×
#BringBackAlice (2023), reż. Dawid Nickel. HBO Max.

#BringBackAlice. Recenzja serialu platformy HBO Max

No, nie jest źle, nie jest źle. Jerzyk ma tylko złamany obojczyk, koledzy z wydziału dali mu krew i myślę, że niedługo odzyska przytomność. Będziecie mogli państwo z nim porozmawiać. Kazek, proszę pani, stracił kawałek ucha, no i tego, kontakt z nim jest utrudniony, ale ten doktor, światowej klasy specjalista, to on mówi, że to tylko kwestia dni, aż wyjdzie z szoku pourazowego. Z Młodym, to znaczy Krzysiem, jest trochę gorzej, ale lekarze robią, co mogą. Recenzja serialu #BringBackAlice od HBO Max.

O czym jest serial #BringBackAlice

Minął rok od zaginięcia znanej influencerki Alicji Stec (Helena Englert). Jej pogrążeni w smutku i żałobie przyjaciele powoli zaczynają wracać do normalności, ale nie będzie im dane zaznać spokoju. Oto Alicja Stec zostaje odnaleziona, gdy błąka się po trójmiejskim tunelu. Wygląda na to, że nie została w żaden sposób skrzywdzona, jednak cierpi na całkowitą utratę pamięci. Nie wie, gdzie była, co się z nią działo, czemu akurat teraz udało się ją odnaleźć. Podczas gdy Alicja próbuje wrócić do swojego starego życia, przyjaciele wyraźnie coś przed nią ukrywają. Dziewczyna jest też obiektem zainteresowania Tomka (Sebastian Dela), pochodzącego z innego świata chłopaka, który nie trzyma z paczką bogatych pozerów. On też stracił kogoś przed rokiem – siostrę Weronikę (Natalia Iwańska).

Zwiastun serialu #BringBackAlice

Recenzja serialu #BringBackAlice

Siłą rzeczy każda polska produkcja serialowa, nazwijmy to z segmentu premium, zwraca natychmiastową uwagę żądnych krytyki rodzimych widzów, którzy tylko przebierają paluszkami, żeby zacząć nabijać się z niej w Internecie i prześcigać się w wymyślaniu epitetów opisujących to, jak bardzo żenująca jest to produkcja. Znam to, bo robię tak samo. Oczywiście fajnie, jeśli jakiś serial jest po prostu dobry i tyle, ale jednak większa szansa jest na to, że trafi się jakaś zupełna kiszka. Trudno się więc dziwić, że człowiek bardziej spodziewa się takiego cringe-festu. Jednak jeszcze bardziej dziwne jest to, że twórcy takich seriali sprawiają wrażenie, jak gdyby nie mieli świadomości opisanego wyżej stanu faktycznego i sami wystawiają się na ostrze krytyki. Dokładnie tak samo wygląda sytuacja z #BringBackAlice, który dwoma pierwszymi odcinkami zamiast zachwycić i zamknąć mordy krytykom, dolewa benzyny do tlącego się już ognia. I byłoby to zrozumiałe, gdyby potem też było słabo. No ale potem jest już lepiej. Tyle, że pierwsze wrażenie już pozostało.

