Obrodziło ostatnimi czasy antologiami horrorów. I trzeba przyznać, że w mniejszym lub większym stopniu trzymają dobry poziom. Dlatego nie mam nic przeciwko temu, żeby dalej powstawały (cieszę się na „V/H/S 3„, nie zaprzeczę). Bo choć na filmowe shorty od zawsze patrzę z niechęcią – no nie potrafię się przekonać, że oglądanie pięciominutowych filmów ma sens – to wystarczy, że ułożą mi je w sensowną całość i od razu przestaję mieć jakiekolwiek obiekcje. Nawet się cieszę, bo często horrory bywają męczące, trzeba w nich przetrwać długie wstępy, a nie ma gwarancji, że potem będzie lepiej itp. A w takiej antologii jak coś mnie nudzi to wiem, że za parę minut będzie nowa nowelka.
Pomysł na „ABCs of Death” jest bardzo prosty. 26 reżyserów z całego świata (w zestawie znowu nie ma Polaka, ale trudno się dziwić) dostaje do wyboru jedną literkę alfabetu. Ma wybrać słowo zaczynające się na taką właśnie literkę i nakręcić o niej krótki film. Proste, pomysłowe, kupuję od razu. Lubię dobre pomysły. Pierwsza część tego składaka poziom miała różny, a całość uważam za najbardziej popieprzony film, jaki widziałem w 2013 roku. Był krwawy, niepoprawny politycznie, obleśny – do wyboru do koloru. Obrzydzał, ale trudno było pozbyć się ciekawości co też jeszcze wymyślą. I nie oglądać dalej. Druga część natomiast jest już dużo spokojniejsza. Dalej krwawa i pozbawiona zbytnich hamulców, ale odniosłem wrażenie, że jej twórcom zależało na dotarciu do szerszego kręgu odbiorców. Czego w przypadku jedynki nie czuło się w ogóle. Tam była jazda po całości. A tutaj takich naprawdę obrzydliwych segmentów właściwie nie było. Góra dwa, trzy.
Jakość nowelek jest różna (za chwilę je omówimy), film zaczyna rozkręcać się dopiero po połowie alfabetu i trafiają się niewypały. A o taki niewypał łatwo, bo +/- 5-minutowa forma ma swoje wymagania. Nie można czegoś kręcić z myślą „jakoś to będzie”. Nie można ładować wypełniaczy i zbędnych dialogów, by zapełnić metraż jak to się nagminnie zdarza w filmach fabularnych. Przede wszystkim trzeba mieć pomysł od początku do końca, bo gdy go nie ma – przegrasz. Z tego względu kilku reżyserów poległo i szkoda, że nie oddali swojej literki komuś, komu chciałoby się bardziej.
Na szczęście te dobre nowelki przysłaniają minusy i dlatego druga część podobała mi się bardziej od jedynki. A także z powodu ww. zmniejszonej obrzydliwości, którą jednak częściej uważam za zbędną i trzeba mieć naprawdę dobre wytłumaczenie, żeby wepchnąć na ekran coś naprawdę, naprawdę obleśnego (świetna „Ludzka stonoga„ i beznadziejna „Ludzka stonoga 2„ tego najlepszym przykładem). Dlatego też: 8/10
A – „Amateur”, reż. E.L. Katz („Cheap Thrills„)
Świetny początek, po którym zacząłem myśleć o jak najwyższych ocenach dla całego filmu. Przemyślany od początku do końca, z pomysłem i fajną realizacją. Płatny morderca przystępuje do realizacji świetnie przemyślanego planu kolejnego morderstwa.
B – „Badger”, reż. Julian Barratt („A Field in England”)
Tutaj zacząłem myśleć o 10/10 i mieć nadzieję, że poziom dwóch pierwszych nowelek zostanie podtrzymany do końca. Ekipa filmowa robi materiał o spustoszeniu, jakiego w miejscowej faunie dokonało postawienie w okolicy elektrowni atomowej. Znów pełna kontrola nad nowelką plus przynajmniej jeden pomysł, za których wymyślanie uwielbiam takie kino (mikrofon w norze).
