×
Szybcy i wściekli 10, Fast X (2023), reż. Louis Leterrier.

Szybcy i wściekli 10. Recenzja filmu Fast X

Nie no, ale serio. Wybierając się do kina z własnej i nieprzymuszonej woli na dziesiątą część Szybkich i wściekłych, automatycznie pozbywasz się prawa do narzekania po seansie. Piszę o tym, bo od momentu premiery Fast X wielu zaczęło prześcigać się w przekonywaniu reszty, jakie to ogromne gówno obejrzeli i zastanawianiu się nad tym czy dziesiątka była tylko minimalnie lepsza od dziewiątki, czy może tak samo zła, co zresztą wszystko jedno, bo dziewiątka była beznadziejna. Mędzą te swoje elokwentne pierdolety o tym, że fizyka poszła na urlop, scenariusz nie ma sensu, powstające z grobu postaci to policzek dla widza, a takim to a takim samochodem przecież nie da się wypaść z samolotu, zgnieść dwóch innych samochodów i jechać dalej. Serio. Studio powinno zatrudnić armię klonów Vina Diesela i postawić ich przed wejściem do kina. Nie obiecasz, że nie będziesz narzekał na to, co obejrzysz, nie wejdziesz na salę. I co najwyżej jeszcze w ryja dostaniesz, że brzęczysz coś o swoich prawach. Ja rozumiem, po trzech, czterech filmach serii mieć jeszcze nadzieję na to, że coś się zmieni, ale po dziewięciu? Chodzisz co dwa lata na te same filmy i masz nadzieję, że co? W dziesiątym Vin Diesel zacznie cytować Szekspira, samochody zaczną się składać w harmonijkę jak przy crash testach, a zamiast fabuły dostaniesz studium postaci tragicznej, która chce grillować z rodziną, a co chwila ktoś jej się wpierdala w poukładany spokój? No nie. Dostaniesz dziesiąty film nakręcony według tej samej sztancy, która przyniosła serii ponad sześć miliardów dolarów na koncie. A bo pięć części temu potrafili robić to lepiej? No potrafili, ale teraz po raz dziesiąty kręcą to samo i każdy by skapitulował z kreatywnością po tym jak w poprzednim filmie wysłał swoich bohaterów samochodem w kosmos.

Tak, ja wiem, że wstęp powinien być krótki, zwięzły i na temat, ale mam to w dupie. Recenzja filmu Szybcy i wściekli 10.

O czym jest film Szybcy i wściekli 10

Dominic Toretto (Vin Diesel) w końcu się ustatkował u boku Letty (Michelle Rodriguez) i wiedzie spokojny żywot ojca, który uczy swojego dorastającego syna driftu. A weekendami spotyka się przy coraz dłuższym stole z członkami swojej rozszerzonej Rodziny, w skład której wchodzą ludzie, którym może zaufać i oddać im swój los. Oni wszyscy zresztą też się ustatkowali i jeśli ruszają do akcji, to tylko ku chwale ojczyzny pod auspicjami rządowej agencji z gatunku tych najbardziej w pytę wyposażonych. Tyle, że część tego wyposażenia zostaje skradziona i wpada w ręce niejakiego Dantego (Jason Momoa), a to grozi poważnymi skutkami dla ludzkości. A przede wszystkim poważnymi skutkami dla Dominika, którego Dante nie darzy sympatią za sprawą hecy sprzed lat, w której zginął jego ojciec. Zabić Dominika byłoby za prosto, więc Dante postanawia pokazać chłopu, co oznacza prawdziwe cierpienie. Mógłby to zrobić bardziej dyskretnie, ale zaczyna od wplątania Toretta w wysadzenie w powietrze Watykanu.

