×
Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi (2025), reż. Zach Lipovsky, Adam B. Stein.

Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi. Recenzja filmu Final Destination: Bloodlines

Jeśli za nadrzędną wartość kina uznać kreatywne sceny śmierci, to film, który dzisiaj recenzuję jest arcydziełem. Recenzja filmu Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi.

O czym jest film Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi

Stefanie Reyes (wybitny casting Kaitlyn Santa Juany – nie wiadomo czy jest Azjatką, Latynoską czy białaską) słabo ostatnio sypia. Każdej nocy męczy ją koszmar, w którego centrum jest Iris (Brec Bassinger). Dziesięciolecia wcześniej, wraz z chłopakiem, Iris wybiera się na imprezę w nowo otwartej restauracji na wysokości. O tragedię aż się prosi i rzeczywiście, wkrótce wszyscy giną w katastrofie budowlanej, gdy futurystyczna konstrukcja zaczyna się rozpadać. Męczona krwawymi wizjami Stefani wyrusza w te pędy do rodzinnego domu, by sprawdzić pewną interesującą koincydencję. Otóż jej babcia miała na imię Iris. Przypadek? Nie sądzę. Wkrótce Stefani poznaje klątwę ciążącą na jej rodzinie. Jej członków ściga sama Śmierć.

Zwiastun filmu Final Destination: Bloodlines

Recenzja filmu Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi

Trudno wyobrazić sobie, aby gatunek filmowego horroru kiedykolwiek miał przestać istnieć. Jaki inny gatunek daje bowiem możliwość taniego nakręcenia po raz szósty tego samego filmu i zarobienia na nim fury siana? Żodyn.

Otóż tak. Szósta część Oszukać przeznaczenie jest po raz kolejny tym samym filmem co Oszukać przeznaczenie 1. Jeśli widzieliście zwiastun i zastanawiacie się, co twórcy przed Wami ukryli, to odpowiedź jest prosta: nie ukryli przed Wami nic. Oto historia oszukania Śmierci, która okazuje się być matką wszystkich późniejszych oszukań Śmierci. I gdy w końcu nieuniknione zostaje odblokowane, Śmierć zaczyna polowanie.

Czy ja gdzieś napisałem, że to źle? Dobry pomysł na nieśmiertelną franczyzę to podstawa. Im prostszy, tym lepszy. Pomysł na Oszukać przeznaczenie należy do tych prostszych i chwała mu za to, że oparł się kombinowaniu. Oto kolejna grupa, kolejna katastrofa, której udało się uniknąć, kolejne śmierci jedna za drugą. Tyle filozofii. W szóstej części może się wydawać, że znajomość poprzednich odsłon będzie niezbędna, ale nic z tych rzeczy. Dla mnie to lepiej, bo wiele z nich nie pamiętam (no poza wybitną dwójką), a jedyne, co zapadło mi w pamięć to fakt, że podobały mi się jedynie co drugie części franczyzy. Więzy krwi nie próbują niczego mieszać w tym wzorze. Co się zaś tyczy braku konieczności znajomości poprzednich części, to wydaje mi się, że w trakcie tworzenia szóstki rozegrała się płomienna dyskusja na argumenty w kwestii tego jak bardzo próbować łączyć pięć poprzednich części w jedną spójną całość kontynuowaną szóstką. Zadanie to byłoby co najmniej ambitne i prawdopodobnie skazane na porażkę, no ale można było spróbować. Ostatecznie jednak stanęło na tym, że ambicja trafiła na półkę. Ciężarówka z drewnem mignie raz czy drugi, ale wiecie, KMWTW i tyle.

Nie ma się co oszukiwać. Fabuła Więzów krwi jest debilna i jeśli nie potrafi się na nią przymknąć oka i zrozumieć, że nie o to w tym chodzi, żeby miało sens, to seans może być trudny. Autorzy – specjaliści, bo i w napisach Guy Busick od wskrzeszenia Krzyku się pojawia, i Jon Watts od Spider-Manów z Tomem Hollandem, ale zaczynał od Klauna – zdają sobie z tego sprawę i toczą jawną bekę z pokazywanych nam wydarzeń kręcących się wokół familii dotkniętej tragedią. Ale chyba nie taką wielką, bo w jednej chwili krew krewnych sika na wszystkie strony, a w drugiej robią se grilla albo idą tanecznym krokiem na bal maturalny. Z tego względu dużo jest w produkcji zatytułowanej Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi humoru zamiast horroru. Nie oszukujmy się znów, to nie jest film, który ma przestraszyć. Co nie znaczy, że nie czerpie z krynicy sprawdzonych wzorców klasycznego horroru z lat 80. Ze Śmiercią mogą wygrać tylko młodzi, starzy nie wierzą, przeszkadzają i sypią piach w szprychy. Znamy to, wychowaliśmy się na tym.

