Nie wiem, co się porobiło z tym nowym pokoleniem widzów – na wszystko narzekają. Z ciekawości posprawdzałem, jakie opinie o Burying the Ex królują na IMDb i Filmwebie i okazało się, że w większości złe. Pomijając, że w ogóle tych opinii jest niewiele, a sam film najwyraźniej po cichu przepadł. Dziwna sytuacja, przecież Burying the Ex jest fajną czarną komedią w starym stylu.
Bywają takie filmy, o których zwykło się pisać, że gdyby powstały 20 lat wcześniej, to dzisiaj byłyby kultowe. Te filmy z kolei można podzielić jeszcze na dwie podgrupy: taką, w której znajdą się filmy, które dzisiaj ogląda się źle i z refleksją, że jednak kino w starym stylu już się nie sprawdza; oraz taką z filmami, które wręcz przeciwnie – mają swój niezaprzeczalny urok. Urok, który zmęczyłby, gdyby co drugi film był w ich stylu, ale który raz na parę lat miło zobaczyć. Jakiś czas temu takim filmem był np. Tucker & Dale vs. Evil, a teraz do tej kategorii można zaliczyć Burying the Ex.
Nie ma się zresztą co dziwić, że Burying the Ex ma niezaprzeczalny urok. Wszak za kamerą stanął sam Joe Dante, który o kultowym kinie klasy B wie wszystko, bo sam je tworzył. Reżyser Piranii, Gremlinów czy Skowytu w latach 80. przeżywał szczyt kariery, która jednak potem całkiem się załamała. Takiego a nie innego stanu rzeczy nie będę teraz szukał, ważne, że Joe Dante się odnalazł i wrócił do tego, co potrafi najlepiej. A kto wie, może to nie jego ostatnie słowo – w IMDb można znaleźć inny jego projekt, który zapowiada się smakowicie. To The Man with Kaleidoscope Eyes, czyli fabularyzowana biografia Rogera Cormana, u którego Dante zaczynał jako reżyser.
Bohaterem Burying the Ex jest Max (Anton Yelchin), młody pracownik sklepu z horrorowymi pamiątkami. Jego dziewczyna (Ashley Greene), maniaczka zdrowego trybu życia, to całkowite przeciwieństwo Maksa. Nie wszystko między nimi układa się idealnie, ale potrafią się dogadać. Do tego stopnia, że po jednej z upojnych nocy wyznają sobie wieczną miłość. Traf chce, że tego brzmiącego jak życzenie wyznania „słucha” figurka szatańskiego dżina, który postanawia spełnić marzenie obojga. Sprawy się szybko komplikują, gdy dziewczyna wpada pod autobus i ginie na miejscu.
Prosty i fajny pomysł zaowocował prostym i fajnym filmem. Co prawda nic w tym pomyśle wielce oryginalnego, bo na myśl przychodzi od razu Death Becomes Her Zemeckisa, ale o ile DBH był satyrą na kult młodości i uzależnienie od operacji plastycznych, to Burying the Ex nie jest satyrą na nic. Punkt wyjścia traktuje jako powód do niezobowiązującej filmowej zabawy gatunkiem czarnej komedii, w której może i wiele sensu nie ma, ale ogląda się to bardzo przyjemnie, śledząc zmagania bohatera z pozbyciem się gnijącej narzeczonej. A gra idzie o _wielką_ stawkę, bo wiecie, w Maksie zadurza się sama Alexandra Daddario.
Na pewno nie jest to szczyt rozrywki i całość nadaje się raczej do seansu przy piwie niż do pełnych skupienia 90 minut, w trakcie których nie można nam przeszkadzać. Ale w sytuacji, gdy brak takiego kina, na jakim sporo z nas wyrosło, każdy taki film trzeba przyjąć z otwartymi rękami. Szczególnie że znajdzie się w nim wiele odniesień do klasycznego horroru, które łatwo wyłapać. No i urzekły mnie nazwy filmowej lodziarni, w której pracuje Daddario – I Scream i Cream-atorium. Urocze!
(1924)
Ocena Końcowa
8
wg Q-skali
Podsumowanie : Pracownik sklepu z horrorowymi pamiątkami nie może się pozbyć zmartwychwstałej dziewczyny. Joe Dante wraca do kina, jakim zaczynał i dobrze mu to wychodzi.
Podziel się tym artykułem:
Alexandra Daddario nie pokaże już nic więcej, czego bym nie widział 😉
Napisałbym „Żebyś się nie zdziwił!”, ale sam w to nie wierzę :).