Zwiastun filmu Szybcy i wściekli 10

Recenzja filmu Szybcy i wściekli 10

Ja tam się bawiłem przyzwoicie i nie będę teraz darł japy, żeby Vin Diesel oddał mi moje 28,60 za bilet. Oczywiście po tak długim wstępie o tym, że nie mam prawa narzekać, teraz sobie pewnie trochę ponarzekam, ale to się nie liczy. Nie liczy się, bo dostałem to, co wiedziałem, że dostanę i to, co mi obiecali w zwiastunach. Oczywista sprawa, że chciałoby się zostać zaskoczonym itd., ale bądźmy poważni. Oto dziesiąta część niepoważnej serii, która z samego już chłopskiego rozumu nie mogła zaoferować niczego ponad ustalony już dawno standard. Każda, nawet najmądrzejsza seria w dziesiątej odsłonie zaowocowałaby wtórnym, wysilonym filmem, a co dopiero mówić o serii, która już dawno mądra nie jest. Rozsądny człowiek wie, w co się pakuje i z tą świadomością powinien siadać do Fast X. A nie spodziewać się, że oto zstąpi duch twój i odnowi oblicze filmu, tego filmu. Nie no, tak to nie działa. Z takim nastawieniem siedźcie w domu, bo szkoda waszego zdrowia na seans.

Co więcej, myślę, że bawiłbym się jeszcze bardziej przyzwoicie, gdyby Szybcy i wściekli 10 utrzymali klimat pierwszych minut filmu. Rozpoczynając od ogromnego nawiązania do najlepszej, piątej części serii, sprytnie wplątano fabułę tamtego filmu w odsłonę najnowszą, a potem zaserwowano najbardziej efektowną scenę dziesiątej części, czyli rozwałkę Rzymu teksańską kulą mechaniczną. Kiedy się zakończyła, najzupełniej szczerze wierzyłem w to, że dziesiątka będzie super. Będzie tym filmem, na który po cichu liczyłem.

To, co najfajniejsze niestety kończy się wraz z Rzymem i wraz z pojawieniem się nowych postaci granych przez Brie Larson i Jacka Reachera. Pojawiają się tak z dupy i w takim anturażu, że przez chwilę myślisz, że oto bohaterami serii stali się właśnie Bóg Ojciec i Matka Boska (i tak udałoby się pobić ten samochód w kosmosie). Patrzą sobie z nieba na to, co dzieje się na tym wyścigowym łez padole i zaraz przejdą do boskiej interwencji. Przechodzą, ale nic w tym boskiego nie ma, ot takie skojarzenie pewnie nieświadomie zaserwowane przez twórców. W tym klasycznym momencie charakterystycznym dla wielu filmów, które nagle ni z gruchy ni z pietruchy zapodają sceną, która totalnie wybija cię z płynnego rytmu seansu i zaburza niepotrzebnie jego flow. Dobrze ci się coś ogląda, a tu nagle jakieś takie coś nie wiadomo po co. Dość często trafiam na takie filmy i na takie sceny w nich. Nawet po głowie chodziło mi jakieś archiwizowanie tego typu spierdoleń filmu (no lepiej tego się nie da nazwać), ale ja wpis na bloga piszę raz na dwa tygodnie, a czytelnictwo spadło mi po fantomowych przenosinach na nowy serwer do 50 odsłon dziennie, więc zupełnie nie mam zapału do tego typu rzeczy. (A już myślałem, że obędzie się bez takiego narzekania, ale jakoś naturalnie udało się to wtrynić).

Wraz ze wspomnianą wyżej sceną, Szybcy i wściekli 10 tracą swoje momentum, a potem już do końca są kolejną typową odsłoną serii, w której dzieje się stanowczo za wiele. I to nawet nie chodzi o akcję, ale o wątki, postaci, interakcje sięgające początkiem kilku odcinków wstecz. I nie chodzi też o to, że coś jest tutaj niezrozumiałe (no kaman, Dante chce się zemścić, ale Vin zrobi mu koło pióra tylko dopiero w kolejnej części, bo wiadomo nie od dzisiaj, że będzie ich jedenaście, a może i dwanaście według najnowszych badań archeologów), tylko o to, że chęć wciśnięcia tu możliwie jak największej liczby postaci z poprzednich odsłon przesłania całkowicie rytm filmu i sprawia, że fabuła składa się z mniejszych lub większych występów the best of fast franchise. Ma to też swoje dobre stronny, choć niewiele. W sumie tylko jedną – mniej czasu niż zwykle dostaje turbo irytujący Roman Pearce i jego poczucie humoru prosto ze skeczu kabaretu Koń Polski.

