×
W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 (2021), reż. Bartosz M. Kowalski. Netflix.

W lesie dziś nie zaśnie nikt 2. Recenzja polskiego sl… Netflix

Skomplikowana sprawa z tym W lesie dziś nie zaśnie nikt 2, który dzisiaj, w środę 27 października, wjechał na Netfliksa. Podobał mi się bardziej niż pierwsza część, ale ocenię go tak samo mocno przeciętnie jak jedynkę. Recenzja filmu W lesie dziś nie zaśnie nikt 2. Netflix.

O czym jest film W lesie dziś nie zaśnie nikt 2. Netflix

Adaś (Mateusz Więcławek) to krawężnik na małomiasteczkowym komisariacie policji. W marzeniach jest supergliną, w rzeczywistości zwykłym popychadłem. Podkochuje się w koleżance z posterunku, Wanessie (Zofia Wichłacz), ale ona ma go w poważaniu. Tak więc lecą mu tu dni za dniem na kupowaniu hot-dogów z sosem siedmiu wysp i nudzie. Ta ostatnia jednak może się wkrótce skończyć. Oto w areszcie ląduje dwóch nakrapianych bąblami grubasów oraz dziewczyna (Julia Wieniawa-Narkiewicz), która twierdzi, że poprzedniej nocy wszyscy jej przyjaciele zostali zamordowani przez ww. grubasów. A tych z kolei zabiła ona, choć przecież żyją i siedzą grzecznie w sąsiedniej celi. Sprawę postanawia zbadać komendant posterunku (Andrzej Grabowski), który wkrótce krwawo żegna się życiem i dolnymi kończynami. Adaś i Wanessa będą musieli wziąć sprawy własnego bezpieczeństwa we własne ręce.

Zwiastun filmu W lesie dziś nie zaśnie nikt 2

Recenzja filmu W lesie dziś nie zaśnie nikt 2. Netflix

Gdyby tylko można było oceniać filmy po ich dziesięciu minutach w losowo wybranym miejscu. Większość miałaby pewnie znacząco wyższe oceny, a na pewno nie inaczej byłoby w przypadku W lesie dziś nie zaśnie nikt 2. Za odważnego i zabawnego na swój pozytywny sposób twista oraz te kilka minut po nim, można by ocenić film Bartosza M. Kowalskiego o wiele wyżej.

No ale filmy to nie tylko te ich dziesięć najlepszych minut, ale też wszystko to, co oprócz nich. A w przypadku W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 to pozostałe 80 minut seansu. Zmarnowane 80 minut na powolną… no nie chciałbym tu używać słowa „akcja”, więc niech będzie, że na powolną egzystencję przeoraną co jakiś czas sceną śmierci. Te są lepsze niż w pierwszej części, choć niestety efekty praktyczne ustąpiły tu za często miejsca efektom komputerowym. Nie każdy to lubi, ja nie przepadam.

W kontekście pierwszego W lesie dziś nie zaśnie nikt najczęściej używa się określenia „slasher”. W drugiej części jest to zupełnie nieuzasadnione, bo ze slasherem ów film nie ma wiele wspólnego. Jest grupa ludzi, która chce przeżyć, jest znany od początku morderca, który chce ich zabić. Ci pierwsi nie robią za dużo, żeby przeżyć, a ten drugi nie musi się wiele namęczyć, żeby ich zabić. Gdzieś tam co jakiś czas wepchnięty zostaje jakiś smaczek – a to plakat Maniakalnego gliniarza, a to interesujący pomysł na to, żeby wezwać terytorialsów (szkoda, że cały oddział nie przyjechał, najlepiej pod dowództwem jakiegoś macho militarysty z wąsem, który w kluczowym momencie okaże się pizdą i ukryje pod ciężarówką z demobilu) – ale całość sunie do przodu raczej nudno i w rytm czerstwych dialogów z przewagą słów takich jak „kurwa” czy „ja pierdolę”. Nic się tu nie dzieje, a scenarzyści nie zadbali o to, żeby urozmaicić tę sztampę jakimiś ozdobnikami pozwalającymi widzowi się rozerwać i nie ziewać.

I kiedy wydaje się, że w tym samym wolnym tempie dotrwamy sobie do końca, okazuje się, że… no rzeczywiście, w tym wolnym tempie będziemy tam docierać, ale. Przerwane to wszystko jest tymi fajnymi dziesięcioma minutami z odważnym twistem. Odważnym, bo łatwo dającym się zaszufladkować jako kuriozalny, żeby nie powiedzieć bekowy. A jednak kierującym tę opowieść na zupełnie nowy tor i oferującym to, co przez półtora filmu licząc z częścią pierwszą nie udało się od twórców wyegzekwować – pomysł! Haczyk sprawiający, że ma się do czynienia z czymś istniejącym w oderwaniu od bycia li tylko pierwszym polskim slasherem.

Szkoda, że potencjał tego wszystkiego został wykorzystany jedynie na przejściowy film, który ma być tylko przystankiem do powstania kolejnej części. Doceniam, że twórcom filmu udało się wybrnąć z pułapki beznadziejnego killera, który zepsuł wiele w pierwszej części W lesie dziś nie zaśnie nikt, ale nie potrafię chwalić dzieła, w którym dobre jest tylko dziesięć minut. Nie zdziwię się jednak, gdy W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 zostanie dostrzeżony za granicą.