A pierwsze wrażenie nie jest najlepsze. Drażni w oczy ta stylizacja na amerykańską rzeczywistość z Euforii (strzelam, bo Euforii nie widziałem :P) i zgrzyta w każdej możliwej klatce ten serialowy świat, który nie wydaje mi się, aby istniał. We fragmentach na pewno istnieje, ale w takim natężeniu Ameryki w Ameryce w jednym miejscu, to no nie wydaje mi się. Wkurwiające nastolatki, szybkie fury, drogie dragi, epickie imprezy na statku, cheerleaderki, koszykarze one on one na szkolnym boisku. Oglądasz serial rozgrywający się w Trójmieście, a widzisz jakieś bieda Los Angeles, bo zamiast pogody piździ jak w kieleckim. Tych bohaterów w takim otoczeniu przyrody trudno polubić, trudno się z nimi zżyć, trudno komukolwiek kibicować i gdyby zapytać mnie o spodziewany rozwój fabuły, odparłbym: whatever. Krzykliwością i amerykańskością przysłonione zostało tutaj wszystko inne, a od dialogów ważniejsze są skąpe stroje wijących się w pląsach nastolatek. Im skromniejsze, tym lepsze. Takie to rozrywkowe spojrzenie na polską młodzież, która przy okazji wplątana jest w jakąś kryminalną zagadkę, o której łatwo można zapomnieć, bo w sumie to Polacy, nic się nie stało. Alicja wraca po roku spędzonym chujwiegdzie wymarznięta i wystraszona, parę dni później już całkiem dochodzi do siebie, a doktor Jacek Poniedziałek nie ma przy niej nic więcej do roboty. Chciałoby się tak łatwo wychodzić z każdej przeżytej traumy jak Alicja Stec. Witajcie, kochane osoby.

Paradoksalnie, ci wszyscy młodzi królowie świata i tak nie wypadają najgorzej, bo w tym samym czasie dorosła obsada robi wszystko, żeby wypaść jeszcze gorzej. Bezpłciowe dialogi, totalna nieistotność dla fabuły, trzeci plan, siódma woda po kisielu recytowana beznamiętną dykcją Sandry Korzeniak. Policja zaś sprowadzona zostaje do tego, żeby poprosić o autograf ofiarę czegoś, co prawdopodobnie nie zmieści się w głowie nikomu. Pojawiają się i znikają, udowadniając tym swoją zupełną zbędność, jak np. wepchnięty nie wiadomo po co tatuś gangster mówiący głosem Maślany z Włatców móch (nie no, wiadomo, jest Trójmiasto, to muszą przecież być Chłopaki z Trójmiasta). To tylko kolejna z archetypowych postaci do odhaczenia, co za honor postawili sobie twórcy #BringBackAlice. Najbardziej popularna laska w szkole slash cheerleaderka, jest. Zbuntowana emo córka bogatego ojca, jest. Wycofany małomówny koleżka z niebieskimi włosami, jest. Diler narkotyków pochodzący z trudnej rodziny, jest. Bezkompromisowa policjantka, jest. James Dean z samochodowego body shopu, jest. Itd., itp.

Całość ta składa się na dwa pierwsze odcinki, po których ochota do kontynuacji serialu nie pozostaje największa. Jak przystało na kryminał, widza przed telewizorem trzyma jedynie zagadka najwyraźniej kryminalna i chęć poznania jej rozwiązania. Jak również to, że serial ma tylko sześć odcinków, więc pół życia się nie straci na próbę jego przetrwania. I po ich obejrzeniu powiem teraz, że szkoda, iż tak się stało. W kolejnych odcinkach, gdy już człowiek przyzwyczai się do tego kiczowato-amerykańskiego anturażu, ogląda się #BringBackAlice lepiej i finalnie wychodzi z tego przyzwoity serial. A mógłby być jeszcze lepszy, gdyby zaserwował ciekawsze rozwiązanie serialowej zagadki – generalnie jest to taka właśnie produkcja, która „byłaby lepsza gdyby”. I z taką finalną oceną bym Was zostawił (5,5/10, no ale nie daję połówek, więc 6/10), gdybym nie chciał sobie jeszcze ponarzekać na #BringBackAlice. Tak, tak, oto kolejna recenzja z gatunku „przez 80% recenzji marudzi, a ocenę wystawił wcale nie taką najgorszą”.

Kryminalna zagadka, twisty i zwroty akcji, moi mili. Postaram się oczywiście bez spoilerów, choć wrażliwość współczesnego widza każe mi przypuszczać, że za chwilę ktoś na mnie wyskoczy z mordą, że już wcześniej za dużo zdradziłem. Trudno. Jako się więc już wcześniej rzekło, to właśnie ona, Zagadka, jest głównym powodem, który sprawia, że #BringBackAlice chce się dokończyć. Gdyby nie ona, pożegnanie z serialem nastąpiłoby dużo szybciej i byłaby to decyzja właściwa. No ale jednak człowiek jest ciekawy tego, co działo się z Alicją Stec, no i ma nadzieję na to, że rozwiązanie wyrwie go z kapci i zaniemówi. W idealnym świecie może tak by i było, ale w świecie #BringBackAlice trzeba jednak nastawić się na to, że jego twórcy poprowadzą fabułę w raczej spodziewanym kierunku. A gdy zaczną kombinować, to nabiją się na westchnięcie widza: rany, ale farmazony. No ale od początku.