Nie jest jednak tak, że tej feerii postaci nie da się oglądać bez jakiejś tam satysfakcji i bezmózgiej przyjemności. Raz lepiej, raz gorzej, ale Szybcy i wściekli 10 są widowiskiem, które ma swoje miliony dolarów budżetu i nie zawaha się ich użyć. Robi to w być może i monotonnym rytmie – pierdolety o Rodzinie, resoraki się od siebie odbijają, pierdolety o Rodzinie, więcej resoraków się od siebie odbija, pierdolety o Rodzinie… – w którym twórcy franczyzy postanowili nic nie zmieniać, ale widowisko jest. A i owszem sensu w tym za krzty, praw fizyki jeszcze mniej, a dzieci przeskakują tu z samochodu do samochodu niczym Chiranjeevi w Stalinie (tak, jest coś takiego, nie zmyślam), ale czego się, kurwa, spodziewaliście?!

Na poziomie fabuły Szybcy i wściekli 10 są nadal filmem nieporadnym, który musiał powstać w umyśle przedszkolaka. No ale znów, a ósemkę to Ingmar Bergman kręcił? Mając trochę sympatii do autorów filmu można się jedynie sympatycznie uśmiechnąć widząc, jak w jednej scenie powraca ktoś uśmiercony wcześniej, a w drugiej chce nas się przekonać, że samolot z połową Rodziny nie no, na pewno się rozwalił i wszyscy wybuchli jak Margaery Tyrell. No ale nie na fabułę tu przecież przyszliśmy. Nawiasem mówiąc, będziecie się pewnie kłócić (wiem, wiem, przecież nikt tu nie zajrzy), ale moim zdaniem poziom idiotyzmów nie jest wcale większy w dziesiątce niż w poprzednich częściach. (Przypominam, w dziewiątce bohaterowie polecieli samochodem w kosmos). A nawet jeśli jest, to ma dziesiątka coś, czego wcześniej nie było – fajowego Jasona Momoę w roli badguya, który – napisali to już wszyscy dokładnie tymi samymi słowy – bawi się rolą i nie sposób się nie wyszczerzyć, gdy drze się z motora do Letty, żeby się wafanculowała.

Pójdę do kina na jedenastkę, a jakże. Na dwunastkę pewnie też, jeśli powstanie. A Vin Diesel bywa dobrym aktorem. Tyle, że akurat nie tutaj, a obecnie nie gra nigdzie indziej, więc można o tym zapomnieć.

(2578)

Nie no, ale serio. Wybierając się do kina z własnej i nieprzymuszonej woli na dziesiątą część Szybkich i wściekłych, automatycznie pozbywasz się prawa do narzekania po seansie. Piszę o tym, bo od momentu premiery Fast X wielu zaczęło prześcigać się w przekonywaniu reszty, jakie to ogromne gówno obejrzeli i zastanawianiu się nad tym czy dziesiątka była tylko minimalnie lepsza od dziewiątki, czy może tak samo zła, co zresztą wszystko jedno, bo dziewiątka była beznadziejna. Mędzą te swoje elokwentne pierdolety o tym, że fizyka poszła na urlop, scenariusz nie ma sensu, powstające z grobu postaci to policzek dla widza, a takim…

Ocena Końcowa

6

wg Q-skali

Podsumowanie : Grzechy przeszłości dobijają się do Rodziny Dominika Toretto w postaci nowego wroga, który spektakularnie chce pomścić dawne krzywdy. Pozbawione sensu efektowne kino akcji napisane według sprawdzonej przez serię formuły i stworzone przez scenarzystę, który lekcje fizyki spędził w kiblu. Szkoda jedynie tego, że widowiskowa akcja musiała ustąpić tu miejsca kolejnym gwiazdom kina, które wpadły tu tylko na chwilę, bo ucierpiała na tym jej kreatywność.

