Zachodzę w głowę, po co w ogóle kręcić filmy, które przypominają pewne hity sprzed lat, ale nie mają do zaoferowania niczego, co zrobiłoby większe wrażenie od pierwowzoru. Recenzja filmu Wojna o jutro. Amazon Prime.
O czym jest film Wojna o jutro
Dan Forester (Chris Pratt) to były żołnierz, który porzucił wojsko, by podążać za karierą naukową. Bez większego skutku, bo jedyne, co udało mu się póki co osiągnąć, to posada nauczyciela w liceum. Pewnego radosnego, grudniowego dnia w 2022 roku, w trakcie finału MŚ w Katarze, w którym Brazylia mierzy się z bliżej nieokreśloną drużyną, Szkocją jakąś, ludzkość zamiera. Oto w towarzystwie chmur i wyładowań elektrycznych na Ziemi pojawiają się żołnierze z przyszłości. Ogłaszają, że trzydzieści lat później toczą wojnę z najeźdźcami z kosmosu i ją przegrywają. Potrzebują pomocy, od której zależeć będzie przyszłość 2022-cznych dzieci. Rusza nabór, w którym z powodu pewnych ograniczeń uczestniczą głównie cywile. Każdy z nich przeniesie się na tydzień w przyszłość, powalczy w wojnie i jeśli przeżyje – wróci. Szanse na to wielkie nie są, ale odpowiedni system motywacyjny sprawia, że w przyszłość płynie spory potok mięsa armatniego. A wśród nich Dan, który uczestniczył będzie w ostatecznym rozwiązaniu problemu kosmicznego. Ostatniej szansie ludzkości na przetrwanie.
Zwiastun filmu Wojna o jutro
Recenzja filmu Wojna o jutro. Amazon Prime
200 milionów dolarów zapłacił Amazon za to, żeby móc pokazać Wojnę o jutro na swoim streamingu. Jest to kwota tak niewiarygodna, że już tylko ten ruch nadawałby się do ciekawszej dyskusji niż recenzowanie nowego filmu z Chrisem Prattem. Poziom kwot, jakie w tej chwili znajdują się na tacy w wojnie kinowo-streamingowej, każe zastanowić się nad tym, dokąd zmierza ten świat, w którym z jednej strony mamy głód, ubóstwo i śmierć, a z drugiej 450 milionów dolarów płaci Netflix za prawa do dwóch nowych części serii Na noże. To niewyobrażalne, abstrahując już w ogóle od jakości omawianych filmów, choć pewnie łatwiej byłoby przełknąć te 200 milionów dolarów, gdyby zapłacono tyle za najlepszy film we wszechświecie. Cóż Wojna o jutro nie wejdzie pewnie nawet do pierwszych pięciu tysięcy najlepszych filmów we wszechświecie. A widziałem tylko te nakręcone na Ziemi.
Niewiele mniej, bo coś koło 150 milionów dolarów, wyniósł budżet widowiska Wojna o jutro, które pierwotnie miało zadebiutować w kinach. Pandemia zmieniła reguły gry i studia Paramount oraz Skydance wolały nie ryzykować i przynajmniej wyjść z tym wszystkim na swoje. Prawa sprzedały i właściwie cholera wie, czy przeczuwały, że nie ma co Wojny o jutro kisić tak jak kolejnych części Mission: Impossible i filmu Top Gun: Maverick? Coś we mnie mówi, ze tak. Podskórnie wiedzieli, że w kinie mogą się nie odbić finansowo. A teraz niech się martwi Amazon.
Piszę o tym wszystkim, bo to na pewno ciekawsze niż sam film w reżyserii Chrisa McKaya. Czerpiący pełnymi garściami z zapowiedzianych we wstępie Żołnierzy kosmosu, ale nie oferujący niczego więcej niż ten mój ulubiony film Paula Verhoevena. A żeby być dokładniejszym, oferującym dużo mniej niż Żołnierze kosmosu.
Pomysł na fajny akcyjniak sci-fi na pewno był. Doceniam filmy z takim oryginalnym pomysłem na zawiązanie fabuły, choć przez jakiś czas wydawało mi się, że Wojna o jutro będzie o czymś trochę innym. Nie wiem, gdzieś źle przeczytałem i coś sobie ubzdurałem, a może sam wymyśliłem i o tym nie wiem – przez długi czas spodziewałem się filmu, w którym ludzie z przyszłości cofają się w czasie do różnych epok i do walki z kosmitami werbują ówczesnych żołnierzy. Kurde, fajnie by się coś takiego oglądało, gdzie u boku stoją wojacy z II wojny światowej, współcześni komandosi czy chłopaki z siekierką z wojny secesyjnej. Tymczasem do walki z filmowym wrogiem zaprzątnięto cywili. Każdy by się załamał.
Niestety, Wojna o jutro, nie oferuje niczego ciekawego. Dostajemy zlepek zgranych motywów filmowych, drętwy humor, mało napięcia z powodu przewidywalności i bardzo ładnie zrobione wielkie wszy czy tam inne roztocza, z którymi walczą nasi bohaterowie. To na ich animację poszła chyba większość budżetu, którego zabrakło na scenariusz. I to brak scenariusza właśnie przekreśla szansę na fajny seans Wojny o jutro. Nawet jeśli nie ma się dużych wymagań i chce tylko rozrywki. Mnie nie rozerwał.