Co mogę pochwalić to Jimka, który tworząc muzykę do filmu W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 najwyraźniej nasłuchał się kompozycji Angelo Badalamentiego.

(2499)

Skomplikowana sprawa z tym W lesie dziś nie zaśnie nikt 2, który dzisiaj, w środę 27 października, wjechał na Netfliksa. Podobał mi się bardziej niż pierwsza część, ale ocenię go tak samo mocno przeciętnie jak jedynkę. Recenzja filmu W lesie dziś nie zaśnie nikt 2. Netflix. O czym jest film W lesie dziś nie zaśnie nikt 2. Netflix Adaś (Mateusz Więcławek) to krawężnik na małomiasteczkowym komisariacie policji. W marzeniach jest supergliną, w rzeczywistości zwykłym popychadłem. Podkochuje się w koleżance z posterunku, Wanessie (Zofia Wichłacz), ale ona ma go w poważaniu. Tak więc lecą mu tu dni za dniem na kupowaniu…

Ocena Końcowa

5

wg Q-skali

Podsumowanie : Policjanci z prowincjonalnego posterunku zmuszeni są stawić czoła mordercy obdarzonemu ponadnaturalną siłą. Dobrych dziesięć minut filmu to zza mało, żeby odtrąbić sukces filmu. Podobał mi się jednak bardziej niż pierwsza część, choć po ocenie tego nie widać.

Podziel się tym artykułem:

5 komentarzy

  1. Takie piękne aktorki się trafiły, a u Ciebie tylko po jednym linku? Odejmuję 2 punkty od oceny tej recenzji 😛

  2. No trudno, to zostanie 13/10 😛

  3. Jeśli chodzi Ci o ten twist, czyli od momentu, w którym się pojawia lektor, to nie jest 10 minut do końca, ale około 20 – 30 minut do końca jest.

    A co Jimka to fajna muzyka, ale zupełnie nie przypominała mi Badalamantiego. Chyba że pisałeś o muzyce Angelo, ale nie do filmów Lyncha, tylko do innych? Bo ja głównie ze współpracy z Davidem Lynchem go znam i zgaduję, że w filmach innych twórców robi zupełnie inną muzykę, może właśnie przypominającą tą z tego filmu.

    Dwójka to film, który przez większość seansu wydaje się być typowym sequelem horroru z dużą dawką czarnego humoru i sucharów (może poza pierwszą sceną, która dość różni się od reszty filmu) i fabuła wiadomo jak się potoczy, ale do trzeciego aktu. No i podobnie jak w pierwszej części mamy komentarz na polską rzeczywistość, różnice między Polakami, który wypadł tak sobie.

    Widocznie reżyser ze scenarzystami uznał, że chrzanić taką dość bezpieczną i schematyczną rozrywkę i postanowił puścić się peronu i w tym momencie, to nawet muzyka się zmienia, jest bardziej lajtowa, wesoła. I jak wiele osób cisnęło po jedynce, to jestem pewien, a jeszcze żadnej recenzji i komentarza nie czytałem, że ostatni akt bardzo podzieli widzów (specjalnie nie zaglądam na stronę filmu na filmwebie bo nie chcę się denerwować, a pewnie cisną po filmie).

    Postanowił reżyser wywrócić film do góry nogami (a gdyby ktoś nie załapał, że film się zmienia całkowicie, to jest scena jak kamera się odwraca do góry nogami) i zabawić się schematami. Jest np. moment jak jeden z głównych bohaterów zrobił coś i jest z siebie dumny, a w nagrodę dziewczyna się z nim przespała. Więc typowa klisza, ale trzeba to zobaczyć dlaczego to jest coś innego. Dostajemy też akcję z punktu widzenia głównych złych, którymi nie są grubasy z jedynki, bo w dwójce mają depresję.

    W dwójce dostajemy tak naprawdę SF klasy Z z elementami czarnej komedii. Widać że Netflix sypnął kasą, bo efekty specjalne (gore) wyglądają lepiej jak w jedynce, jest jeszcze bardziej krwawo i brutalnie, czasami są naprawdę pojechane sceny, a tych komputerowych aż tak dużo nie ma.

    Może przesadzę, ale dla mnie ta dwójka polskiego slashera, to takie trochę dzieło jak Malignant Wana, tylko że u Wana przez jakiś czas było dość poważnie, a tutaj od początku komedia miesza się z horrorem, SF, ale w obu filmach, w ostatnim akcie, twórcy uznali, że pójdą na całość.

    Jak powstanie trójka, to już musi być campowe kino SF i w sumie chciałbym, żeby każdy z filmów był tak różny, jak jedynka od dwójki.

    Mecwaldowski niby nie wymawia R, tak jak w jedynce, ale czasami wydaje mi się, że zapomina o tym.

    Oczywiście było nawiązanie do innego filmu Wieniawy Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. Czekam na crossover:)

    Podniosę ocenę o jeden punkt za ostatni akt, który jest tak absurdalny, ale sprawił mi tyle zabawy, że oceniam na 7/10.

    No i szacunek dla Wieniawy, dziewczyna ma sporo dystansu do siebie (zakładam że to ona cały film występowała).

  4. Mecwaldowski to przede wszystkim nie mógł się zdecydować czy gra kolesia, który nie wymawia R, czy kolesia mówiącego z francuskim akcentem :). A co do pierwszej wątpliwości, to nigdzie nie napisałem, że twist pojawia się na 10 minut przed końcem filmu. Nadinterpretujesz :).

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004