×
Mark Rylance i Tom Hanks na sali sądowej w filmie Stevena Spielberga Most szpiegów

Most szpiegów – recenzja filmu Stevena Spielberga

Most szpiegów [Bridge of Spies], hmm… Steven Spielberg kontynuuje swoją filmową podróż po ważnych wydarzeniach z historii. Odwiedzał już II wojnę światową, wojnę secesyjną, opowiadał o pokłosiu zamachów terrorystycznych w Monachium czy zajmował się problemem niewolnictwa. Tym razem przenosi się ze swoimi kamerami w sam środek Zimnej Wojny i pozostaje jedynie pytanie czy historia, za którą się bierze rzeczywiście zasługuje na film. Zapraszam do recenzji.

Steven Spielberg i Tom Hanks

Tom Hanks cieszy się, że za chwilę przeczyta Q-recenzję swojego najnowszego filmu. Tylko czy ma się z czego cieszyć? – recenzja filmu Most szpiegów.

Spielbierg wziął pierwszy lepszy scenariusz, jaki miał pod ręką

Na to właśnie wygląda. Od poprzedniego przenudnego Lincolna minęły już trzy lata i był najwyższy czas, żeby w końcu coś nakręcić. Nie śledzę jego kariery, nie wiem, co dokładnie było powodem takiej przerwy (kompetentny człowiek wziął się za napisanie recenzji 🙂 ), a zresztą nie jest ona jedyną taką w filmografii Spielberga, który od Monachium jeszcze dłużej odpoczął od kina (nie liczę dennej Kryształowej Czaszki, bo to trudno uznawać za film), ale gdyby ktoś kazał mi podejrzewać, to wskazałbym właśnie na brak dobrych scenariuszy. A kiedy w końcu kamera zaczęła wzywać, wziął ten najlepszy z najgorszych, dał go do poprawienia braciom Coen (znowu zgaduję 🙂 ale teraz, żeby już za głupka nie robić, sprawdziłem, jak się sprawa miała i rzeczywiście, Coenowie poprawili gotowy scenariusz; nie napalajcie się jednak na ich nazwiska, bo nie ma w Moście szpiegów niczego coenowego) i nakręcił. Dla niego taki Most szpiegów to żadne wyzwanie, a jedynie dowód na to, że filmy kręcić potrafi, a jeszcze bardziej potrafi zatrudniać odpowiednich ludzi do odtworzenia nieistniejącego już świata – tym razem Ameryki i Europy Środkowej lat 50.-60.

O czym jest Most szpiegów

Historia rozpoczyna się od złapania radzieckiego szpiega Rudolfa Abla (Mark Rylance) działającego w Ameryce pod koniec lat 50. ubiegłego wieku. Zostają mu postawione zarzuty szpiegostwa, ale żeby pokazać całemu światu, że Ameryka jest wspaniała i każdy ma w niej równe szanse, do obrony Abla wyznaczony zostaje całkiem ogarnięty adwokat James Donovan (Tom Hanks). Kiedyś oskarżyciel w Procesach Norymberskich, teraz zajmujący się ubezpieczeniami. Mimo pięknych słów o równych szansach i innych bzdetach, opinia publiczna (czytaj: wszyscy) dawno wydała na Ablu wyrok, a Donovan robi za jedynego prawego i sprawiedliwego, który stara się w każdy sposób zapewnić Ablowi uczciwy wyrok. Co sprawia, że krzywo na niego patrzą w tramwajach i w ogóle on i jego rodzina mają przerąbane. Wkrótce okazuje się, że obecność Abla w areszcie może się przydać amerykańskiemu rządowi. Nad terytorium Związku Radzieckiego zestrzelony zostaje megatajny samolot U2, a jego pilot trafia w ręce sowietów. Sytuacja aż prosi się o dokonanie wymiany pomiędzy dwoma wrogimi rządami.

Co najlepsze w filmie Most szpiegów

Nowy film Spielberga nie był porywający już na etapie zwiastuna, ale też ów zwiastun zapowiadał solidne kino, na które można rzucić okiem. I rzeczywiście film jest dokładnie taki, jak wynikałoby to z jego zwiastuna. Z tego względu łatwo zdecydować o tym, czy wybrać się do kina czy nie. Wystarczy obejrzeć zwiastun i potem już nic nie zaskoczy w żadną stronę. Spielberg udowadnia w Moście szpiegów, że jest reżyserem z najwyższej półki, jeśli chodzi o odtworzenie realiów świata, w jakim dzieje się jego film. Brooklyn przełomu lat 50.-60. wschodnie Niemcy – wszystko wygląda imponująco. Nie ma mowy o jakichś oszustwach, zwężaniu kadru, żeby widać jak najmniej itp. Ani przez chwilę nie czujemy w Moście szpiegów żadnej ściemy i możemy jedynie podziwiać pracę scenografów, kostiumologów, speców od efektów specjalnych, operatora (standardowo Janusz Kamiński). A warto dodać, że część filmu kręcona była we Wrocławiu. Spielberg nie odmawia sobie scen, jakich można szukać tylko w jego filmach. Prostych a skutecznych. Ot jedzie sobie chłopak na rowerze, a przy trasie jego jazdy stawiają właśnie Mur Berliński. Nie sposób przyklasnąć – pod względem realizacyjnym trudno wyobrazić sobie, żeby można to było zrobić lepiej.

