×
Gdzie diabeł nie może tam babę pośle – Tajemnice polskich fortun. Część 1 (2022), reż.Heatcliff Janusz Iwanowski. Recenzja filmu.

Gdzie diabeł nie może tam baby pośle, vol. 1. Recenzja filmu Heathcliffa

W ostatnich dniach przyszła mi do głowy niespodziewana myśl. „A na cholerę mi w ogóle Hollywood?” – zapytałem sam siebie, chodząc na kolejne fajne, polskie filmy. Bardzo dobrze się bawiłem na Miłości na pierwszą stronę, nieźle na Apokawiksie, solidnie na Ostatnim patrolu Orła, że o świetnych Niebezpiecznych dżentelmenach nie wspomnę. W tak zaistniałej sytuacji należało dokonać niezbędnego eksperymentu i wybrać się na jakiś polski film, który na chłopski rozum nie powinien się udać (wicie, Misiek Koterski z fryzurą na czeskiego piłkarza i paletkom). Gdyby i on był dobry, należałoby ogłosić światu, że Warszawa > Los Angeles. Recenzja filmu Gdzie diabeł nie może tam baby pośle*.

*Daję ten tytuł bez nakazanego regułami przecinka, bo i w ekranowym tytule go nie było. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie: po co nasi twórcy utrudniają sami sobie życie, skoro nie znają się na ortografii? Każdy wie, że w takim przypadku używasz słowa/konstrukcji, które znasz i których jesteś pewien, a nie tych, które byś chciał, ale nie jesteś pewny, czy tak to się pisze.

**Choć w sumie ich rozumiem, bo sam jestem nie halo z przecinkami 😛

O czym jest film Gdzie diabeł nie może tam baby pośle – Tajemnice polskich fortun. Część 1

Mamy rok 1987. W kinach fruwa Top Gun, a obrotni polscy cwaniaczkowie szukają pomysłu na to jak zarobić, ale się nie narobić. Mózgiem planowanej spirytusowej operacji zostaje niejaki Kazimierz Bączek (Sebastian Stankiewicz). Razem z krawężnikiem Karolem Lisem (Rafał Zawierucha) i handlarzem sfałszowanymi ikonami Antonim Kafrem (Maciej Zakościelny) wpadają na znakomity pomysł, który zapewni im sławę, bogactwo i dużo kobiet. Niezbędne w ich planie są również koneksje znakomitego tenisisty ziemnego (Misiek Koterski), którego znajomości otwierają wiele drzwi. Pomysł jest prosty. Kupić u Artura Barcisia państwowy spirytus, wywieźć go do RFN-u (spirytus, nie Barcisia), z tamtejszych gorzelni przywieźć wódkę i sprzedać ją z 800%-ym przebiciem. Plan działa jak w zegarku i już wkrótce panowie mogą palić w kominku pieniędzmi. Jedyną osobą, która depcze im po piętach jest porucznik milicji Antoni Pawlicki. Niewiele jednak może zrobić, bo skrzydła nad całą operacją rozpostarł pułkownik Starczewski (Cezary Łukaszewicz).

Zwiastun filmu Gdzie diabeł nie może tam baby pośle – Tajemnice polskich fortun. Część 1

Recenzja filmu Gdzie diabeł nie może tam baby pośle – Tajemnice polskich fortun. Część 1

Zauważyliście pewnie (albo i nie, jeśli nieuważnie czytacie), pewien pojawiający się do tej pory w recenzji rozdźwięk. Oto w tytule filmu, o którym dziś mowa, pojawiają się jakieś „baby”, a tymczasem w opisie fabuły nie ma o ani jednej słowa. Nie jest to jednak żadna złośliwość z mojej strony, a stan faktyczny. Choć film miał być o babach, jest normalnie o chłopach, a te baby są tam gdzieś w tle i wiele nie robią. Trochę więcej wpływu na biznesy ma pani Lisowa (Małgorzata Kożuchowska), ale już Marzena (Agnieszka Więdłocha), Krystyna (Dominika Gwit-Dunaszewska) i Sabrina (Paulina Gałązka) – leżą i pachną. I czekają na drugą część filmu, w której pewnie w końcu dojdą do głosu. No ale jak to?!

Ano tak to, że niepostrzeżenie dla widzów, Gdzie diabeł nie może tam baby pośle tak naprawdę jest filmem Gdzie diabeł nie może tam baby pośle vol. 1. Vol. 2 też wkrótce trafi do kin, co zapewnia znajdujący się na końcu jedynki zwiastun. No chyba, że mój ulubiony polski twórca filmowy Heathcliff Janusz Iwanowski znowu zwali winę o pustki w kinach na jakieś spiski przeciwko niemu i się obrazi.

Jeszcze do niedawna nazwisko Heathcliff Janusz Iwanowski nie mówiło nikomu nic. I nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, Janusz stworzył z pięć filmów w przeciągu jakichś trzech lat. Wszystkie pstrokate, wszystkie z epoki, wszystkie interesująco obsadzone. Do tego, przeszedł też sporą metamorfozę. Kiedy przestało mu wystarczać bycie mecenasem braci Węgrzyn, uznał, że sam wszystko zrobi najlepiej i stanął za kamerą. Jeszcze w Gierku zadowolił się wymyślonym przez siebie eufemizmem, czyli reżyserią montażu (i kilkoma innymi zajęciami zapewniającymi mu kilka pierwszych pozycji w napisach końcowych), ale wraz z posyłanymi przez diabła babami został szefem wszystkich szefów.

