No i przyszły święta. Człowiek myślał, że dzięki temu nie będzie za dużo pisania w Poszedłbymie, ale, o dziwo, trochę ciekawych filmów się w kinie pojawi. Nie na tyle ciekawych, żeby rezygnować ze świąt, ale też nie na tyle nic nie znaczących, żeby machnąć na nie ręką.
Premiery kinowe weekendu 22-24.12.2017
Pitch Perfect 3 (2017) – Poszedłbym
No cóż, nie ma co ściemniać, że będzie to wielkie kino. Trzeba przygotować się na bezpieczny film, który ani nic nie popsuje, ani niczego nowego ze sobą nie przyniesie. Seria Pitch Perfect jest równie sympatyczna co jej bohaterki (choć czasem lubią przedobrzyć), ma znane piosenki, a ludzie lubią te piosenki, które znają i choć apeluje o podniesienie cycków do góry, to nie zobaczymy w niej ani jednego cycka. Wszystko to powtórzy się po raz trzeci, tym razem w Europie. I choć w zwiastunie powiedzą siedem razy, że to już ostatnia część, to można być spokojnym, że jeśli swoje zarobi, to Bellaski zobaczymy w kinie raz jeszcze.
Cóż tu pisać, wiadomo wszystko, czego się spodziewać. Lubię Annę Kendrick, nie w takich shitach ją przetrwałem.
The Florida Project (2017) – Poszedłbym
Mimo tych wszystkich zachwytów, jakie spływają na film The Florida Project, jakoś nie potrafię przekonać samego siebie, że chcę to obejrzeć. Więcej, choć widzę już w zwiastunie, że mamy do czynienia z niebanalnym filmem, w którym gra utalentowana aktorsko dziewczynka, to mimo tej świadomości nadal nie wydaje mi się, żeby było o co bić pianę. A przecież lubię takie filmy o obrzeżach Ameryki.
A to może oznaczać tylko jedno: wielce prawdopodobne, że pozytywnie się rozczaruję :).
Dżungla, Jungle (2017) – Nie poszedłbym
Trzeba przyznać, że Daniel Radcliffe wyjątkowo ciekawie wybiera swoje kolejne role. I tak nikt nigdy nie zapomni, że to Harry Potter, ale szacunek dla niego, że różnorodnością zagranych postaci mógłby już obdzielić kilku aktorów. Tym razem schudł, ubrudził się i dał wysłać do dżungli, czyli najprawdopodobniej dotarł tu prosto z planu Człowieka-scyzoryka.
Film jak film. Oparty na prawdziwej historii jest w miarę ciekawy i wchodzi lekko, ale czy warto go oglądać za wszelką cenę? Raczej nie. Apocalypto pokazuje, że dało się to zrobić o wiele bardziej emocjonująco (dobra, przesadzam, bohatera Dżungli nikt nie gonił), a Zaginione miasto Z, że dżungla może wyglądać w kinie jak dżungla. W filmie Dżungla dżungla nie wygląda jak dżungla, bardziej przypomina las pod domem i to jego – filmu – największa słabość. Trudno się wciągnąć w historię człowieka, który zaginął w lesie pod domem.
PS. No i dalej nie wiem, jakim cudem ten Greg McLean zrobił kiedyś taki fajny Wolf Creek…
Bękarty, Father Figures (2017) – Nie poszedłbym
No cóż, nie wygląda to zabawnie. A to dość ważne w przypadku komedii, żeby wyglądała zabawnie. Lubię Owena Wilsona i mam szczerą nadzieję na to, że nie wpadnie znów w depresję z powodu tego filmu.
PS. Twórcy filmu zdają się zapominać, że każdy wie, jak wyglądała Glenn Close w młodości :P.
Podziel się tym artykułem:
Quentin, co Ty za przeproszeniem pieprzysz? 😀 Akurat w „Dżungli” dżungla WRESZCIE wygląda tak jak powinna wyglądać. Nie ma silenia się na jakieś filtry jak w „Zaginionym mieście Z” albo kręcenia jej w czerni i bieli jak w „W objęciach węża”. Czego tam oczekiwałeś? Pandory z latającymi górami? 😛
W Zaginionym mieście Z wyglądała w pytę! takiej jej oczekiwałem :).
He he, podobnie skomentowałem to na Filmwebie kilka dni temu: „Nic w tym filmie nie było na plus, nawet dżungla wyglądała jak Park Narodowy w Pieninach a chłopaki błąkali się po lesie.”