×
George Clooney w filmie Kraina jutra Tomorrowland

Poszedłbym, odc. 73

Można by pomyśleć, że po huku, jaki narobił w zeszłym tygodniu Mad Max: Na drodze gniewu, że w ten weekend czeka nas bryndza. Ale wcale nie, jest całkiem ciekawa i różnorodna oferta, choć bez takiego ognia, jak nowy film George’a Millera.

Kraina jutra [Tomorrowland] (2015) Poszedłbym 

Niezależnie od tego co by nie gadać o Krainie jutra, to właśnie dla takich filmów wymyślono kino. Może i nie ma w nim niczego odkrywczego, może i po raz kolejny zobaczymy tę samą historię tylko podaną w trochę inny sposób i może za miesiąc nie będziemy już o niej pamiętać. Ale. Przynajmniej ładnie będzie się ona prezentować na dużym ekranie i zaoferuje nam przyjemne wrażenia wizualne, które na mniejszym ekranie już raczej nie zrobią takiego efektu. A ja nie mam nic przeciwko takim filmom, nie wszystko musi być tak popularnym ostatnio gejmczendżerem.

Oczywiście jako produkcja Disneya, Tomorrowland przeznaczony jest raczej dla określonego typu widza, ale Brad Bird udowodnił już, że potrafi robić filmy, na których przysłowiowa „cała rodzina” będzie się dobrze bawić i nikt się nie będzie nudził.

A ostatecznie do seansu zachęciła mnie przedpremierowa scena, w której przez pół minuty wydarzyło się więcej niż w niejednym całym filmie:

A to jeszcze zwiastun, może warto dodawać od tej pory:

Poltergeist (2015) Poszedłbym 

Prawdziwy film-zaskoczenie. Nie dlatego, że zaskakujący (choć nie wiem, nie widziałem jeszcze :P), ale dlatego, że zupełnie z zaskoczenia się o nim dowiedziałem, zupełnie z zaskoczenia wpadłem na jego zwiastun, a teraz zupełnie z zaskoczenia zobaczyłem, że właśnie poleci u nas w kinach.

W tym miejscu powinienem wygłosić standardową regułkę dotyczącą remake’ów klasycznych filmów. Wiadomo – że po cholerę je na nowo kręcą, wymyśliliby coś nowego, szkoda gadać itd. Ale nie wygłoszę, bo to już nudne. Spodziewam się, że wszystkie te grzechy wyjdą i tutaj, a na koniec okaże się, że tak naprawdę to standardowy horror, których od czasu premiery oryginału było już zylion. Ale jestem zwyczajnie ciekawy co z tego wyszło. W końcu to także i mój przerażający film z dzieciństwa, który budził mnie po nocach na wspomnienie obierania sobie twarzy nad umywalką. Brr.

Plemię [Plemya] (2014) Poszedłbym 

Jedną z najpopularniejszych kłótni pomiędzy fanami filmów – oprócz tego, co lepsze: Star Wars czy Star Trek – jest kłótnia o to, jak oglądać filmy. Z lektorem/dubbingiem czy z napisami? Plemię to rozwiązanie tego problemu! Oto bodajże pierwszy film nakręcony w całości w języku migowym. Przy czym w ten sposób, aby widz nieznający tego języka był w stanie wszystko zrozumieć. Dzięki gestom aktorów i przekazywanym przez nich emocjom, bo żadnych dialogów tu nie znajdziecie.

Akcja filmu Miroslava Slaboshpitsky’ego rozgrywa się w szkole dla głuchoniemych. To właśnie tam zaczyna naukę niesłyszący Sergij, który przy okazji wprowadza się do przyszkolnego internatu. Tam brutalnie zderzy się z rzeczywistością pełną przemocy i prostytucji.

Jesli ktoś się wzburzył, gdy na początku napisałem, że kino wymyślono dla cukierkowych i trwających dwie godziny efektów specjalnych, to Plemię jest propozycją właśnie dla niego. Tylko niech się przygotuje na film niełatwy, pełen brutalnych i wstrząsających scen.

Rozumiemy się bez słów [La famille Bélier] (2014) Poszedłbym 

Filmy lubią pojawiać się dwójkami. Dwa filmy o zagrożeniu z kosmosu, dwa filmy o Wyatt’cie Earpie, dwa filmy o wybuchu wulkanu, a teraz w jeden weekend w polskich kinach dwa filmy o głuchoniemych. Filmy różne jak noc i dzień, słońce i deszcz, Robert Lewandowski i Grzegorz Rasiak…

Jak przystało na francuską komedię – niewiele o niej wiem, bo nie gustuję we francuskich komediach :). Ale z tego co właśnie widzę wychodzi na to, że Rozumiemy się bez słów zobaczyć warto, bo jest pozytywną komedią, która zdobyła wiele nominacji do Cezarów plus aktorskiego Cezara dla odtwórczyni głównej roli. Pomijam informację o siedmiu milionach widzów w samej Francji, bo każdy francuski film ma w materiałach promocyjnych taką informację, nawet jeśli widziały go tylko trzy osoby :P.

Szesnastoletnia Paula, córka głuchoniemych rodziców, za namową nauczyciela muzyki decyduje się wziąć udział w konkursie wokalnym. (Opis dystr.)

Eden (2014) Poszedłbym 

I kolejna ciekawa propozycja, ale znów na pomarańczowo, bo przecież nie na wszystko człowiek zdąży obskoczyć i coś trzeba wyeliminować. Tak czy srak zwiastun Edenu wpadł mi w oko gdzieś tam ostatnio i od razu pomyślałem sobie: O, fajnie, film o Daft Punk. Nic o nich nie wiem, znam tylko nazwę, ale chętnie się czegoś dowiem jak ostatnio o Die Antwoord przy okazji Chappie.

No i cóż, chyba się nie dowiem, bo Daft Punk jest tu chyba jednak tłem, ale to nie zmienia faktu, że lubię oglądać filmy o historiach, które tworzyły się gdzieś tam teoretycznie na moich oczach, a ja nawet nie wiedziałem, że się tworzą myśląc, że żyję w nieciekawych czasach.

Kapitan Szablozęby i skarb piratów [Kaptein Sabeltann og skatten i Lama Rama] (2014) Nie poszedłbym 

Właściwie mojej kolejnej Teorii Quentina jestem już zupełnie pewien, ale miło, że co tydzień dystrybutorzy utwierdzają mnie w przekonaniu, że europejski familijny szrot (choć ten film akurat podbił norweskie kina) dokupili razem z jakimś większym hitem w pakiecie.

Rechotek [Ribbit] (2014) Nie poszedłbym 

Wierzcie lub nie, ale bohaterką filmu jest żaba, która szuka sensu swojego życia.

A potem się dziwią, że społeczeństwo jest coraz głupsze z pokolenia na pokolenie.

Mistrzowie [Champs] (2015) Nie poszedłbym 

Ale z pewnością obejrzałbym w domu.

Mistrzowie wagi ciężkiej w zawodowym boksie opowiadają anegdoty związane ze swoimi karierami. Cóż tu mogłoby pójść nie tak?

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004