No ale bez kitu. Kiedy przychodzi do scen śmierci, to mamy do czynienia z absolutną Ekstraklasą. Co ja gadam, z Premiership! Szóste Oszukać przeznaczenie z łatwością jawi się pod tym względem jako najlepszy hollywoodzki film od lat (poza Hollywoodem ostatni raz w ten sposób najlepiej bawiłem się na Project Wolf Hunting– nie mylić z Good Will Hunting). Bywało, że w niektórych pojawiały się być może lepsze sceny śmierci, ale tutaj jest tego multum i, co ważne, każda kreatywna. Podbudowy pod nie robią wrażenie i, co ważne dla mnie, nie irytowały, jak często w tej serii, swoim absurdem i wydumaniem. Śmierć jako „istota” wyższa sprawiała w poprzednich filmach, że jakieś tam wężyki z gazem same się poruszały niczym pyton, by za chwilę doprowadzić do zabicia kolejnej ofiary. Tutaj nie ma niczego nadprzyrodzonego, każdą śmierć jedną po drugiej wprowadza możliwy do wydarzenia w realu splot okoliczności mniej lub bardziej skomplikowanych. Widać to zresztą już w zwiastunie, a w filmie nie ma pod tym względem chodzenia na łatwiznę i zadbano o każdy szczegół tej śmiertelnej choreografii. Do tego kamera nigdzie nie ucieka. Jak trzeba zgnieść dziecko na miazgę, to proszę bardzo, a jak komuś wybucha twarz, to bryzga prosto na nas. W efekcie, gdy wychodzi się z kina, to przez jakiś czas zaczyna się podświadomie zwracać uwagę na szczegóły, które mogłyby nas zabić, gdyby zawiał wiatr, to spadło tu, tamto wystrzeliło w stronę tego i wtedy siamto coś tam. Gdybym ja był bohaterem Oszukać przeznaczenie, to myślę, że zabiłaby mnie szafka z kaszami. Tyle tam jest poupychane wszystkiego, że jak coś źle wyciągniesz, to siedem rzeczy wypada zaraz prosto na łeb.

Trochę żałuję, że autorzy filmu w pewnym momencie odpuścili i poszli na łatwiznę. Tym momentem była scena przekazania notatek babci, do której oceniałem szóste Oszukać przeznaczenie na Dychę. Potem wygrał zdrowy i poskromienie większych ambicji. A że forma filmu nie pozwoliła na nawiązanie mocniejszej więzi z bohaterami, to całość choć przyjemnie, to ogląda się już tylko dla tych scen śmierci i gdy przychodzi finał można poczuć lekki zawód, że to już? Przecież jeszcze się rozkręca.

Warto na koniec wspomnieć, że w Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi ładnie i wzruszająco pożegnano Tony’ego Todda, który miał na koniec to szczęście, by odejść z dużego ekranu przygotowanym. Szkoda, że nie doczekał premiery.

(2641)

Jeśli za nadrzędną wartość kina uznać kreatywne sceny śmierci, to film, który dzisiaj recenzuję jest arcydziełem. Recenzja filmu Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi. O czym jest film Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi Stefanie Reyes (wybitny casting Kaitlyn Santa Juany – nie wiadomo czy jest Azjatką, Latynoską czy białaską) słabo ostatnio sypia. Każdej nocy męczy ją koszmar, w którego centrum jest Iris (Brec Bassinger). Dziesięciolecia wcześniej, wraz z chłopakiem, Iris wybiera się na imprezę w nowo otwartej restauracji na wysokości. O tragedię aż się prosi i rzeczywiście, wkrótce wszyscy giną w katastrofie budowlanej, gdy futurystyczna konstrukcja zaczyna się rozpadać. Męczona krwawymi wizjami Stefani…

Ocena Końcowa

7

w skali 1-10

Podsumowanie : Dręczona koszmarami sennymi studentka odkrywa nieuniknione, śmiertelne przeznaczenie wiszące nad jej rodziną. Oceniając wyłącznie po scenach śmierci i ich choreografii – mamy do czynienia z arcydziełem. Od lat nie było takiego filmu pod tym względem. Cała reszta też rozrywkowa, co składa się na godny powrót serii i jedną z jej najlepszych odsłon.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. Świetna recenzja – czytając ją, miałem wrażenie, że sam oglądam film, tylko bez ryzyka zadławienia się popcornem ze śmiechu. Zastanawiam się, czy twórcy nie powinni pójść o krok dalej i stworzyć spin-offu o Śmierci na urlopie – może wtedy bohaterowie mieliby chwilę wytchnienia?

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004