Nie jest wielką tajemnicą, która zakrawałaby na spoiler, że wygląda na to, iż przyjaciele Alicji coś wiedzą, ale nie powiedzą. Nie ukrywają tego oni sami mówiąc o tym wprost już w pierwszym odcinku, gdy Alicja jeszcze nie wróciła do liceum Batorego. Wiemy więc, że coś ukrywają i wiecie co, rzeczywiście coś ukrywają. No trudno traktować w charakterze twista coś, co nawet nie próbuje być ukrywane, a na dodatek w każdym odcinku rozjaśnia się coraz bardziej, nie zostawiając miejsca na zaskoczenie. W tym miejscu wchodzi leniwy trik scenariuszowy, który głównej bohaterce każe w odpowiednim momencie przypominać sobie odpowiedni fragment swojej zapomnianej przeszłości. Wydaje ci się, że fabuła dotarła do ściany, Alicja ma wizję i możemy jechać dalej. Ściana, wizja, akcja, ściana, wizja, akcja… Wyobraźcie sobie, jaką przeszkodą dla serialu byłoby, gdyby Alicja Stec wcześniej przypomniała sobie coś, co przypomniała sobie później. No ale na szczęście dla fabuły przypomina sobie coś wtedy, kiedy dokładnie trzeba. Do tego dochodzi drugi słaby trik scenariuszowy, który każe tak prowadzić postaci, żeby każda z nich była podejrzana. Niezależnie od tego czy jest psychologiem (dziwnie mówi, jest podejrzana), ojcem (ma dziwnego wąsa, jest podejrzany) czy gangsterem (jest gangsterem, jest podejrzany). Wymusza to przy okazji fakt, że pomimo zaledwie sześciu odcinków, to i tak twórcom udało się nawpychać do serialu sporo nieistotnych w ostatecznym rozliczeniu wątków. No ale bez tego nie ruszysz, gdy chcesz doprowadzić do tego, by widz podejrzewał wszystkich.

A po prawdzie to wszystko i tak nie ma większego znaczenia, bo nad wszystkim ciąży inny, najpoważniejszy problem tej historii. Oto jednego dnia znikają bez śladu dwie podobne wiekowo dziewczyny mieszkające w tym samym mieście, a policja uważa, że spraw tych zupełnie nic nie łączy. No kaman. Może gdyby akcja #BringBackAlice rozgrywała się w Sandomierzu to jasne, tam codziennie umiera w torturach sześć osób, dziewięć zostaje zgwałconych, a cztery znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Wszędzie poza Sandomierzem coś takiego musi być jednak rozpatrywane jako jedna sprawa i gdyby tak było, to serial skończyłby się, zanim w ogóle by się zaczął. Ot podobna głupota jak bodaj w przypadku Dziewczyny we mgle, gdy bez śladu znika szesnastolatka i dopiero w połowie filmu sobie przypominają, że przed laty w tym samym miasteczku też ginęły dziewczyny. No ale cóż, serialowa pani detektyw zajmuje się zbieraniem autografów, a nie śledztwem. Poza tym to wszystko, o czym wyżej, i tak nakrywa czapką finałowy farmazon, do którego przetrawienia samo zawieszenie niewiary nie wystarczy. Natężenie zbiegów okoliczności na centymetr taśmy filmowej jest zbyt duże, żeby łyknąć je bez popitki. Niestety tak to już jest w kryminałach, że im więcej zbiegów okoliczności, tym gorzej dla kryminałów.