I tak prawdę powiedziawszy, jak na takiego samozwańczego reżysera, radzi sobie lepiej niż można by się było tego spodziewać. Pomijając fakt, że opisywanemu tu filmowi brakuje wiele, jakiegoś okropnego wstydu nie ma. A pewnie byłoby lepiej, gdyby nie zjadać wszystkich rozumów, no ale co tam. Zapłacił sam sobie, to kręci co chce, co nam do tego.

Powiem szczerze, że spodziewałem się (liczyłem) na coś dużo gorszego. Jestem zawiedziony, bo gdyby tak było, recenzja ta na pewno byłaby ciekawsza do napisania. A tak? No cóż, gdyby taki film nakręcony został jakieś trzydzieści lat temu, to dzisiaj byśmy go wspominali jak Zabij mnie, glino. No ale przez ten czas Polska już dawno przestała być stolicą kina moralnego niepokoju i w miarę nauczyła się kręcić rozrywkę. W tej sytuacji Gdzie diabeł nie może tam baby pośle to takie meh. Można zerknąć jednym okiem, ale niewykorzystanym potencjałem można by obdzielić kilka innych produkcji.

Gdzie diabeł nie może tam baby pośle prezentuje znany i często wykorzystywany motyw idealizacji bandziorów. Filmy w podobnym guście powstają dość często i wyglądają podobnie. Na ekranie obserwujemy wystylizowanych na lata minione gwiazdorów, a z offu mówi do nas narrator opowiadając o tym, co oglądamy. Barwnie kreśli filmowe wydarzenia nadając im wymiar baśni o bogactwie, które zdobyć jest łatwo, trzeba mieć tylko trochę odwagi. No i tak to się kręci przez cały film. Pojechaliśmy tam, przywieźliśmy to, przelecieliśmy te dwie, tamta się wkurzyła, nagle wyskoczyła psiarnia, a Artur Barciś mówił „dulary” zamiast „dolary”, boki zrywać! Jest w tym sposobie narracji duży potencjał na fajną rozrywkę (Jak zostałem gangsterem!; tylko nie mylić z Jak pokochałam gangstera!), ale potrzeba do tego scenarzysty z jajem i humorem. Heathcliff i Rafał Woś, którzy napisali ten film, takimi nie są. Coś tam próbują, wychodzi im to znośnie, ale to nadal tylko prześlizgiwanie się po podgatunku i jazda na autopliocie. Gdzie potrzeba by było błysku talentu.

Niby w filmie Gdzie diabeł nie może tam baby pośle dzieje się wiele, ale tak naprawdę nie dzieje się prawie nic. Kolejne wydarzenia obserwuje się beznamiętnie, bo i realizacji żadnych sprytnych planów tu nie ma, ani zagrożenia, ani czegoś, co sprawiłoby, że się zaciekawimy. Film leci sobie przed siebie w swoim tempie, nudzić za bardzo się nie ma okazji, ale to zdecydowanie ten rodzaj filmu, który leci w drugim pokoju, podczas gdy my obieramy w kuchni ziemniaki. Jeśli ma się wystarczająco dużo tolerancji do tego typu niby-fajnych historii, można rzucić okiem z tej kuchni. Tyle samo jednak argumentów dostają tu ci, którzy będą chcieli wdeptać nowy film Janusza w ziemię. Choć uważam, że polska kinematografia wypluła dużo większe rozrywkowe kichy. Ot choćby sam Heathcliff tym potworkiem pod tytułem Krime Story, Love Story. Interesująca sprawa. Tak jak w KSLS nie było tego love story, tak w GDNMTBP nie ma tego posyłania bab. Serio, Januszu, powinieneś więcej czasu spędzać nad dopracowaniem tytułów swoich filmów.

No i cóż. Jak to w każdej franczyzie bywa, wszystko, co dobre mają pokazać nam w kolejnej części. Tu wygląda na to, że będzie podobnie. A póki co największą radość można czerpać ze świetnego Miśka Koterskiego, który tym razem nie dostał gierkowej miny przeciwpiechotnej, a sympatyczną perełkę. Pozwoliła mu ona na rozbawienie mnie za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie z rakietą tenisową. Czyli zawsze, gdy się pojawia. No znakomite! Serio, serio. Jakaś totalnie randomowa scena o czymś innym, a tu wbija Koterski z paletkom. Jestem fanem tego pomysłu.

(2556)

W ostatnich dniach przyszła mi do głowy niespodziewana myśl. „A na cholerę mi w ogóle Hollywood?” – zapytałem sam siebie, chodząc na kolejne fajne, polskie filmy. Bardzo dobrze się bawiłem na Miłości na pierwszą stronę, nieźle na Apokawiksie, solidnie na Ostatnim patrolu Orła, że o świetnych Niebezpiecznych dżentelmenach nie wspomnę. W tak zaistniałej sytuacji należało dokonać niezbędnego eksperymentu i wybrać się na jakiś polski film, który na chłopski rozum nie powinien się udać (wicie, Misiek Koterski z fryzurą na czeskiego piłkarza i paletkom). Gdyby i on był dobry, należałoby ogłosić światu, że Warszawa > Los Angeles. Recenzja filmu Gdzie diabeł…

Ocena Końcowa

4

wg Q-skali

Podsumowanie : Niedługo przed transformacją ustrojową trzech drobnych cwaniaczków postanawia rozkręcić spirytusowy interes życia. Kolejna pstrokata ballada o januszach biznesu i gangsterki ostatnich dekad ubiegłego wieku z zupełnie nieadekwatnym tytułem. Tak mogłoby wyglądać „Kasyno”, gdyby nakręcił je uczeń podstawówki.

Podziel się tym artykułem:

3 komentarze

  1. Michał Hejmo

    Nie kupujcie biletów. Film totalne dno! Nuda nuda nuda. Nie polecam. !

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004