×
Jigarthanda DoubleX (2023), reż. Karthik Subbaraj.

Jigarthanda DoubleX. Recenzja filmu Karthika Subbaraja

Tamilowie nie gęsi, swojego Ti Westa mają. Przynajmniej, jeśli chodzi o trylogię podobną koncepcyjnie do X, Pearl i MaXXXine. Bo nie o reprezentowany przez nią gatunek. Recenzja filmu Jigarthanda DoubleX. Krótką wersję tej recenzji znajdziecie… nie znajdziecie, bo nie ma sensu, żebym przygotowywał coś, czego nikt nie będzie szukał.

O czym jest film Jigarthanda DoubleX

Połowa lat 70., Indie. Niejaki Kirubakaran (S.J. Suryah) chce spełnić marzenie swojego zmarłego ojca, który pragnął by jego syn był policjantem. Jest w sumie tylko jeden niewielki problem, bo nasz bohater mdleje na widok krwi. A niedługo pojawia się problem dużo większy, bo Kirubakaran zostaje skazany za brutalne morderstwo czterech studentów. Tymczasem na szczytach władzy w stanie Tamil Nadu dochodzi do przetasowań. Szefowa miejscowego rządu zamierza kontynuować swoją politykę w skali całego kraju. Na jej zastępcę szykowany jest miejscowy gwiazdor kina, który próbuje swoich sił w polityce. Problem w tym, że jego najnowszy film odnosi spektakularną klapę za sprawą zwolenników swojego politycznego przeciwnika. Aby pozbyć się zagrożenia z jego strony, nasz gwiazdorek składa czterem skazańcom propozycję nie do odrzucenia. Jeśli zabiją czterech najbardziej zaufanych ludzi jego przeciwnika, dostaną, co tylko będą chcieli. Wśród nich jest też Kirubakaran, którego celem staje się groźny Alliyus Caesar (Raghava Lawrence). W zadanie wprowadza go bezlitosny glina, brat ww. gwiazdora, Rathna Kumar (Naveen Chandra), który przy okazji od lat próbuje schwytać nieuchwytnego kłusownika, łowcę słoni, legendarnego Shetttaniego. Postawiony w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji Kirubakaran zauważa światełko w tunelu. Podpuszczony przez kolegów Alliyus postanawia bowiem zostać pierwszym śniadolicym indyjskim gwiazdorem kina. W tym celu ogłasza konkurs dla filmowców, którego zwycięzcą będzie ten, kto przedstawi najbardziej zajebisty pomysł na film z Caesarem i go zrealizuje. Kirubakaran pojawia się na przesłuchaniu jako uznany twórca, Ray Dasan i wygrywa je proponując nakręcenie filmu biograficznego o Alliyusie Caesarze.

Zwiastun filmu Karthika Subbaraja

Recenzja filmu Jigarthanda DoubleX

W którym momencie opisu fabuły filmu Karthika Subbaraja się pogubiliście? :). Z litości dla Was starałem się pominąć kilka nazwisk, ograniczając się tylko do najważniejszych postaci filmu. No ale wiecie, to dzieło trzygodzinne, więc trzeba je czymś zapełnić, a nie, że zabili go i uciekł! I choć zdaję sobie sprawę, że już sam opis fabuły może odrzucać do filmu swoim stopniem skomplikowania, to zapewniam, że to tylko tak strasznie brzmi. Scenariusz filmu Jigarthanda DoubleX został napisany sprawnie, nie ma w nim przypadkowych rzeczy, wszystko ładnie się ze sobą zazębia i zapewnia satysfakcjonujący seans. Co ciekawe, choć jego fabuła wygląda na typowe: losy kilku różnych postaci splatają się w finałowym akcie; film Subbaraja nie sprawia wrażenia takiej właśnie produkcji. Wątki zostały tu połączone płynnie, choć złośliwi powiedzą, że oto obejrzeli film złożony z dwóch różnych filmów. Ja nie miałem takiego poczucia, nawet jeśli po intermission rzeczywiście zmieniamy klimat i z miasta ruszamy do dżungli.

Nieprzypadkowo powtarzam tu kilkukrotnie nazwisko reżysera. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to przecież jakiś randomowy indyjski noname, no ale nie jest to ten przypadek. Na Subbaraja zwróciłem uwagę lata temu przy okazji jego debiutanckiego filmu o pizzy, a w kolejnych produkcjach potwierdzał moją opinię twórcy, który być może kiedyś zadebiutuje w Hollywood (co jest mu zupełnie zbędne, bo świetnie sobie radzi w Kollywood). Potem niestety Subbaraj gdzieś się pogubił i dopiero Jigarthanda DoubleX to jego powrót do formy z początku kariery. Miło, że wrócił.

Zdziwiłem się na widok tego filmu. Wielu rzeczy bym się spodziewał, ale nie tego, że Jigarthanda z 2014 roku doczeka się kontynuacji. Świetny Jigarthanda dodajmy, gdyby komuś nie chciało klikać się w linka do recenzji. Te zero osób, które po przeczytaniu tej recenzji będzie chciało obejrzeć najnowszy film Subbaraja nie musi się jednak martwić o znajomość poprzednika. To dwa zupełnie odrębne filmy, które wspólny mają tylko pomysł na fabułę. Gangstera, który chce zostać gwiazdą kina. I to właściwie tyle, bo rozwinięcie tego pomysłu wypada inaczej. Nie jest więc DoubleX ani sequelem, ani rebootem, ani prequelem – w końcu jego akcja rozgrywa się przed wydarzeniami z filmu z 2014 roku. Najbardziej jest jedną z dwóch części Wesela Smarzowskiego, gdyby porównać go do bardziej swojskich klimatów. A być może jeszcze bardziej jest trylogią Ti Westa, bo ze sceny po napisach wynika, że kollywoodzką trylogię zakończy film XXX, który być może zepnie klamrą obydwie wspomniane produkcje.

