×
Mark Rylance w filmie Skrytka, The Outfit (2023), reż. Graham Moore.

Skrytka. Recenzja filmu The Outfit. SkyShowtime

Bywają filmy, które grzecznie sobie leżą w bibliotekach streamingów, nie krzyczą do ciebie, żeby je oglądać, bo mają sto milionów godzin oglądalności w trzecim weekendzie od Święta Dziękczynienia, nie narzucają się niczym i spędzają dni na byciu ignorowanym przez użytkowników. Potem je sobie odpalasz sam często nie wiedząc dlaczego i jesteś bardzo rad, że się na to zdecydowałeś. A i owszem, nie będzie zwrotu akcji, Skrytka jest przykładem takiego właśnie filmu. Recenzja filmu Skrytka. Krótką wersję tej recenzji znajdziecie TUTAJ.

O czym jest film Skrytka

Chicago, połowa lat 50. Pracownia mistrza krawieckiego Leonarda Burlinga (Mark Rylance) to miejsce, w którym każdego dnia pobierane są miary, krojone garnitury, przyszywane guzki i składane w kancik poszetki. W pocie czoła pracują nad tym sam Leonard oraz jego asystentka Mable (Zoey Deutch). Każdego dnia ignorują też smętnie wyglądających mężczyzn w prochowcach, którzy w skrytce na jednej ze ścian zostawiają grubo wypchane koperty. Wśród nich jest syn bossa miejscowej mafii, Richie (Dylan O’Brien) oraz osławiony nimbem człowieka który przyjął za szefa sześć kulek, Francis (Johnny Flynn). Życie toczy się swoim torem, garnitury na miarę odbierane są przez zadowoloną klientelę, wypchane koperty lądują w skrytce. Ciszę i spokój monotonii codziennych rytuałów przerywa pojawienie się taśmy z nagraniem kreta działającego w organizacji ojca Richiego. Jak również strzelanina z wrogim gangiem, na skutek której w misterną intrygę, jaka rozegra się na przestrzeni jednej nocy, wciągnięty zostanie cichy i milczący Leonard.

Zwiastun filmu Skrytka

Recenzja filmu Skrytka

Spokojnie, nie ekscytujmy się początkiem tej recenzji. Świat streamingów nie schował przed Wami żadnego arcydzieła, które za trzydzieści lat od jego premiery zachwyci badaczy starego kina, którzy nadadzą mu status kultowego. A wy, siedemdziesięciolatkowie, będziecie się chwalić, że zawsze o tym wiedzieliście, bo już dawno napisał o tym Quentin. No nie, Skrytka nie jest tego typu filmem, nie jest niezaprzeczalną Dziesiątką. Jest jednak porządnym kryminałem z dobrym aktorstwem i wystarczającym nagromadzeniem zwrotów akcji, by zapewnić emocjonujący seans od początku po sam koniec. Bez przerw na jakieś mielizny i niepotrzebne odchodzenie od sedna. Tego tutaj nie znajdziecie.

Jedną z nieśmiertelnych formatek do wykorzystania na bloga jest „film z gatunku tych, o których najlepiej za dużo nie wiedzieć przed seansem” i sprawdza się ona również w przypadku Skrytki. Co za tym idzie również pisanie o tym filmie napotyka na wiele ograniczeń, no chyba, że autor ma w nosie zadowolenie czytelnika i koniecznie chce mu zdradzić za dużo. Balansowanie po cienkiej linii pomiędzy dopuszczanym, a lepiej pozostawionym w milczeniu jest zabawą ryzykowną prawie tak samo jak chodzenie po polu minowym. I chciałoby się napisać coś więcej, i nie ma na to możliwości. Kto kumaty zresztą już przestał czytać po „najlepiej za dużo nie wiedzieć”.

Skrytka jest filmem ograniczonym do jednej lokacji. Z wyjątkiem kilku ujęć witryny zakładu od zewnątrz, cała akcja rozgrywa się w kilku pomieszczeniach pracowni krawieckiej. Takie ograniczenie miejsca akcji natychmiast kojarzy się ze sztuką teatralną, którą Skrytka z powodzeniem mogłaby być. Osobiście jednak nie czułem żadnej teatralności i nie miałem poczucia, że oglądam coś, co filmem jest tylko dlatego, że można go obejrzeć na platformie streamingowej. Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie tak – wiadomo. Dla rabina Q Skrytka jest pełnoprawnym dziełem filmowym, które ogląda się jak wciągający film i nie myśli, że oto kolejny odcinek „Kobry”.