Mimo to pozostanę przy swoim, #BringBackAlice nie jest tak zły, jak to opisałem. Nie zachęcam do spróbowania swoich sił z jego seansem, ale gdy już zaczniecie, to go skończcie, bo z czasem się rozkręca i nie jest zupełną stratą czasu. W nagrodę dostaniecie świetnego Sebastiana Delę, sympatyczne dziewczyny w rolach głównych i trochę refleksji na temat współczesnych mediów społecznościowych. Te poważniejsze tematy są jedynie liźnięte po powierzchni i zasygnalizowane, ale są. Realizacyjnie też nie ma się czego przyczepić, a momentami trafiają się sceny, które ogląda się z przyjemnością. Coraz rzadziej się zdarza, żeby finałowy odcinek był najlepszy z całego serialu, więc to też trzeba zapisać na plus, bo w przypadku #BringBackAlice tak właśnie jest, nawet jeśli trzeba mierzyć się z finałowym farmazonem.

Zakończmy niespodziewanym apelem do reżyserów castingu. Kochani, 30-latków w rolach 18-latków to się obsadzało dwadzieścia lat temu. Tyle się mówi o dyskryminacji kobiet, czarnoskórych, osób z niepełnosprawnością i innych orientacji seksualnych, a co z dyskryminacją 18-latka, którego rolę ukradł 28-letni Marcel Opaliński? FunnyFact: grający jego starszego brata Stanisław Linowski jest od niego o rok młodszy.

No, nie jest źle, nie jest źle. Jerzyk ma tylko złamany obojczyk, koledzy z wydziału dali mu krew i myślę, że niedługo odzyska przytomność. Będziecie mogli państwo z nim porozmawiać. Kazek, proszę pani, stracił kawałek ucha, no i tego, kontakt z nim jest utrudniony, ale ten doktor, światowej klasy specjalista, to on mówi, że to tylko kwestia dni, aż wyjdzie z szoku pourazowego. Z Młodym, to znaczy Krzysiem, jest trochę gorzej, ale lekarze robią, co mogą. Recenzja serialu #BringBackAlice od HBO Max. O czym jest serial #BringBackAlice Minął rok od zaginięcia znanej influencerki Alicji Stec (Helena Englert). Jej pogrążeni w…

Ocena Końcowa

6

wg Q-skali

Podsumowanie : Rok po tajemniczym zaginięciu odnaleziona zostaje influencerka Alicja Stec. Cierpiąca na amnezję dziewczyna nie ma pojęcia, co działo się z nią przez miniony rok, a grupka jej najbliższych znajomych ewidentnie coś przed nią ukrywa. Zamiast serialu o polskich nastolatkach dostaliśmy serial o kalkach amerykańskich nastolatków w kalce amerykańskiego high schoolu. To największa słabość tej produkcji, za sprawą której łatwo postawić na #BBA krzyżyk. Tymczasem potem jest już dużo lepiej. I trochę szkoda, że naprawdę fajny odcinek finałowy psuje końcowy farmazon fabularny.

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. frank drebin

    Eh, rozpisałeś się a mnie serial o nastolatkach nie interere.

    W temacie „Oglądasz serial rozgrywający się w Trójmieście, a widzisz jakieś bieda Los Angeles” przypomniało mi się jak kolega (repatriant w latach 90 z Kazachstanu) wspominał jak z wypiekami na twarzach oglądali „Młode wilki” w Kazachstanie – te rajdy po Wałach Chrobrego w Szczecinie, te rajdy jeepami po plaży a ja, rodowity Szcz-nin śmiałem się z tego.
    Może tak samo jest z amerykańskimi serialami dla nastolatków?

  2. Nie sądzę, żeby Hollywood, które żyje z PG13 pozwoliło sobie na narażenie się na śmieszność wśród swojej docelowej publiczności. Poza tym nie muszą udawać Los Angeles, tylko kręcą w Los Angeles. Beka to raczej jest, gdy zaczynają pokazywać inne strony świata – tak jak poniżej np. 🙂
    http://quentin.pl/2011/06/The-Shrine.html

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004