązkowych przystanków na drodze głównego bohatera do celu (jakikolwiek by on nie był), gdy każdy z tych przystanków jest kolejną kłodą pod nogi. Znów można by tu wrócić do tego obiecanego hołdu dla zwykłych ludzi czmychających z komuny do Zachodniego Berlina. W opisie wygląda to interesująco, ale podczas oglądania filmu ani w tym wielkich emocji, ani zaciekawienia, ani choćby perfekcyjnie oddanych realiów epoki jak w dziełach Janów Holoubka i P. Matuszyńskiego. Polski PRL i zachodnie eldorado z Boksera mogłyby w zupełności rozgrywać się tu i teraz. Jednak największym mankamentem – akcja rozgrywająca się głównie w pomieszczeniach nie przeszkadza w niczym i nie ma tego uczucia przebywania na planie filmowym, na którym za lata 80. robi radio z epoki – bez wątpienia jest nieudana próba pokazania, jak ciężko mieli prawdziwi bohaterowie takich życiowych losów. Znów trochę faux pas w stosunku do tych osób. Dużo się tu mówi, że jest ciężko, że doświadcza los i że Polacy za granicą to dla Polaków największe chuje. W rzeczywistości jednak tego nie widać. Tak po prawdzie, to Jędrzejowi wszystko udaje się łatwo i prosto. Nawet dres mu się nie zmechacił i nie stracił kolorów po ośmiu miesiącach popylania w nim po Anglii. Wywracająca trzewie tęsknota za rodziną? Nie stwierdzono. Matka Jędrzeja zostaje zapomniana po wysłaniu mu paczek (obsadzenie w tej zbędnej roli Magdaleny Walach wskazuje na serialową wersję Boksera za jakiś czas) (BTW nie jest to jedyna „rzecz”, o której filmowcy zapominają; taki np. Jędrzej, który początkowo kreowany jest na drugiego Good Willa Huntinga, by potem przez cały film być intelektualnym młotem), a Kasia to chyba w ogóle jest z domu dziecka, bo o jej rodzinie nie wiadomo nic. Dla scenarzysty to bardzo wygodne, gdy nie musi się nią przejmować.

No ale. Jeśli ktoś nie ma alergii na oklepane (hue, hue) historie oglądane przez siebie setki razy, Bokser będzie dla niego sympatycznym filmem pod obieranie ziemniaków. Realizacji filmu nie można wiele zarzucić i nawet jeśli czuć polską dyktę oraz telewizyjną produkcję z budżetowymi ograniczeniami, to twórcom udaje się to zgrabnie maskować i tworzyć złudzenie światowej produkcji średniego szczebla. Wbrew tytułowi, scen bokserskich wiele tu nie ma, ale gdy już są, to ogląda się je dobrze w ten klasyczny filmowy sposób, który łatwo można określić jednym zdaniem: „Gdyby tak naprawdę wyglądał boks, to bym go pasjami oglądał!”. Dobrze bez wyjątku wypada główna obsada z Erykiem Lubosem na czele. Kulm potwierdza swoje aspiracje do grania w każdym polskim filmie, jaki powstanie przez najbliższe dwa lata i można śmiało stwierdzić, że na jego kulminację trzeba będzie jeszcze trochę poczekać (piszę o tym tylko dlatego, żeby pochwalić się tą kulm-inacją), a na Adama Woronowicza jak zawsze miło popatrzeć. Bokser się nie dłuży i jeśli nie dacie się nabrać na górnolotne pierdolety twórców i obsady, że zrobili wielowarstwowe dzieło o ludziach PRL-u, to obejrzycie sprawną produkcję, która wypada dużo lepiej od większości polskiej rozrywki zrealizowanej dla Netfliksa.

Jedynie co, to może nie zasiadajcie do Boksera, gdy macie awersję do złych fryzur i jeszcze gorszych peruk. Dokonania pracującego przy tym filmie działu charakteryzacji i fryzur to czyste no ja pierdolę!

(2625)

Och, mistrzu! Ideały to fajna rzecz, ale ta siódma góra i siódma rzeka są bardzo daleko – mawiał kiedyś kabaret Potem, co idealnie pasuje do netfliksowego Boksera. W założeniu miał to być hołd dla wszystkich tych – głównie sportowców – którzy w poszukiwaniu lepszego życia uciekli z Polski na Zachód w czasach PRL-u. A wyszło, co wyszło. Recenzja filmu Bokser. Netflix. O czym jest film Bokser Jędrzej (Eryk Kum) to obiecujący pięściarz (z bokserem chodzi się na smyczy, jak to kiedyś powiedział bodaj Paweł Skrzecz) (BTW wiele też obiecuje), który zostaje mistrzem Polski w boksie w swojej kategorii wagowej i…

Ocena Końcowa

6

w skali 1-10

Podsumowanie : PRL, lata 80. Mistrz Polski w boksie postanawia uciec z ukochaną na Zachód, by tam powalczyć o lepsze życie. Nakręcona na autopilocie oklepana i przewidywalna historia, którą nieźle się ogląda i parę razy można się nawet zaśmiać. Gorzej z bardziej emocjonalnym zaangażowaniem.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. 6/10 to taki mocny maksik 😉
    Dzięki za recke!

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004