Dodatkowo Skrytka jest wdzięcznym do pisania dziełem, bo przecież aż się prosi, by o tym filmie, którego bohaterem jest mistrz krawiectwa szyjący na miarę, napisać, że oto film skrojony na miarę przez Grahama Moore’a. Nie ma co unikać takiego stwierdzenia, bo rzeczywiście Skrytka przypomina dzieło przygotowane przez zdolnego scenarzystę/reżysera prosto z Savile Row. Brak tu niepotrzebnego szaleństwa i próby zadowolenia widza za wszelką cenę tanimi sztuczkami. Poszczególne elementy tej układanki pasują do siebie jak dobrze skrojony garnitur. Całość zgrzytnęła mi tylko w jednej z dość kluczowych scen filmu, w której bohater zachował się jeśli nie dziwnie to tak, że już w połowie filmu odkrył przed widzem całą intrygę. Jednocześnie trudno byłoby się jej pozbyć, bo nadaje ton całej reszcie filmu i jest dla niego kluczowa. Dlatego w finalnej ocenie być może nie znajdziecie odzwierciedlenia miłych słów, jakie do tej pory padły pod adresem tego filmu twórcy nominowanego do Oscara za scenariusz Gry tajemnic. Warto o nim zresztą pamiętać, bo już niedługo zadebiutuje serial napisany na podstawie powieści jego autorstwa zatytułowanej Niewinny, który również zapowiada się na dzieło, w którym najważniejszy jest scenariusz, a cała reszta służy jemu. Bardzo lubię takie filmy, stąd też pewnie zadowolenie Skrytką.

Ocena taka, a nie inna również dlatego, że Skrytce nie udaje się uniknąć pułapki czyhającej na każdy tego typu film ze zwrotami akcji i niespodziewanymi woltami. Pozostając w metaforyce krawieckiej: choćby najlepszy nawet krawiec kroił najlepiej na świecie zmierzony kawałek materiału i doszywał go do innego podobnego kawałka tworząc w ten sposób punkt po punkcie gotowy produkt, nie musisz być mistrzem krawiectwa, żeby wiedzieć, że rękaw to rękaw, a nogawka to nogawka. Może  i gotowy strój jest idealny, ale zawsze wiedziałeś, że nie przyszyjesz rękawa do nogawki i vice versa. To samo w Skrytce. Wiesz, że to film ze zwrotami akcji, więc kombinujesz, gdzie możesz zostać zaskoczony. No i myślę, że raczej w większości przypadków dobrze wykombinujesz. I nawet jeśli nie trafisz jakoś konkretnie, to będziesz wiedział, gdzie jesteś robiony w bambuko. Mimo wszystko Moore dobrze sobie z tym radzi i wychodzi ze starcia z widzem obronną ręką, ale ze szczęką na wysokości podłogi cię, drogi kolego, nie zostawi. Brakuje mu też trochę warsztatu, żeby wykpić się tak efektownie, jak w niektórych scenach potrafiłby to zrobić Quentin Tarantino. (Ale też nie sądzę, żeby mu na tym zależało.)

(2601)

Bywają filmy, które grzecznie sobie leżą w bibliotekach streamingów, nie krzyczą do ciebie, żeby je oglądać, bo mają sto milionów godzin oglądalności w trzecim weekendzie od Święta Dziękczynienia, nie narzucają się niczym i spędzają dni na byciu ignorowanym przez użytkowników. Potem je sobie odpalasz sam często nie wiedząc dlaczego i jesteś bardzo rad, że się na to zdecydowałeś. A i owszem, nie będzie zwrotu akcji, Skrytka jest przykładem takiego właśnie filmu. Recenzja filmu Skrytka. Krótką wersję tej recenzji znajdziecie TUTAJ. O czym jest film Skrytka Chicago, połowa lat 50. Pracownia mistrza krawieckiego Leonarda Burlinga (Mark Rylance) to miejsce, w którym…

Ocena Końcowa

7

w skali 1-10

Podsumowanie : W niebezpieczną grę poszukiwania kreta wewnątrz organizacji przestępczej wplątany zostaje krawiecki mistrz. Dobrze uszyty kryminał gangsterski z satysfakcjonującymi zwrotami akcji i brakiem niepotrzebnych dłużyzn.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004