Wraz z rozwojem sztucznej inteligencji i pomnożeniem liczby produkcji rocznie przez tysiąc, utrudnione stało się pisanie recenzji. Nie możesz przecież o każdym takim filmie pisać, że wygląda jak napisany przez sztuczną inteligencję. A co zrobić, jeśli rzeczywiście wyglądają jak napisane przez sztuczną inteligencję? Recenzja filmu Krew i złoto. Netflix.
O czym jest film Krew i złoto
Niemcy, wiosna 1945 roku. Dezerter Heinrich (Robert Maaser) ucieka błotnistą drogą przed oddziałem dowodzonym przez demonicznego oberszturmbanfirera. Nagonka nie trawi dezerterów, o czym Heinrich wkrótce przekona się na własnej szyi. Zanim się jednak udusi, mężczyznę z tarapatów wybawia dziewczyna mieszkająca na uboczu razem z niepełnosprawnym bratem. Drogi wszystkich prowadzą do niewielkiego miasteczka, w którym przed wybuchem wojny pewien Żyd zakopał złoto. Odnalezieniem skarbu zainteresowani są oberszturmbanfirer i jego ludzie, ale mieszkańcy miasteczka wcale nie ułatwią mu tego zadania. Nie mówiąc już o tym, że drogi złych SS-manów znów przetną się z Heinrichem, a co gorsza, przetną się z wkurwionymi kobietami, bo te zamiatają tu nawet bardziej niż Heinrich.
Zwiastun filmu Krew i złoto
Recenzja filmu Krew i złoto
Bywają filmy, w których działanie sztucznej inteligencji najbardziej rzuca się w oczy w dialogach. Tzn. nie twierdzę, że pisała je na pewno sztuczna inteligencja, ale na takie wyglądają. W przypadku filmu Krew i złoto stawiałbym bardziej na działanie sztucznej inteligencji w zakresie skompilowania typowego nazi spaghetti war movie, bo dialogi są w porządku (– Mam dzieci. – Nie wiem skąd, skoro brak ci jaj.). Najpierw ktoś zlecił poszukanie wszystkich elementów, jakie powinny znaleźć się w takim filmie, a potem poskładać je w typowy dla tego umownie nazwanego podgatunku film. I właśnie takim produktem jest Krew i złoto. Wszystko, o czym byście pomyśleli, że powinno znaleźć się w tym filmie, w tym filmie się znajduje. Od poważniejszych motywów po te mniejsze jak odpowiednia czcionka napisów czy typowa dla tego typu filmów muzyka. Zapytani przed seansem odpowiedzielibyście, że to musi być taka mieszanka spaghetti Ennio Morricone ze Złotem dla zuchwałych i pyk, taka muzyka znalazła się w filmie Krew i złoto. Ma być demoniczny nazista, jest. Ma być to, jest. Ma być tamto, jest. Tylko polotu w tym wszystkim nie ma. W żadnym momencie seansu nie pomyślicie, że nie jest to produkt prosto z tabelki Excela.
Co gorsza, paradoksalnie gorsza, dobrze to wszystko zostało skręcone i w warstwie realizacyjnej totalnie nie ma się czego przyczepić. Konwencja współgra z realizacją i w efekcie tę prostą historię ogląda się sprawnie i czasem nawet z przyjemnością. Jest trochę krwi, jest trochę strzelanin, jest trochę zaskoczeń, wybuchy w CGI wyglądają porządnie, aktorzy grają, co dostali do zagrania, konwencja kina klasy B z VHS-u też jest obecna – no aż szkoda, że ta cała biegłość nie zamieniła się w coś lepszego niż wypośrodkowane dokładnie pomiędzy rewelacją, a kichą dzieło. I czemuż mnie to martwi? Ano temu, że wszystko zmierza w bardzo smutnym kierunku równania do gustu średnio statystycznego widza również wyliczonego przez Excel (gustu, nie widza :P). Zamiast podnosić kinu poprzeczkę, filmy coraz częściej zadowalają się tym, że będą przez dwa dni na pierwszym miejscu najchętniej oglądanych w zestawieniu „tworzonym” przez widzów łykających bezrefleksyjnie taką papkę i zapewniającym zadowolenie szefostwa danego streamingu. Doliczając do tego wszystkiego zapotrzebowanie na najlepiej jeden nowy film dziennie na każdy ze streamingów, dostajemy setki nowych filmów do nakręcenia w jak najkrótszym czasie. Techniczna biegłość umożliwia robienie tego na odpowiednio wysokim poziomie i bach, bach, bach, bach – z taśmy produkcyjnej będą coraz częściej schodzić kolejne filmy według wskazanego przez komputer gatunku/słowa kluczowego, jakiego jeszcze na danym streamingu nie ma. I choć widać wyraźnie, że gdyby dać twórcom jeszcze ze trzy miesiące, to mogliby dostarczyć coś dużo lepszego, to nie ma na to czasu. Kończymy i jedziemy z następnym filmem, następnym, następnym. Streamingi to nowy Bollywood z tysiącem filmem rocznie (uprościłem, w Bollywood nigdy nie kręcono tysiąca filmów rocznie, tyle powstawało w całych Indiach).