C – „Capital Punishment”, reż. Julian Gilbey („A Lonely Place to Die„)
Mój entuzjazm nieco opada. Po dwóch świetnych nowelkach trzecia również dobra, ale nic więcej. Przeciętny pomysł, dobre wykonanie, dużo gore, ale jakiegoś takiego zbyt sztucznego. Wściekły tłum dokonuje linczu na mordercy dziewczyny.
D – „Deloused”, reż. Robert Morgan
Pierwsze animki. Nie lubię animków, nie rozumiem takiej formy przekazu plastelinowych metafor, nie potrafię ocenić. Nie podoba mi się, ale wierzę w to, że po prostu nie rozumiem. Dla mnie strata czasu.
E – „Equilibrium”, reż. Alejandro Brugués („Juan de los Muertos”)
Do rozbitków na bezludnej wyspie dołącza kobieta. Bez szału, dobre na reklamówkę biura turystycznego czy coś w ten deseń.
F – „Falling”, reż. Aharon Keshales, Navot Papushado
Największy zawód całej drugiej części, a równocześnie nowelka, na którą czekałem najbardziej. Dzieło dwójki odpowiedzialnej za bardzo dobry „Rabies„ i świetny „Big Bad Wolves„. Izraelska spadochroniarka zawisa na drzewie w niebezpiecznej dla siebie okolicy. Całość bez polotu, jakby odbębniona za karę.
G – „Grandad”, reż. Jim Hosking
Zupełnie zbędny i nieśmieszny epizod o wojnie pokoleń. Nie wiadomo czyim krewnym jest reżyser tego segmentu.
H – „Head Games”, reż. Bill Plympton
I znowu animki (na szczęście ostatnie), tym razem rysowane ołówkiem. Coś o wojnie płci, ale dla mnie znów strata czasu i literki. Nawet sobie zapisałem, że H jak (c)Hujowe.
I – „Invincible”, reż. Erik Matti („On the Job„)
Krewni walczą o spadek z nieśmiertelną babcią. Poprawne, ale bez żadnego pomysłu, który mógłbym uznać za wow. Ot dobra robota, za którą nikt nie będzie miał pretensji, ale też szybko o niej zapomni.
J – „Jesus”, reż. Dennison Ramalho
Od tej literki poziom zaczyna się podnosić. Tym razem opowieść o homoseksualiście, którego ojciec nie może pogodzić się z orientacją syna. I wciąż ma nadzieję na to, że można to zmienić. Demoniczny horror twórcy z niezaprzeczalną wyobraźnią.
K – „Knell”, reż. Kristina Buozyte, Bruno Samper („Vanishing Waves”)
„Attack the Block” w pigułce. Świetne wprowadzenie, zawód na koniec. Można to było lepiej rozegrać.
L – „Legacy”, reż. Lancelot Oduwa Imasuen (72 filmy nakręcone od 2003 roku 😉 )
Horror w stylu Nollywood (taki z Nigerii jakby ktoś nie wiedział). Wnosi do antologii niepowtarzalny afrykański koloryt, ale moim zdaniem szkoda literki. Szamani, opętanie, potwór z zasuwakiem. Wielu jest zdolnych „jutuberów”, którzy coś takiego by dla jaj nakręcili z podobnym efektem.
M – „Masticate”, reż. Robert Boocheck
Trudno w dwóch słowach napisać o czym to nowelka, więc wspomnę tylko to, że jej twórca chyba jako pierwszy w tym zestawie skupił się bardziej na realizacji niż na historii (nie licząc animek). Niemal w całości nakręcona w zwolnionym tempie zaspakaja oczekiwania wizualne (pomimo osikanych gaci głównego bohatera).
N – „Nexus”, reż. Larry Fessenden
Zakochana para wybiera się na przyjęcie halloweenowe. Znów ważniejsza tu realizacja od historii. Bardzo fajna realizacja zresztą. Widać duży potencjał reżysera, który amatorskimi sposobami przetestował sporo operatorskich i montażowych sztuczek. Zresztą, przetestował to już w kiepskim „Beneath„.
