Nie będę ukrywał, że idąc do kina na pierwszy polski film o zombie spodziewałem się pierwszego polskiego filmu o zombie. I trochę zawiodło mnie to, że tego procentu zombie w zombie jest tutaj bardzo niewiele. I to trochę tak, jak gdyby w polskim wojennym komediodramacie science-fiction pojawiła się postać Romana i ten film nazywany byłby pierwszym polskim filmem o Romanie. Recenzja filmu Apokawixa.
O czym jest film Apokawixa
„To wyszło z wody” oznajmiają na samym początku młodzi bohaterowie filmu Apokawixa zamknięci w jakimś klaustrofobicznym pomieszczeniu. I wcale nie mówią o ziemniakach z wody, choć znając zapowiedzi filmu Xawerego Żuławskiego spodziewamy się, że mają na myśli inną rzecz na „z”. Na razie jednak cofamy się w czasie o kilka dni i kontemplując krajobraz Polski okresu pandemii COVID-19 obserwujemy grupę maturzystów, którzy mają już dość zdalnej nauki. Chcą kontaktu oko w oko, a nie kamerka w kamerkę, i nie zamierzają poprzestać na chceniu. Idei wielkiej imprezy, tytułowej wiksy, pomaga fakt, że Kamil (Mikołaj Kubacki) nie tylko ma bogatego ojca (Tomasz Kot), ale przede wszystkim dostęp do jego nadmorskiej rezydencji, gdzie taka wiksa będzie epicka. Nie zastanawiając się wiele, od razu po zakończeniu przygody z licealną edukacją, grupa młodzieży wsiada w auta i rusza nad morze, gdzie nie ma bunkrów, ale też powinno być zajebiście.
PS. I znów jestem pod wrażeniem samego siebie, który wycisnął cały, sporej długości akapit, dla fabuły, którą można by opisać krótkim: podczas zorganizowanej nad morzem licealnej imprezy pojawiają się kłopoty z sinicami.
Zwiastun filmu Apokawixa
Recenzja filmu Apokawixa
7/10. Zaczynam od razu od oceny, bo za chwilę będę marudził, więc nie chcę, żebyście odnieśli mylne wrażenie, że na Apokawixę nie warto się wybrać. Warto. Choćby z ciekawości jak w rzeczywistości wypada pierwszy polski film o zombie. Wypada dobrze, choć jest filmem o imprezie, a nie o zombie. Nawet ma obowiązkowe „x” w tytule filmu o imprezie. Szczegół, że do głowy na poparcie tej tezy przychodzi mi jeszcze tylko Projekt X.
Miałem pomarudzić, ale zacznę od pochwał, czyli od najmocniejszego elementu filmu Apokawixa, dzięki któremu film ogląda się z przyjemnością, choć nic się w nim nie dzieje. Obsady. Jej reżyserka odebrała ostatnio w Gdyni nagrodę za najlepszy casting i doprawdy trudno się dziwić. Choć jest tu i Tomasz Kot czy Cezary Pazura (i Joanna Kurowska) (i Sebastian Fabijański), wszystkie główne skrzypce grają tu młodzi aktorzy, którzy nie zdążyli się jeszcze w polskim kinie opatrzyć, bo nie mieli kiedy. A wiadomo przecież, że z młodziakami na polskim ekranie jest różnie – im młodsi, tym gorzej. Na szczęście tutaj naprawdę ciężko dopatrzyć się jakiegoś słabego elementu w apokawiksowej obsadzie. Wiadomo, ktoś bardziej przypadnie do gustu, ktoś mniej, ale poniżej solidnego poziomu nikt tutaj nie schodzi. A przeważnie jest lepiej niż solidnie, na czele z Mikołajem Kubackim, który mocno pracuje na to, by zasłużyć na miano „nowego Laski”. No wiecie, Chłopaki nie płaczą, te sprawy.
