Naszła mnie ostatnio taka refleksja, że całą masę klasycznych filmów z Lundgrenem, Seagalem i innymi legendami kina oglądałem tylko na jakiejś marnej kopii z VHS-a z giełdy trzydzieści lat temu. Obejrzałem, poekscytowałem się i nigdy więcej do nich nie wróciłem w lepszych okolicznościach audiowizualnej przyrody. Myślę, że pora na ich małą konfrontację z rzeczywistością. Recenzja filmu Ostry poker w Małym Tokio fruwającym na VHS-ach pod tytułem Porachunki w Małym Tokio.
O czym jest film Ostry poker w Małym Tokio
Dla detektywa Kennera (Dolph Lundgren) taki dzień to codzienność. Na linie wbija się prosto w nielegalne walki organizowane w Los Angeles przez yakuzę i robi tam rozpierduchę. Tyle tylko, że nie on jeden. W mieście pojawia się bowiem nowa mafia i zaczyna robić nowe porządki. W tym samym momencie. Kilka trupów daje Kennerowi do myślenia. Następnego dnia znów wpada na ludzi tejże nowej mafii, która w Małym Tokio wprowadza nowe zasady i ustala haracze dla miejscowych przedsiębiorców. Na tropie nowych gangusów jest również detektyw z wydziału azjatyckiego (choć z Azją, poza urodą, nie ma nic wspólnego), Johnny Murata (Brandon Lee). Wpieprza się Kennerowi w śledztwo, ale po paru wymienionych uprzejmościach, obaj dochodzą do wniosku, że aby złapać przestępców z yakuzy, będą musieć współpracować. Dla Johnny’ego to również dzień jak co dzień, ale dla Kennera to już coś więcej, bo szefu nowej yakuzy (Cary-Hiroyuki Tagawa) to koleś, którego ścigał całe życie.
Zwiastun filmu Ostry poker w Małym Tokio
Recenzja filmu Ostry poker w Małym Tokio
Trudno uwierzyć, że ten film ma już trzydzieści lat. To znaczy nietrudno, gdy się go ogląda, bo się zestarzał, ale trudno, gdy przypomni się, ile samemu miało się lat, gdy pierwszy raz oglądało się ten film Marka L. Lestera. Przyzwyczajeni bardziej do teraźniejszego Lundgrena, na widok tego Lundgrena z filmu Ostry poker w Małym Tokio możemy tylko westchnąć: Ale młody!
Trzydzieści lat temu Ostry poker w Małym Tokio bardzo mi się podobał i myślę, że gdybym teraz miał z piętnaście lat, to dalej by mi się podobał. Niestety, nie mam piętnastu lat, a Ostry poker w Małym Tokio jest przeciętnym akcyjniakiem i niczym więcej.
Oglądając Ostry poker w Małym Tokio można odnieść wrażenie, że to film niekompletny i będzie to słuszne wrażenie. Od razu wbijamy w sam środek akcji i przez dłuższy czas oglądamy film bez jakiejś większej wiedzy o postaciach. Jak gdyby był to drugi odcinek serialu. Wrażeniu temu jednak nie ma się co dziwić, bo pierwotnie film Lestera był o kilka minut dłuższy. Pokazy testowe okazały się niezbyt pomyślne, Warner Bros. postanowił skrócić film do 79 minut akcji, a Lester więcej już nie zamierzał robić filmów dla dużego studia.
Nie pamiętam dokładnie jak to było przed trzydziestu laty, ale wtedy plusem Ostrego pokera w Małym Tokio mógł być jego orientalny smaczek. Te całe tatuaże na całym ciele, odcinanie palca i tego typu rzeczy mogły zaskakiwać widzów tak samo jak zaskakiwały Johnny’ego Muratę. Ot Ostry poker mógł mieć też wartość poznawczą, pokazując odległą, nieznaną kulturę. Trzydzieści lat później każdy o podstawowej kulturze Japonii wie wszystko i etnograficzne ciekawostki pokazywane w filmie Lestera przyjmie co najwyżej z lekkim uśmieszkiem.
Fabuła filmu Ostry poker w Małym Tokio nie ma żadnego sensu, choć może na to mieć wpływ pocięcie filmu i zmontowanie go w jak najbardziej dynamiczny. Ot jest dwóch gliniarzy, którzy wzorem innych buddy-movie się przekomarzają, a także demoniczny przestępca, którego trzeba dopaść, zabijając po drodze jakieś sześćdziesiąt osób. Tyle. W filmie nie brakuje absurdalnych scen takich jak te z Tią Carrere, która rano chce popełnić seppuku, bo została zgwałcona, a wieczorem wskakuje do łóżka Dolphowi Lundgrenowi, zapodając na koniec kultowym tekstem: „Tym razem słyszałam jak dochodziłeś” (w takim tłumaczeniu jest do dupy, ale wiecie, o co chodzi).