O – „Ochlocracy”, reż. Hajime Ohata
Najlepsza nowela w całym zestawie. Przezabawny pomysł w japońskim wykonaniu. Nie będę nic opowiadał, powiem tylko tyle, że jednak da się jeszcze oryginalnie opowiedzieć historię o zombiakach.
P – „P is for P-P-P-P Scary!”, reż. Todd Rohal
Kubeł zimnej wody na rozpaloną przez O-nowelkę głowę. Trzech idiotów w więziennych pasiakach spotyka Irlandczyka tańczącego jiga. Nie wiem co palił reżyser, ale zdecydowanie nie byłem pod wpływem tego samego.
Q – „Questionnaire”, reż. Rodney Ascher („Room 237„)
Przewrotna opowiastka o ulicznym teście na inteligencję. Koronny dowód na to, że najlepiej unikać uliczne męczybuły, które chciałyby zadać tylko kilka pytań. Ładny i przemyślany pomysł, ale zabrakło jakiegoś ciut wiekszego pierdolnięcia.
R – „Roulette”, reż. Marvin Kren („Rammbock”)
Klimatyczna czarno-biała historia o rosyjskiej ruletce. Na chwilę odwróciłem głowę i nie załapałem, czy miała jakiś finałowy sens. Myślę jednak, że nie miała.
S – „Split”, reż. Juan Martínez Moreno
Prawdopodobnie najlepszy twist w całym zestawie. Tak dobry, że mały plus postawiony przy jej tytule zamienił się w dwa plusy. Dowód na to, że nie ma co oceniać filmu przed jego zakończeniem.
T – „Torture Porn”, Reż. Jen Soska, Sylvia Soska
Pierwsza bardziej obleśna od pozostałych historia. Przesłuchanie do filmu z gatunku torture porn obiera niespodziewany kierunek.
U – „Utopia”, reż. Vincenzo Natali („Cube”)
A to z kolei najbardziej metaforyczna ze wszystkich nowelek. Satyra na współczesny konsupcjonizm i kult marki. Na plus, choć ja jestem prosty człowiek i wolę prostszy przekaz.
V – „Vacation”, reż. Jerome Sable („Stage Fright„)
Tylko cztery nowelki oceniłem na dwa plusy – to trzecia z nich. Videorozmowa z chłopakiem, który właśnie jest na egzotycznych wakacjach z kumplem kończy się dla jego dziewczyny inaczej niż myślała. W końcu trochę gore godnego „Safe Haven” Tima Tjahjanty i Garetha Evansa z „V/H/S 2”.
W – „Wish”, reż. Steven Kostanski („Father’s Day”)
Dwóch młodych chłopców zostaje przeniesionych do krainy fantasy zamieszkałej przez ich ulubionych bohaterów-zabawki. Disney rozegrałby to zupełnie inaczej.
X – „Xylophone”, reż. Alexandre Bustillo, Julien Maury
I ostatnia dwuplusowa nowelka, która również zyskała blasku wraz z jej zakończeniem. Bezkompromisowa (w rozmiarach spodziewanych po twórcach „Inside”) opowieść o niani.
Y – „Youth”, reż. Sôichi Umezawa
Kolejny dowód na to, że Japonia to stan umysłu. Połączenie filmu aktorskiego z animacją poklatkową zaowocowało przynajmniej kilkoma bardzo dziwnymi obrazami stworzonymi w mózgu dziewczynki wychowywanej przez fatalnych rodziców. Nie zabrakło wielkiego, gumowego penisa, bez którego takie kino nie ma racji bytu.
Z – „Zygote”, reż. Chris Nash
I na sam koniec najbardziej obleśna ze wszystkich nowelka o ciężarnej kobiecie, która czeka na powrót męża. Całość dziwnie urocza w swojej obleśności.
Podziel się tym artykułem:
Jeden komentarz
Pingback: The Void (2016). Recenzja horroru, reż. Gillespie/Kostanski