Jak dla mnie więc podstawą udanego seansu Apokawixy była ta właśnie obsada. Polubiłem każdego z nich, co jest kluczowe w tego typu filmie opartym na dynamice postaci. Bo choć spodziewać można by się było filmu o zombie, to film o zombie pojawia się dopiero po 90 minutach. Wcześniej albo wszyscy są w drodze na imprezę, albo już na samej imprezie. I gadają ze sobą, rapują, pląsają – kontekstową fabułę nakręcają interakcje. Podobnie było niedawno w podobnym fabularnie Wszyscy moi przyjaciele nie żyją, ale obydwa te filmy pod względem jakości dzielą lata świetlne.
No i co, wcale tak dużo nie narzekam jak myślałem. Dziwne. To teraz zacznę, bo miał to, do jasnej cholery, być film o zombie! Tak mi wszędzie obiecywano i słowa nie dotrzymano. A jeszcze w trakcie seansu te obietnice rozpalono dodatkowo, bo gdy, kurczę, bohaterowie na początku imprezy wbijają do zbrojowni, w której zgromadzono eksponaty związane z polską historią wojenną, to należy się spodziewać, że te eksponaty zostaną wykorzystane dużo, dużo lepiej niż w rzeczywistości zostały. Ktoś tam się przebrał w zbroję, ktoś strzelił z muszkietu czy co to tam było. I niestety tyle. A przecież aż prosiło się o to, by kreatywnie wykorzystać tak stworzoną przez siebie pomysłową możliwość. Niestety. Twórcy Apokawixy nie rozumieją, albo nie chcą rozumieć, albo udają, że nie rozumieją, że filmy o zombie to w głównej mierze też „krew, flaki i inne przysmaki” i nie należy ich dawkować, nie należy ich skąpić. Należy zalać ekran czerwoną posuchą, a nie jakąś czarną breją, której szczerze w takich filmach nienawidzę. To krew robi robotę, a nie jakaś czarna polewka.
Nie zauważam też w Apokawiksie zapowiadanych tutaj, choć to bardziej w recenzjach, nawiązań do popkultury, gatunku, kreatywnych rozwiązań czyniących z Apokawiksy coś świeżego itd. Oglądam te filmy już od 35 lat, trochę ich widziałem i coś tam o nich wiem. Jasne, trafiają się w filmie Żuławskiego klasyczne dla zombie-gatunku sceny, w których np. jeden członek rodziny spożywa drugiego członka rodziny, ale nie znalazłem tu niczego wyjątkowego w tej materii. A już zupełnie nie znajduję tu nic, co by uprawniało do peanów na ten temat. Jest solidnie odrobiona praca domowa, która, owszem, wniesie nawet do gatunku jedną rzecz (ze względów spoilerowych daruję sobie szczegóły, choć w innych opiniach o filmie na pewno się na nią natkniecie), ale żeby od razu „nafaszerowany odniesieniami do popkultury i gatunku oraz pełen tekstów, które przejdą do mowy codziennej” to nie. Choć szyszynki nie dałbym sobie za to przeszyć.
Finalnie więc powstał film, na który śmiało można się wybrać i nie żałować seansu, ale lepiej nastawić się na wiksę niż na apokalipsę. Apokawixa bardziej przypomina typowy „origin”, który dopiero zapowiada prawdziwy film o zombie w kolejnej części serii. Przy czym nie jest to wprowadzenie na miarę Nocy żywych trupów, gdzie w sumie też siedzieli w domu, ale napięcie i niepokój można było kroić nożem. Tu nie niepokoisz się niczym. Zamiast tego dostajesz trochę refleksji na temat współczesnego świata, ochrony planety i tego typu innych spraw, które, owszem, są ważne, owszem, zostały tu wprowadzone z gracją, ale kurde, poszedłem do kina na pierwszy polski film o zombie!
(2553)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Grupa maturzystów wybiera się do nadmorskiej rezydencji, by tam urządzić imprezę życia. (No nie tak) wkrótce o to życie będą musieli walczyć. Bardzo dobrze zagrany przez młodą obsadę kolejny polski film o imprezie, który dopiero pod koniec zmienia się w pierwszy polski film o zombie. Posiadając luz i urok nie dowozi z krwią i makabrą.
Podziel się tym artykułem:
Marta Stalmierska ❤️????????
No to tego się nie spodziewałem!
Namówiłeś 😉