×

Pokłosie

Ohohoho, kolejny dobry polski film. Do lamusa więc odkładam swoją teorię o tym, że filmy, które mają swoją premierę w Gdyni nie mogą być aż tak dobre, skoro potem pół roku czekają na premierę ogólnopolską. Zresztą ta teoria i tak zdupy była.

Dobry polski film. No właśnie – film. Spróbujmy więc potraktować go jak film i w miarę możliwości odciąć się od tego całego zamieszania, jaki wywołał.

Oto z Ameryki wraca po dwudziestu latach syn marnotrawny, który zamierza zajrzeć do swojej rodzinnej wioski i sprawdzić, dlaczego brata rzuciła żona i wyjechała z dziećmi do Stanów. Na miejscu okazuje się, że brat ma problemy z członkami małomiasteczkowej społeczności, którzy nie wiedzieć czemu, patrzą na niego wilkiem i rzucają mu kamieniami w okno. Szybko wychodzi na jaw, że w powietrzu wisi tajemnica jeszcze z czasów wojny, do której dotarcie nie będzie takie proste, o ile w ogóle możliwe.

„Pokłosiem” na reżyserski stołek powraca Władysław Pasikowski, który skończył swoją pełnometrażową karierę ponad dziesięć lat temu okropnym „Reichem”. Wraca zupełnie inny i dojrzalszy chyba. Jeśli więc chcielibyście szukać w jego nowym filmie echa „Psów” to zapomnijcie o tym. Dość powiedzieć, że z ekranu nie padła ani jedna „kurwa” (a jeśli padła to jedna; było kilku skurwysynów), o ile to w ogóle jakiś wyznacznik jest. Ale to dobrze, że reżyserowi udało się znaleźć inny pomysł na siebie niż sensacyjne filmiki z „fajnymi tekstami”, które szybko przestały być fajne i brzmieć jak suchary. Mógłby je kręcić z uporem maniaka jak Kevin Smith, który nowego pomysłu na siebie wciąż nie jest w stanie znaleźć. Ale nie. Wolał poczekać i wygląda na to, że to czekanie wyszło mu na dobre.

Stworzył thriller z powoli odkrywaną tajemnicą, który ciekawi od samego początku i nie nudzi ani przez chwilę. Zastanawiam się tylko czy kurczowe trzymanie się formy thrillera wyszło filmowi na dobre (no na pewno, skoro jest dobry ;P). Może warto jednak było porzucić te charakterystyczne dla dreszczowca wstawki (nadchodzi noc, ale słyszę jakieś szelesty w krzakach więc pójdę tam z patykiem) i nie starać się za wszelką cenę przemycać ich do filmu. Bo w moim odczuciu to były akurat najsłabsze momenty filmu i wolałbym już, by Pasikowski skupił się na lepszym odkrywaniu tajemnicy. I to druga słabość filmu, która powstrzymuje mnie przed dziewiątką (będzie osiem) – za szybko wszystko wiadomo. I nie sądzę, że to wina nagłośnienia filmu w mediach i łatwości natknięcia się na jakiś spoiler przy okazji kolejnych polemik z młodym Stuhrem. A zresztą, jeśli wiadomo było, że o filmie z powodu podejmowanego tematu będzie głośno, może nie trzeba było wkładać do niego na siłę kolejnych twistów, tylko w pewnym momencie uznać „dobra, odkryliśmy karty” i pociągnąć dalej z takiego punktu wyjścia? Jest w filmie taka scena, w której z ust jednego z braci pada kwestia „dowiemy się tego, o czym we wsi boją się mówić”. Idę o zakład, że w tym momencie wszyscy już wiedzą co i jak. A że wszyscy minus główni bohaterowie, to ich późniejszy szok nie robi już takiego wrażenia. Raczej pytanie: „ee, nie domyślaliście się?”.

Ale i tak daleki jestem od narzekania ( 😉 ), bo to tylko minusy, które sprawiają jedynie, że nie mogę ocenić filmu tak wysoko jak bym chciał. A naprawdę seans uważam za udany, tak samo jak za udane uważam „Pokłosie”, które dało mi coś, czego polskie kino dawno nie było mi w stanie dać. Autentycznie ciekawą intrygę i mroczną historię z przeszłości. której nie powstydziłby się Stieg Larsson. Pasikowski zresztą od swojego debiutu był najbardziej amerykańskim polskim reżyserem (szwedzki piernik do amerykańskiego wiatraka ma dużo, ale to ten moment, w którym liczę na Wasze zrozumienie tego o co chodzi autorowi, choć niezbyt jasno to napisał) i widać, że wciąż to ma. Fajnie byłoby zobaczyć, co by mu wyszło, gdyby dostał szansę za oceanem.

Poza wspomnianymi minusami resztę traktuję in plus, więc nie ma sensu wymieniać, że to było OK, tamto było OK. Wszystko było OK. Mogło być bardziej OK, ale nie wymagajmy cudów. W końcu podjęty przez reżysera delikatny temat mógłby zostać spieprzony tak koncertowo, że nawet nie chce mi się myśleć.

No właśnie, delikatny temat. Nie da się od niego tak zupełnie uciec, choć nie zamierzam zatrzymywać się nad nim dłużej i wikłać w dyskusje, których nikt nie jest w stanie wygrać. Wielu ma Pasikowskiemu za złe, że podjął temat taki, a nie inny, ale to zupełnie nietrafiony argument, bo kino (sztuka w ogóle) nie jest tylko po to, żeby bawić, ale i po to, żeby podejmować tematy trudne, o których najlepiej nie chciałoby się rozmawiać. Sztuką jest jedynie zrobić to z wyczuciem i w sposób pozostawiający pole do dalszej dyskusji, a nie na z góry założony temat z tezą gotową przed rozpoczęciem pisania scenariusza. Można by się na przykładzie „Pokłosia” spierać jedynie czy forma thrillera (rozrywkowa bądź co bądź) jest odpowiednia dla tak trudnej historii, ale poza tym uważam, że Pasikowski dał radę. A to, że potem rozpętała się burza to nie jest jego wina, tylko ludzi, którzy nie potrafią dyskutować. 8/10

Epilog: My lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy Chrystusem narodów. Wszyscy razem bez wyjątku. Ale prawda jest taka, że jesteśmy tylko ludźmi. A ludzie są różni. Dobrzy i źli. Mądrzy i głupi. Itd. i itp. I trafiają się wśród nich zwykłe skurwysyny czy ludzie zbyt prości, by rozumieć coś więcej niż potrzeby czubka swojego nosa. I oni będą pluć na innych nie patrząc na to czy są Żydami, Papuasami, czy Eskimosami. Ot tak po prostu, bez żadnej ideologii. Byle im było lepiej. To takie proste…

(1450)

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004