Co ja Wam będę mówił, jest to kawał filmiska, które może i nie zrobiło na mnie tak dużego wrażenia jak poprzednik, ale które bardzo rozrywkowo się ogląda i które wygląda widowiskowo. Wiele scen zostało tu przemyślanych do ostatniego szczegółu, a najlepiej odnajdą się tutaj miłośnicy spaghetti westernów z Clintem Eastwoodem, który jest ważnym elementem fabuły filmu Subbaraja. Tzw. epickich momentów jest tutaj cała fura, a reżyser i scenarzysta w jednym umiejętnie ogrywa koncepcję traktowania terminu „shot” zarówno jako strzelania do kogoś, jak i kręcenia filmu. Niby proste i oczywiste, a świeże. Jak pisałem, nic tutaj nie jest przypadkowe i służy zaprezentowanej historii.

Jigarthanda DoubleX podejmuje się kilku tematów i z każdego wychodzi zwycięsko. Na pierwszy rzut oka jest to list miłosny do kina traktowanego jako coś więcej niż tylko dziedzina sztuki, który umiejętnie korzysta z zapowiedzianego wyżej pomysłu na film i czerpie pełnymi garściami z produkcji mockumentalnych, filmów pokroju Wielka heca Bowfingera czy nawet Cannibal Holocaust, a także z Bękartów wojny Tarantino. Niektóre ujęcia wprost są odwołaniem do tej produkcji.

Subbaraj nie poprzestaje jednak na drenowaniu tego pomysłu i zamknięciu się na więcej. Jest też więc Jigarthanda DoubleX umiejętnym komentarzem do indyjskiej rzeczywistości. Są tu gwiazdorzy, którzy zostają politykami, skorumpowana władza, kółka wzajemnej adoracji miejscowych bohaterów kina, wykorzystywanie najsłabszych i czekanie na bohatera, który weźmie sprawy w swoje ręce. Nie będzie to jednak bohater podobny do tych, których poznał cały świat za sprawą RRR. Subbaraj jest zbyt dobrym filmowcem, by pójść po linii najmniejszego oporu (:P) i opowiedzieć widowiskową wydmuszkę o niepokonanych herosach. Jego film jest widowiskowy, ale skrajnie różny od trzyliterowej sensacji z sąsiedniego Tollywoodu. Tam, gdzie RRR się kończy, DoubleX dopiero się zaczyna.

Podąża więc to wszystko w spodziewaną, ale niespodziewaną stronę. Przyzwyczajeni do indyjskich bohaterów, którzy z łobuzów stają się prawymi herosami dostaniemy historię, którą znamy, ale opowiedzianą w sposób, który potrafi zaskoczyć. Wjedziemy w pozytywnie rzewne tony, które zaprezentują jeszcze jedną warstwę tej prostej wydawałoby się historii. W postaci walki o swój kawałek świata, o tradycję, o to, co ważne było dla naszych przodków i co sprawia, że istnieje sens życia i umierania za reprezentowane przez nas wartości. Zazębia się to w ekscytującym finale w spójną historię utkaną z charakterystycznych indyjskich motywów filmowych, ale przedstawionych w świeży i zręczny sposób. Co mogło powstać tylko z rąk utalentowanego filmowca, który po części sam jest bohaterem swojego filmu.

Oczywiście przy tym wszystkim film nadal pozostaje na wskroś kollywoodzką produkcją, więc nie jest tak, że do seansu wjedzie się jak w masło. Być może dlatego przy tych całych powyższych superlatywach, część mnie pozostaje momentami sceptyczna i wciąż uważa, że jednak niektóre indyjskie wrażliwości są zbyt przerysowane dla zachodniego oka. I wydaje mi się, że film doceniłbym dużo bardziej, gdybym wiedział, jak się zakończy. Droga do tego zakończenia momentami nie jest najprostsza, co nie zmienia faktu, że nawet nie poczułem tych trzech godzin seansu. No i nie zmienia faktu, że „pierwsza” część podobała mi się bardziej.

(2606)

Tamilowie nie gęsi, swojego Ti Westa mają. Przynajmniej, jeśli chodzi o trylogię podobną koncepcyjnie do X, Pearl i MaXXXine. Bo nie o reprezentowany przez nią gatunek. Recenzja filmu Jigarthanda DoubleX. Krótką wersję tej recenzji znajdziecie… nie znajdziecie, bo nie ma sensu, żebym przygotowywał coś, czego nikt nie będzie szukał. O czym jest film Jigarthanda DoubleX Połowa lat 70., Indie. Niejaki Kirubakaran (S.J. Suryah) chce spełnić marzenie swojego zmarłego ojca, który pragnął by jego syn był policjantem. Jest w sumie tylko jeden niewielki problem, bo nasz bohater mdleje na widok krwi. A niedługo pojawia się problem dużo większy, bo Kirubakaran zostaje…

Ocena Końcowa

7

w skali 1-10

Podsumowanie : Podający się za reżysera filmowego zabójca rozpoczyna kręcenie filmu z gangsterem, którego ma zabić, a któremu marzy się kariera gwiazdy kina. Ładne dla oka, przemyślane, posiadające kilka epickich scen kollywoodzkie widowisko umiejętnie korzystające z charakterystycznych dla tego kina tropów i świeżo je wykorzystujące. A przy okazji będące listem miłosnym dla kina traktowanego jako coś więcej niż sztuka.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004