Osiem lat trzeba było czekać na kolejny film fabularny Debry Granik, autorki Do szpiku kości. Krótka piłka – nie było warto. Recenzja filmu Leave No Trace.
O czym jest film Leave No Trace
Will (Ben Foster) razem z córką Tom (Thomasin McKenzie) mieszkają na terenie parku krajobrazowego w Oregonie. W urządzonym obozowisku mają wszystko, co potrzebne do przeżycia, choć żywot to nadzwyczaj skromny. Will uczy córkę jak przetrwać w lesie i nie pozostawiać po sobie śladów i tylko raz na jakiś czas ruszają do miasta, by zrobić niezbędne zakupy i odebrać kasę należną Willowi za sprawą bycia weteranem wojennym. Niestety to jedyny pożytek z wojny, w której wziął udział, bo poza tym pozostawiła tylko trudną do wyleczenia traumę, która sprawia, że Will ucieka od cywilizacji w las. Tyle tylko, że cywilizacja upomina się o Willa i Tom. Oboje zostają schwytani przez strażników leśnych i odstawieni do specjalnej placówki. To tylko miejsce przejściowe, bo dobrze życząca im pracownica opieki społecznej znajduje Willowi i Tom miejsce na farmie choinek. Tam, w zamian za wikt i opierunek, Will rozpoczyna pracę przy wyrębie, a Tom zaczyna poznawać uroki życia w towarzystwie innym niż ojciec. Natura jednak szybko wzywa Willa do siebie i mężczyzna razem z córką znów postanawia zaszyć się daleko w lesie, gdzie nikt ich nie znajdzie.
Recenzja filmu Leave No Trace
Osiem lat trzeba było czekać na to, żeby Debra Granik po raz kolejny opowiedziała tę samą trudną historię dojrzewania na trudnym i niedostępnym łonie przyrody. Tym razem ilość tragedii, jaka dotknęła główną bohaterkę została ograniczona właściwie do jednej: ojca. I choć w przeciwieństwie do bohaterki Do szpiku kości ojciec Tom jest porządnym facetem, który szczerze kocha swoją córkę, to jednak wciąż pozostaje dla niej kłopotem. Kłopotem, którym czasem trzeba się opiekować mimo to, że na wędrówce po lesie zjadł zęby. No ale rodzina jest przecież najważniejsza i nikt nie będzie Tom tak bliski jak tatuś.
Osiem lat trzeba było też czekać, żeby Debra Granik zaprezentowała nic więcej jak tylko okrojonego o kilkoro dzieci Kapitana Fantastycznego, za którego rolę Viggo Mortensen był nominowany do Oscara. To właściwie ta sama historia, z tą różnicą, że w lewackim spełnieniu marzeń z Mortensenem można było dostrzec sens odosobnienia i rzeczywistą korzyść dla jego dzieciaków. Z większości punktów widzenia dziwaków, ale jednak pozytywnych dziwaków, które zyskują od siedzenia w lesie. Tom nie zyskała z tego siedzenia nic – coś tam przebąkują, że jest na wyższym poziomie edukacji niż rówieśnicy, ale na tym kończą temat nie drążąc go – przez co trudno mi nawet udawać, że Leave No Trace mnie poruszył. Raczej wkurzył. Wkurzył tym biernym podporządkowaniem ojcu przez Tom i zachowaniem samego Willa, który skoro nie chce pozwolić pomóc sobie, to powinien zrozumieć, że wypadałoby choć pomóc córce. Na razie to on jest wśród tych dwoje bardziej dorosły i to on powinien rozumieć to lepiej.
Leave No Trace nie poruszył mnie również dlatego, że właściwie to nie dzieje się w nim nic specjalnie dramatycznego, co by pozwoliło zaangażować się w jakiś sposób w całą tę historię. Will i Tom błąkają się po lesie i to cała fabuła. Mądrzejsi powiedzą, że więcej rozgrywa się w warstwie emocjonalnej na poziomie miłości ojciec-córka, córka-ojciec, ale dla mnie to nadal prosta historia próbująca udawać, że jest o czymś więcej niż widać na pierwszy rzut oka.
Wobec czego największą wartością filmu Leave No Trace pozostają ładne dla oka ujęcia lasu. Historia leśnych rozbitków jednak wrażenia nie robi, a z Thomasin McKenzie drugiej Jennifer Lawrence raczej nie będzie (choć zestaw nadchodzących filmów z jej udziałem jest zacny).
(2187)
Ocena Końcowa
5
wg Q-skali
Podsumowanie : Dręczony demonami przeszłości weteran wojenny wybiera życie z dala od cywilizacji. Towarzyszy mu ukochana córka. Leśna ballada o wyrzutkach na własną rękę, która zamiast poruszać – wkurza.
Podziel się tym artykułem:
No ja się nie zgadzam. Jeden z lepszych filmów tego roku. W sumie nie pamiętam, który ostatni film obejrzalem od początku do końca z zainteresowaniem, bez żadnej zawieszki, a tu proszę… Ten np. wspominany Captrain Fantastic strasznie mnie męczył tymi swoimi dziwactwami. A tu prosta historia a trzymała mnie aż do napisów końcowych. A co do ojca – on przecież miał, co by nie mówić, chorobę psychiczną. Trudno do chorego człowieka mieć pretensje. Musieliśmy czekać aż córka dorośnie do tego, aby go puścić. On sam nie dałby rady.
PS. Fajne było to, że wszystkie postacie występujące w tym filmie okazywały się dobrymi ludźmi. I człowiek gdy to oglądał nie czuł w tym fałszu, a jak tak zazwyczaj mam, że odrzucają mnie sami dobrzy lub (rzadziej 😉 sami źli bohaterowie.
Zastanawiam się w sumie, czemu mi nie podszedł. Szczególnie że raczej większości się podoba niż ich nudzi tak jak mnie. Ale nie wiem 🙂