Generalnie to właśnie takie sucholinery są największą atrakcją filmu. Pada w nim parę zabawnych bon-motów typu „Chyba wyłączyli im w domu wodę, bo ciągle chodzą się kąpać do łaźni” czy krótkich komentarzy do śmierci kolejnego z oprychów („Wysmażony”/”Dobra robota” – znowu w tłumaczeniu traci urok). Jest też kultowy tekst „Masz największego kutasa, jakiego widziałem u mężczyzny”, który dosłownie został wykastrowany w montażu, bo w oryginale kończył się „u białego mężczyzny”.
Tym samym o wrażeniu artystycznym z seansu decyduje filmowa akcja. Ta nie ma do zaoferowania nic ciekawego, o ile można tak powiedzieć o filmie, w którym „Dolph Lundgren” przeskakuje nad jadącym samochodem. Zarówno Dolph Lundgren, jak i Brandon Lee nie mają umiejętności Bruce’a Lee (geny Brandona nie wystarczyły), by prowadzić efektowne walki wręcz, a wyręczanie ich dublerami nie wystarczy. Dokładnie widać, w których momentach skorzystano właśnie z dublerów i dlaczego to zrobiono. Strzelaninom również brakuje polotu, a ograniczają się one do standardowego chowania się za drewnianym stolikiem i wystawiania się oprychów na cel, by Brandon Lee mógł za jednym zamachem ustrzelić trzech z pistoletu. Finałowa walka na miecze wygląda zaś tak, jak gdyby nie zatrudniono do niej żadnego choreografa. Panowie machają w powietrzu swoimi katanami i nawet specjalnie się nie trudzą, żeby jedna uderzyła w drugą. Co się zaś tyczy scen śmierci to są one teoretycznie pomysłowe i krwawe, ale jakoś tak kamera zawsze odwraca się nie w tym momencie, co trzeba, bądź makabrę tonuje się przy pomocy montażu.
Trzydzieści lat po premierze Ostry poker w Małym Tokio nie robi żadnego wrażenia, więc ocena wysoka być nie może, a na nostalgię za takim kinem nie ma się co oglądać. Nawet jeśli mam świadomość, że takie filmy najlepiej wyglądają na startym VHS-ie i z bazarowym lektorem. Na DVD to już nie to samo. Przed wyrokiem nie ratuje też filmu wykorzystanie dublerki w kluczowej scenie nagiej „Tii Carrere” wchodzącej do wanny.
(2435)
Ocena Końcowa
5
wg Q-skali
Podsumowanie : Dwóch nieokrzesanych gliniarzy kontra yakuza, która zamierza przejąć kontrolę nad czarnym rynkiem narkotyków w Los Angeles. Seans powtórkowy. 30 lat temu oglądało się to znakomicie, ale film nie wytrzymał próby czasu. Idiotyczna fabuła, dublerzy w scenach walki i scenach nagości, kiepska choreografia walk wszelakich. I tylko kilka trafnych onelinerów trzyma poziom.
Podziel się tym artykułem:
Trochę za mało w tekście tytułu „Ostry poker w Małym Tokio” przez co gubiłem się czy chodzi o film „Ostry poker w Małym Tokio” ale przejrzałem tekst uważniej i tak, w tekście chodzi o film „Ostry poker w Małym Tokio”.
Nigdy nie oglądałem „Ostry poker w Małym Tokio” i już raczej nie obejrzę „Ostry poker w Małym Tokio”.
Stosunkowo udanego weekendu życzę 😉
Łatwo pomylić „Ostry poker w Małym Tokio” z filmem „Ostry poker w Małym Tokio” – mają podobne tytuły, ale ten „Ostry poker w Małym Tokio” jest dużo lepszy od drugiego filmu pod tytułem „Ostry poker w Małym Tokio”. Gdybyś jednak zmienił zdanie, co do nieoglądania, to szukaj filmu Ostry poker w Małym Tokio, a nie Ostry poker w Małym Tokio!
No, to definitywnie ustaliliśmy, że chodzi o film „Ostry poker w Małym Tokio” i że nie warto go oglądać ani, tym bardziej, do niego wracać 🙂