#FunnyFact To pierwszy film Spielberga od czasu Koloru purpury (1985), do którego muzyki nie napisał John Williams.

Co mniej dobre w filmie Most szpiegów

Cała reszta już na zachwyty nie zasługuje, bo jest jedynie w porządku, ze wskazaniem na trochę nudne. Nie jest to poziom nudy Lincolna, ale też trudno mówić o jakichkolwiek emocjach towarzyszących seansowi. Historia idzie jak po sznurku i nie ma w niej prawie w ogóle jakiegoś napięcia czy mocniejszego bicia serca. Dlatego wydaje mi się, że niekoniecznie jakaś tam anonimowa wymiana szpiegów w NRD zasługiwała od razu na film Spielberga. Nawet, jeśli w swoim czasie było o niej głośno. Ot wydarzenie jak każde inne, które nijak nie zmieniło oblicza Zimnej Wojny, o której można było opowiedzieć zdecydowanie ciekawiej – na myśl przychodzi choćby świetny dokument The Man Who Save the Wolrd, od którego Most szpiegów mógłby się uczyć, jak wzbudzać emocje u widza. Na ironię więc zakrawa często powtarzany w filmie Most szpiegów żarcik – Donovan przy każdej dobrej okazji wypytuje całkowicie spokojnego i opanowanego Abla o to, czy on się nigdy nie denerwuje. „A czy to by pomogło?” odpowiada Abel. Tak, kurde, pomogłoby Stefanie, gdyby twój widz mógłby się trochę poemocjonować i nie musiał oglądać filmu ze spokojem jego bohatera.

Tom Hanks wita się z Markiem Rylance w pokoju przesłuchań - recenzja filmu Most szpiegów

– Cześć, jestem Tom Hanks. Nie znam cię i nie chcę wywierać na tobie presji, ale mam nadzieję, że nie zepsujesz mi tego filmu – Most szpiegów [Bridge of Spies].

Reasumując, Most szpiegów to niezłe kino z klimatem Zimnej Wojny, ale pozbawione emocji (na szczęście pozbawione też zbyt dużego patosu). Przydałoby się trochę więcej thrillera sądowego, bo przyznam, że spodziewałem się jakichś ciekawych rozpraw, a tu nie ma ich wcale. Ciekawe też chyba byłoby pochylenie się nad radzieckim szpiegiem i zdradzenie, jak wyglądało życie i praca takiego szpiega w Stanach. O tym cisza, a przecież to też na pewno ciekawa historia (Abel wpadł przypadkiem – omyłkowo zapłacił za gazetę tajniacką jednodolarówką, w której wnętrzu otrzymywał tajne meldunki). Filmowy Abel jest nazywany zewsząd szpiegiem, ale tak naprawdę to w filmie sympatyczny prawie-dziadzio, któremu nie zostały postawione żadne konkretne zarzuty. Tom Hanks jak to Tom Hanks, trudno oczekiwać, że zawali film. Jest sobą, a to oznacza, że niezależnie od postaci, w jaką się wciela, potrafi przemycić do swojej roli sporą dawkę humoru, która jako jedyna budziła wśród widzów, z którymi przyszło oglądać mi film jakiegokolwiek reakcje. Seans Mostu szpiegów nie będzie straconym czasem, ale z pewnością nie jest to pozycja, na którą warto walić drzwiami i oknami. Solidność to za mało, nawet jeśli jest to solidność na poziomie Stevena Spielberga.

(2015)

Most szpiegów [Bridge of Spies], hmm... Steven Spielberg kontynuuje swoją filmową podróż po ważnych wydarzeniach z historii. Odwiedzał już II wojnę światową, wojnę secesyjną, opowiadał o pokłosiu zamachów terrorystycznych w Monachium czy zajmował się problemem niewolnictwa. Tym razem przenosi się ze swoimi kamerami w sam środek Zimnej Wojny i pozostaje jedynie pytanie czy historia, za którą się bierze rzeczywiście zasługuje na film. Zapraszam do recenzji. Spielbierg wziął pierwszy lepszy scenariusz, jaki miał…

Ocena Końcowa

7

wg Q-skali

Podsumowanie : Zimna Wojna. Obrony radzieckiego szpiega zdemaskowanego na terenie Stanów Zjednoczonych podejmuje się zdolny amerykański adwokat. Świetne realizacyjnie, lecz pozbawione emocji kino.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004