Zasiadając do seansów takich filmów jak Operacja Morze Czerwone trzeba uzbroić się w grubą skórę. Wiedząc, że przed nami chińska militarna agitka, da się ów film oglądać z… No da się go oglądać. Recenzja filmu Operacja Morze Czerwone.
O czym jest film Operacja Morze Czerwone
Elitarny oddział chińskich komandosów bierze udział w akcji odbijania zakładników z rąk somalijskich piratów. Wszystko wychodzi bardzo zgrabnie i gdyby nie poważna rana oddziałowego snajpera, można by było mówić o stuprocentowym sukcesie. Na miejsce ciężko rannego żołnierza do ekipy dołącza jego zmiennik – darujmy sobie imiona naszych bohaterów i wcielających się w nich aktorów, bo wymagałoby to dłuższej chwili, żeby się połapać kto i co. Naszym wojakom nie będzie dane odpocząć, bo chwilę potem gorąco robi się w jednym z fikcyjnych arabskich krajów. Rebelianci zaczynają ostrzeliwać wojska rządowe i rozpętuje się regularna wojna domowa. W tle tych potyczek jest los całego świata, bo siły rebeliantów są na tropie substancji niezbędnej do stworzenia brudnej bomby. W tej sytuacji ewakuowany zostaje chiński personel przebywający w gorącym kraju. Ewakuacja idzie sprawnie, chińscy obywatele dostają na statku posiłek z siedemdziesięciu dań i generalnie ciach, ciach, ciach. No ale nie wszystkich daje się uratować tak łatwo. Tymi, którzy do ratunku w porcie mają o wiele dalej, zajmą się nasi dzielni komandosi, którzy wkrótce rozpętają wojnę z całą armią rebeliantów.
Recenzja filmu Operacja Morze Czerwone
Doprawdy trudno psioczyć na filmy takie jak Operacja Morze Czerwone. Mają one konkretny cel i z tego celu wywiązują się krok po kroku. Operacja Morze Czerwone to militarny pean na rzecz chińskiej armii, który zresztą powstał chyba na którąś tam rocznicę jej powstania. Wszystko podporządkowane zostało tu a). sławieniu chińskiej potęgi militarnej; b). sprawieniu, że widz po zakończonym seansie będzie miał ochotę zapisać się do wojska i walczyć o dobre imię Chin. Rozpatrując pod kątem realizacji tego celu: wyszło wybitnie. Film zarobił w kinach ponad pół miliarda dolarów i dopiero niedawno bodaj Bohemian Rhapsody wypchnął go z pierwszej dziesiątki najbardziej dochodowych filmów na świecie.
Jeśli jesteście więc gotowi na takie kino – możecie spróbować seans. W przeciwnym przypadku nie ma to żadnego sensu, bo zabolą Was mocno zęby.
Zresztą i przygotowanie się na to, co nas czeka, nie gwarantuje, że od razu Operacja Morze Czerwone przypadnie do gustu. Niestety, zanim rozpocznie się konkretna napierdzielanka, trzeba przetrwać drewniane aktorstwo, jeszcze bardziej drewniane dialogi i to, że ten film został zrobiony na poważnie. A to przeszkadza, bo gdy spojrzeć na niego na chłodno i obiektywnie, jest to niepoważna produkcja propagandowa, której cel przysłania środki. Dzieło to pełne jest poważnych postaci – moi idole to ci dowódcy w niebieskich czapkach, tacy skupieni strasznie i stojący przez cały film w jednym miejscu – którzy rzucają poważne teksty typu: „Jesteście bezpieczni, jesteśmy chińskimi żołnierzami!” albo „Zachowaj spokój!” po tym, jak właśnie jednemu z rannych, do których odnoszą się te słowa – oderwali nogę.
Z powyższego więc względu o wiele bardziej przemawia do mnie mniej poważne podejście, jakie zaprezentował podobny w wymowie i oparty na tej samej prawdziwej historii ewakuacji Chińczyków z Jemenu – Wolf Warrior 2.
No ale ostatecznie chodzi jednak o napieprzankę i ta napieprzanka może i jest entą wodą po kisielu po Helikopterze w ogniu, ale ogląda się ją z dużym zainteresowaniem. Trupy mocno krwawią, kończyny fruwają, wyposażenie chińskiej armii robi wrażenie, nawet jeśli częściowo jest wymyślone przez scenarzystów, a bohaterowie giną w bohaterski sposób. Co ważne, im dalej w film, tym ta batalistyka jest coraz lepsza. Dlatego jeśli już przetrwa się połowę filmu Operacja Morze Czerwone, to potem jest już z górki.
PS. Ale brawa za odrobinę dystansu w scenie, w której uratowany Arab dziękuje Chińczykowi zwracając się do niego per Amerykaninie :).
(2236)
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : Chińscy komandosi ruszają na ratunek ofiarom wojny domowej w jednym z arabskich krajów. Militarna agitka ku chwale chińskiego wojska. Ogląda się przyjemnie, gdy nic nie gadają i nie starają się udawać aktorów.
Podziel się tym artykułem:
To w tym filmie były jakieś mówione sceny? Ja pamiętam samą napierdzielankę. Jedna misja się kończy, jadą na kolejną misję, i tak do końca. Widziałem kilka znakomitych filmów Dante Lama, to najlepszy specjalista od kina akcji w Chinach obecnie, ale w przypadku tej produkcji film przerósł moje oczekiwania jeśli chodzi o skalę widowiska. Przecież to jak film jest zrealizowany to jest coś czego nawet najstarsi górale nie widzieli.
Dla mnie to najlepsze widowisko od czasów Mad Max Fury Road (jest nawet scena z burzą piaskową jak w ostatnim Mad Maxie). Realizacja czyli zdjęcia, montaż, muzyka, kaskaderka, choreografia scen walki, wybuchy to przyznam, że po prostu spociłem się na filmie, ale nie z powodu upałów (oglądałem w sierpniu) tylko przez to jak to jest doskonałe kino akcji oraz intensywne. Ale co istotne to pomimo szybkiego tempa od pierwszej do ostatniej minuty film nie męczy tempem, chociaż do najkrótszych film nie należy – przez 2 i pół godziny siedziałem na krawędzi fotela.
Bohater jest zbiorowy i nie ma czasu na rozwój bohaterów, ale nie przeszkadzało mi to w kibicowaniu ekipie żołnierzy. Udało się wykreować aktorom ciekawe postacie pomimo tego że nic o nich praktycznie nie wiemy. Nie wiem czy można jeszcze lepsze kino akcji nakręcić jak w tym przypadku. Dla mnie to mocna 9.
O, spadło z 10, jaką sygnalizowałeś ostatnio 😉