A do tego wszystkiego dochodzi typowa dla Netfliksa polityczna poprawność, która już wszystkich mdli, a będzie jeszcze gorzej. Akurat w filmie Krew i złoto mi to nie przeszkadzało, ale z łatwością potrafię sobie wyobrazić widzów, którym włączy się ten typowy tryb prawilnego marudy (zresztą jedyny komentarz do tego filmu w forum na Filmwebie dotyczy właśnie tego). No tak, kolejni dobrzy Niemcy walczą ze złymi nazistami. A włączy się, bo tak to tutaj wygląda, co tu kryć. Autorzy filmu chcą się wykpić jednym zdaniem rzuconym przez głównego bohatera, że naród niemiecki to mordercy, a potem już snują tę opowieść, w której sporo szlachetnych Niemców ma dość tych wrednych SS-manów, z którymi co w końcu trzeba zrobić. Nawet jeśli w tle tych zamiarów jest zwykła chciwość. Tak, kto będzie chciał udowodnić, że Netflix to lewackie ścierwo chodzące na pasku Ursuli von der Leyen, to Krwią i złotem to udowodni. No ale mówię, mnie to nie przeszkadzało, więc żadnego wpływu na ocenę końcową nie ma. Dużo gorszym problemem tego filmu jest to, że jest taki jakiś, a zarazem tak nijaki. I trochę boli serce dawać mu ledwo Piątkę, a z drugiej strony w sumie to nie boli (sprawiedliwe byłoby 5 i Pół). I w sumie myślę, że jeśli ktoś nie ogląda/nie oglądał tego typu filmów, to z filmu Krew i złoto mógłby być zadowolony. Tylko czemu akurat miałby decydować się na obejrzenie tego właśnie filmu? Nie wiem. Szczególnie kiedy ma do wyboru lepszy Sisu.
Przy okazji filmu Krew i złoto po raz kolejny widać, jak bardzo… Quentin Tarantino zepsuł gatunek II-wojennego kina. W niemieckiej produkcji kilka lokacji wygląda na żywcem wziętych z Bękartów wojny i wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że obydwa filmy były kręcone w tych samych miejscach. Choć to akurat małe miki w porównaniu do powtórzonych rozwiązań fabularnych wiele razy lepiej ogranych przez Tarantino lata temu. Automatycznie włącza się człowiekowi maruda, kiedy widzi scenę z Bękartów wojny, ale jakąś taką z dyskontu. Pojawia się tym samym John Wick Moment – jeśli nie potrafisz zrobić danej sceny niż w filmie, do którego świadomie bądź nie nawiązujesz, to jej, kurwa, nie rób!
(2579)
Ocena Końcowa
5
wg Q-skali
Podsumowanie : Dezerter i mieszkające na odludziu rodzeństwo staje na drodze dowodzonego przez psychopatę oddziału SS szukającego złota. To wojenne kino z VHS-owego gatunku nazi spaghetti war movie oferuje wszystko to, co powinno znaleźć się w takiej produkcji. Nie dając od siebie niczego nowego jest filmem, który twórcy memów nazwaliby per: mamy „Bękarty wojny” w domu.
Podziel się tym artykułem:
Dałbym te solidne 6/10, bo jednak przy całej wtórności i braku „tego czegoś” (jakiegoś jednego wyrazistego elementu, który mimo masy zapożyczeń wyróżniałby ten film na tle reszty) dobrze to jest nakręcone i dobrze się to ogląda. Tym bardziej, że come on… wszędzie te filmy o superbohaterach w pelerynach, a gdzie znajdziesz jakieś inne współczesne westerny o nazistach? 😛