(2487)
Ocena Końcowa
5
wg Q-skali
Podsumowanie : W przyszłości ludzkość zaczyna przegrywać nierówną wojnę z najeźdźcami z kosmosu. Pomóc może jedynie zaciąg z przeszłości. Siódma woda po kisielu po „Żołnierzach kosmosu”. Pozbawiona efektownej akcji, serwująca drętwy humor strzelanka sci-fi z efektownie wykonanymi robakami w CGI.
Podziel się tym artykułem:
Włączyłem ten film licząc, że będzie durnie, ale chociaż sympatycznie. Myliłem się – za dużo banalnych pomysłów a za mało dystansu.
Jedyne, co dobre z tego wyszło, to że przez motyw manipulacji czasem, przypomniał mi się Edge of tomorrow, który obejrzałem po raz trzeci. No i to był dobry wybór!
A mnie się nawet podobało, dałbym nawet 6+/10. Punkt zawiązania fabuły jest idiotyczny i nie chodzi mi o to, że głównym bohaterem jest Amerykanin który interesuje się piłką nożną, ogląda MŚ w piłce nożnej w Katarze. Przecież w to nikt nie uwierzy;-)
Chodzi mi oczywiście o to, że bierzemy wszystkich do walki, w tym cywilów, którzy nie są przeszkoleni, ale mimo tego dobrze się bawiłem na tym połączeniu Żołnierzy Kosmosu, Aliens, Terminatora, Interstellar.
Co do Chrisa Pratta mam obojętny stosunek, mimo tego że lubię Strażników Galaktyki, ale na tyle polubiłem głównego bohatera i jego rodzinę, że kibicowałem mu, żeby udało mu się wrócić do żony i córeczki. Ważną drugoplanową rolę ma Iwona Strzechowska, przepraszam Yvonne Strahovski i bardzo fajnie wypadła w roli naukowca/żołnierza, która odegra ważną rolę w walce z obcymi. Dobrze że między kolejnymi sezonami Opowieści Podręcznej pojawia się w innych rolach. Istotną rolę też odgrywa J.K.Simmons, głównie w trzecim akcie.
Gładko twórcy wpletli do fabuły wątek z ociepleniem klimatu, nie zgrzytało. Film jest długi, ale nie nudziłem się, choć akcja zaczyna się około 40 minuty. W sumie to dostajemy trzy różne filmy – pierwszy to teraźniejszość, drugi nawalanka z kosmitami, a ostatni rozdział dzieje się w Rosji. Zresztą finałowa nawalanka w Rosji, to równie dobrze mógłby być sequel filmu. Nie przeszkadza mi to jak fabuła się miejscami śpieszy, ale widać, że można byłoby zrobić z tego filmu nawet trylogię.
Film ma dobre efekty CGI, kosmici wyglądają ciekawie, a sceny akcji są zrealizowane z rozmachem. Może film nie grzeszy oryginalnością i inteligencją, ale mnie to nie przeszkadza, tak samo jak to, że nie bawią się w żadne twisty związane z podróżami w czasie np. twist związany z Yvonne jest taki, że w ogóle go nie ma i każdy się chyba domyślił kim ona jest. Jest to proste kino akcji i SF, w którym trzeba pokonać złych kosmitów i tyle. Chrisowi McKayowi znanemu z reżyserii Lego Batmana nawet się udał pierwszy fabularny film. Nie mówię że jest tak dobry jak filmy, z których czerpał, ale bawiłem się na tyle dobrze, że nie potrafię narzekać na Wojnę o jutro.
Pewnie wyszło im z tabelek, że najlepiej ważne newsy ogłaszać przy okazji audycji z największą oglądalnością na świecie. No i stąd już krok do finału MŚ, bo oczywiście, gdyby żołnierze przyszłości wylądowali na Ziemi w jakiś zwykły wtorek, to mogłoby to nam całkiem umknąć 🙂
Ale warto docenić, że nie walnęli się w tej kwestii, bo wystarczyło nie sprawdzić i walnąć też MŚ latem.
Kino klasy C.
Nie polecam.
film faktycznie takie pół na pół. Fajny pomysł, wykonanie zgrabne. Ale wątek trochę niewykorzystany. A wiemy, że nasz bohater odbył co najmniej dwie podróże. Za pierwszym razem wrócił bez toksyny.
Można było to wykorzystać jakoś, np. że córeczka próbuje ratować go zmieniając tym samym linie czasowe.
A zamiast tego dostaliśmy drugą cześć filmu, gdzie grupka bohaterów ratuje świat właściwie bez tej toksyny…
No i ten aktor, co robił to za comic relief był strasznie irytujący. A już na końcu to w ogóle.To tylko psuje odbiór filmu.
No i mógłbym jeszcze trochę ponarzekać, ale oglądało się dość dobrze, żeby się tym nie przejmować, ot kolejny film z Prattem, który pewno obejrzy się za n lat jak już nie będzie do oglądania innego, nie pamiętając co się tu i czemu działo.