×

Krzyk z telewizora – recenzja pilota serialu Scream

Nigdy nie wierzcie w to, gdy jakiś ktoś z Hollywood mówi, że coś się skończyło. Więcej nie zagram, to moje pożegnanie z ekranem, to koniec franczyzy, aktorzy mają dosyć i chcą zająć się innymi projektami itepe, itede. W każdym przypadku jest to kłamstwo, a o zapomnianym projekcie na pewno jeszcze kiedyś usłyszymy. Jeśli nie za rok czy dwa to za dwadzieścia lat, ale usłyszymy.

Anton Czechow, oprócz literackiej biblioteczki, pozostawił po sobie prawo mające zastosowanie także i w dzisiejszych filmach, które wszakże kontynuują tradycję dramatu. Prawo Strzelby mówiące, że jeżeli na ścianie w pierwszym akcie sztuki wisi strzelba, to najpóźniej w trzecim powinna ona wystrzelić. A jeśli nie wystrzeli to nie powinno jej na ścianie wcześniej być (no chyba, że się bawimy konwencjami :P). Niestety nie wiem, co oznacza, gdy na ścianie (czy tam drzwiach od szafy) w pierwszym akcie wisi Anton Czechow…:

fragment telewizyjnego serialu Krzyk Scream

Nie ma wystrzałowej strzelby, ale jest wystrzałowa laska.

Nie mogłem się zdecydować, który wstęp będzie lepszy.

Wzloty i upadki gatunku filmowego, jakim jest slasher

Popularność nudnego jak piernik Halloween Johna Carpentera zapoczątkowała modę na slashery. Kręcono je i wcześniej (a przynajmniej coś wyglądającego jak slashery) (Czytaj również: Był sobie slasher, część 1, Był sobie slasher, część 2, trzecia część w przygotowaniu… yyyhyyy…), ale dopiero film mistrza horroru rozpętał slasherową zawieruchę. Trwała kilka lat i była dość intensywna. Tak intensywna, że w końcu – ograniczona przez założenia gatunku – zaczęła nudzić i o slasherach świat zapomniał. Aż do czasu pojawienia się w kinach Krzyku [Scream] Wesa Cravena. Film kolejnego mistrza horroru otworzył nowy rozdział w historii gatunku i zaowocował sequelem (moim skromnym zdaniem najlepszy sequel w historii kina), a potem już gorszą trzecią częścią. I to miał być koniec. Standardowo. „Od początku myśleliśmy, że to będzie trylogia” ble ble. Oczywiście okazało się to wierutną bzdurą, bo pojawiła się też czwórka, która kariery nie zrobiła i znów miał to być koniec. I znów okazało się to bzdurą. Krzyk właśnie trafił na ekrany telewizorów i wiele wskazuje na to, że nie będzie to jedyny serialowy slasher, jaki zobaczymy na ekranach (Scream Queens).

Slasher w telewizji? To się nie uda!


Slasher, jako gatunek, nie nadaje się do telewizji
– pomyślicie. Za długie wprowadzenie, intensywna i krwawa rozpierducha, sensacyjne zakończenie z twistem, w którym mordercą okazuje się być lokaj w hokejowej masce. 90 minut to aż za dużo na to wszystko, a co dopiero format serialowy. Kilkanaście odcinków po 40 minut nie wydaje się być środowiskiem przyjaznym dla mordercy w masce. Krzyk nie byłby jednak sobą i nie zrewolucjonizowałby gatunku, gdyby nie dystans, jaki miał do tego właśnie gatunku i znajomość jego reguł. Postawione na głowie, wypunktowane, wykorzystane przeciwko widzowi, który też niby wie, co w trawie piszczy… Jego serialowa wersja korzysta z tego samego przepisu na sukces i zanim jeszcze pojawia się pierwsza (no może druga) przerwa reklamowa bohaterowie Scream rozmawiają o tym, że… slasher to gatunek, który w telewizji sprawdzić się nie może. Prym wśród tych rozważań wiedzie szkolny geek, który o filmach i seryjnych mordercach wie wszystko. Serialowy odpowiednik ukochanego przez wszystkich Randy’ego Meeksa.

A może się jednak udało?

Tym prostym sposobem serialowi udaje się kupić widza już na początku, a pomocne w tym są również nieodzowne elementy slashera jak seksowna laska w bikini (nagości po serialu MTV się nie spodziewajmy), odcięta głowa w basenie, czy fontanny krwi wypływające spod ciosa nożem (ale krwi już spodziewać się możemy, jest jej dużo więcej niż mikroskopijnie!).

Serialowy Scream nie jest kontynuacją kinowej serii, jest jej w miarę wierną serialową wersją, która, siłą rzeczy, musi dodać coś od siebie, żeby zapełnić zaplanowane (wg IMDb, dalej nie sprawdzam) dziesięć odcinków pierwszego sezonu. Jej bohaterami są nastolatkowie zamieszkujący miasteczko o wdzięcznej slasherowej nazwie Lakewood. Jak przystało na slasherowe miasteczko, Lakewood ma swoją krwawą historię. Oto przed laty grasował tu zdeformowany seryjny morderca, którego udało się zastrzelić, jupi, ale, co oczywiste, nigdy nie znaleziono ciała. Teraz historia może się powtórzyć, bo pewnej feralnej nocy ginie brutalnie zamordowana licealistka. Póki co policja podejrzewa jej chłopaka, ale zanim skończy się pilot podejrzani będą wszyscy.

Czyli jest dobrze, czy nie jest? Odpowiedź nie jest taka oczywista. Dobrze jest we wszystkim tym, czego powinno spodziewać się po slasherze. Dopasowana do formatu telewizji historia na razie się sprawdza, choć trudno sobie wyobrazić, żeby dalej też serwowano po kilka twistów na odcinek. A co się nie sprawdza? Nie sprawdza się to, co od początku można było podejrzewać za słaby punkt – Krzyk [Scream] to produkcja stacji MTV (tej, w której kiedyś pokazywali teledyski #SucharTime) i niestety spod fajnego i klimatycznego slashera wyłania się momentami toporna produkcja dla durnych amerykańskich małolatów, zapełniona ślicznymi twarzami i ciałami osób, które o aktorstwie tylko gdzieś słyszały.

Za minus, i to bardzo duży, trzeba też zaliczyć maskę mordercy, która niestety została zmieniona (nie chce mi się zgłębiać tej historii, na pewno jest bardzo wzruszająca, a na końcu wychodzi, że chodzi o pieniądze) i wygląda do dupy, niczym utrwalony na plastiku wyraz twarzy dmuchanego lala:

Ghostface morderca z telewizyjnego serialu Krzyk

Ghostface made in China.

Oglądać czy nie oglądać?

Oglądać.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004