Podziel się tym artykułem:

4 komentarze

  1. Dla mnie problem z tym filmem jest taki, że jak zawsze mówi się dużo o rodzinie, ale tej rodziny w filmie, oprócz sceny w Rzymie, nie ma, bo są porozdzielani, każdy ma co innego do roboty, ma swój wątek a tak naprawdę to oprócz Diesela nikt nie ma nic do roboty, po prostu reszta postaci jest, mają swoje osobne wątki i tyle. Filmy w tej serii są najlepsze, gdy reszta postaci odbija się od drewnianego Toretto, równoważą jego drewniowatość humorem, a tutaj tego nie ma, bo najważniejszy jest Vin. Ale ja filmem nie jestem rozczarowany, bo spodziewałem się średniaka, z jednego powodu Louis Leterrier, który nie nakręcił nigdy dobrego filmu (no ok, może Transporter; jedyne co mu naprawdę wyszło to doskonały The Dark Crystal Age of Ressistance dla Netflixa, ale to musiał być jakiś cud), więc liczyłem na góra średniaka i to dostałem. Leterrier to nie James Wan ani Justin Lin, który porzucił Fast X bo miał dość ego Vina i wiadomo po tym filmie dlaczego, bo tutaj Vin Diesel jest najważniejszy.

    A co do Momoa mówiło się kiedyś, że zagra Lobo i po tym filmie jestem pewien, że to idealny kandydat do tej roli.

  2. Zapomniałem dodać że zaskoczeniem dla mnie jest to, że ma jednak wrócić Rock, czyli kolejny gość z wielkim ego, a wiadomo jak się na planie Fast spotyka dwóch facetów z wielkim ego, to ktoś musi odejść. Nie wiem co takiego mu Diesel obiecał, że wrócił. Choć wydaje mi się, że to bardziej ma związek z porażką Black Adama, że film nie odniósł takiego sukcesu jak Johnson marzył, plany Dwayne związane z DC się rypły, gdy Gunn ogłosił nowe otwarcie w DC, więc musiał schować swoje ego do kieszeni i powróci. Ale jak to wpłynie na kolejny film, to nie mam pojęcia.

  3. Czołem. Jestem świeżo po seansie w kinie. Połowę tej serii widziałem w kinie… Hmm… Część X jest wg mnie mniej niedorzeczna niż IX i VIII pod względem 'science-fiction’ serwowanej w filmie ale słaba pod względem fabularnym. Tak jakby chciano upchnąć pięćset wątków w jeden film i mamy ich dużo ale słabe. Na co 'wskrzeszono’ Hana? aby zarł te fistaszki i miał polać po mordzie Decarda? na co? Mia, mama 2 dzieci Brain’a (które jakoś znikły i nie bawią się z synem Doma???) nauczyła się walczyć jak ninja? Pewnie z telewizji śniadaniowej? Drętwy Tej, Roman, Ramsey (te hakowanie systemu z podziemi bez zasięgu….). Mama Show pojawia się w Rzymie po demolce i znajduje ot tak Doma aby prowadzić filozoficzne pogadanki o 'family’?? Dom i Letty razem w łóżku a ona mu mówi że 'mają jeszcze czas i dzieci w odpowiednim momencie”? ona, po 50? Rodzina Torreto zdziwiona że nie mogą spokojnie popić piwa przy grillu bo w międzyczasie zaj… ze 30 tuzinów złych ludzi i ci ludzie mieli swoje 'rodziny’??? Powiem tak Fast X – Jason Mamoa, facet robił robotę. Szalony, dziki, groteskowy, taki Joker F&F a filozoficznie zamyślony Dom, patrzący gdzieś w nieskończoną przestrzeni przestrzeń… jakby wypalony? ode mnie 6/10. dla mnie najlepsza scena zerżnięta z FF5 z sejfem.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004