Czytając recenzje nowego filmu duetu Barbara Białowąs/Tomasz Mandes dowiemy się z nich, że polscy twórcy po raz nie wiadomo już który udowadniają, że nie nadają się nawet do tarcia chrzanu, nic nie potrafią i nie są w stanie wypluć z siebie niczego choć trochę oryginalnego. A to nieprawda. Autorom filmu Kolejne 365 dni udało się nakręcić najdłuższą scenę po napisach w historii kina. Trwa dokładnie godzinę i 53 minuty. Recenzja filmu Kolejne 365 dni. Netflix.
O czym jest film Kolejne 365 dni
Minął jakiś czas od fatalnej w skutkach strzelaniny, w której postrzelona została Laura (Anna Maria Sieklucka). Jej mąż Massimo (Michele Morrone) wciąż obchodzi się z nią jak z jajkiem, choć w swojej pracy jest twardy i nieustępliwy. Niedawno spotkał się z rodziną mafijną Nacho (Simone Susinna) i wyraźnie powiedział im, żeby nie wchodzili na jego terytorium. Bo jak na nie wejdą, to z niego już nie wyjdą. Kłopot w tym, że Nacho wciąż nie może zapomnieć Laury, a i ona potajemnie wzdycha do niego coraz częściej, zastanawiając się nad sensem ciągnięcia dalej swojego małżeństwa.
Zwiastun filmu Kolejne 365 dni
Recenzja filmu Kolejne 365 dni. Netflix
Shit, here we go again, chciałoby się powtórzyć za jednym z memów. Polacy znów wypuszczają następną część erotycznego dramatu 365 dni, znów wszyscy dają im jedynki, znów wszyscy piszą, że to filmowe gówno, a tymczasem film na podstawie powieści Blanki Lipińskiej podbija Netflix meldując się na pierwszym miejscu najpopularniejszych jego produkcji. Co zapewne niebawem jest mu dane nie tylko w kraju, ale i poza granicami.
Nie zmieni tego fala postów w mediach społecznościowych, w których ci, którzy dla łatwych lajków oglądają kolejne 365 dni jak najszybciej, są krytykowani przez tych stojących ponad to i dumnych z siebie, że filmu Baśki Białowąs nie widzieli. Jako osoba, która z premedytacją obejrzała Kolejne 365 dni jak najszybciej się dało, uważam, że czemu nie. I czemu miałbym nie połapać sobie tych lajeczków za moją obywatelską postawę? A nawet nie obywatelską, bo film obejrzałem dla siebie. Żeby wiedzieć, jak słaby może być film. Żeby pośmiać się z nieporadności jego twórców. Żeby załamać się, że tacy nieporadni, a koszą za tę trylogię taką kasę, jaka mi się nie śniła. Nie trafia do mnie argument, że przez takich jak ja, podobne filmy będą powstawać dalej. Bo gdybyśmy ich nie oglądali, to by ich nie kręcili. Guzik prawda. Za granicą ta seria jest oglądana bardzo chętnie i na pewno nie dlatego, żeby pośmiać się z Blanki Lipińskiej. Owszem, też nie rozumiem, dlaczego to gówno w złotym papierku jest takie popularne, ale na pewno nie dlatego, że jeden z drugim posiadający 50 followersów chce zbić na takim kinie lajkokapitał.
Jak to się mówi: epic!#TheNext365Days pic.twitter.com/uDET6NTnqR
— Ten Quentin Official (@quentiin) August 19, 2022
I obiecuję też, że dalej będę te szmiry oglądał, bo nadal utrzymuję, że lepiej obejrzeć tak niskich lotów szmirę niż zapomnianego zaraz po seansie przeciętniaka. Kiedy Netflix zapoda czwórkę, a na pewno zapoda, też ją obejrzę. Mam nawet dla twórców propozycję jej tytułu. 366 dni: Rok przestępczy. I niech się strzelają ludzie Massimo z ludźmi Nacho. Niech Olga (Magdalena Lamparska) jest w żałobie po Domenico (Otar Saralidze). Niech te groźne z miny gangstery w końcu pokażą jaja nie tylko w scenach łóżkowych.
Bo Kolejne 365 dni pozostawia w każdym możliwym aspekcie niedosyt (emoji uśmiechniętego mrugnięcia). Głównie za sprawą braku scenariusza zastąpionego teledyskowym seksem. W jaki sposób natłukłem pięć linijek opisu fabuły – sam nie wiem. Całą można streścić o wiele szybciej: Laura nie wie czy zostać z mężem, czy rzucić go dla kochanka. Oto cała fabuła filmu Kolejne 365 dni, który – jak wspomniałem na początku – jest najdłuższą sceną po napisach w historii kina. Prawie dwugodzinnym epilogiem do drugiej części, który można by streścić właśnie do trzyminutowego aftercreditsa. Kręconym niby równocześnie z dwójką, choć bardziej przypominającym zlepek scen, które zostały na podłodze w pokoju montażysty i które uznano, że można posklejać w cały film. Przy czym nie wiem, jak fabularnie wygląda sytuacja w książkach Lipińskiej, a z tą wiedzą ocena sytuacji byłaby łatwiejsza.
No ale co ja mam napisać? Żebyście nie oglądali tego filmu? No przecież sami to wiecie. Pod tym względem – chyba jako jedynym – Kolejne 365 dni nie zawodzi. Każdą swoją minutą daje widzom alibi do tego, żeby z premedytacją nie oglądać tego koszmarka. Pławi się w tym, że znowu zarobi krocie za nic, a pieski będą sobie szczekały w Internetach. Za chwilę Blanka wywali Instastory, w którym będzie triumfować i przekonywać, że krytycy się nie znają, bo widzowie chcą takie filmy oglądać. No i będzie miała rację, bo sądząc po oglądalności – chcą. Wszystko, co związane z tą serią jest interesujące. Poza samym filmem.
W filmie Kolejne 365 dni nikt nie ukrywa, że mu się nie chce. O ile poprzednie części serwowały np. jakieś ładne widoczki, tutaj już ładnych krajobrazów nie pooglądamy. Aktorzy dukają te swoje napisane na kolanie kwestie sami się chyba dziwiąc, że zagrali już godzinę filmu, a nadal nic się w nim nie dzieje, a fabuła nie ruszyła do przodu. Nie ruszyła, bo nie ma jej co popchnąć. Gangsterzy, którzy na początku filmu nadymają się jak koguty i obiecują, że się pozabijają – najwyraźniej nie mają zamiaru tego robić. Wolą wzdychać do Laury. Laura, która z modą nie miała nic wspólnego – nagle robi karierę jako wielka projektantka. A przynajmniej tak się wydaje, bo pojechała do Mediolanu na Fashion Week i wszyscy ją chwalą. Paradne, jak bardzo autorzy filmu, którzy chełpią się, że opowiadają o nowoczesnych kobietach, ich pragnieniach i tym, co są w stanie osiągnąć – tak bardzo tych kobiet nie lubią. A już w szczególności Laury, która powinna być obrazą dla każdej szanującej się kobiety. Nie dlatego, że pożąda, chce, pragnie i nosi ją do wielkich czynów i uniesień, ale dlatego, że robi to bez żadnego uzasadnienia czy logiki. Ma ochotę, pyk, tego małżeństwa nie da się już uratować! W tę antykobiecą modłę wpisuje się ten niby kobiecy film tym właśnie wątkiem Laury i Olgi – projektantek mody. No bo jak w oczach zwykłego polskiego, szarego marudy może osiągnąć sukces kobieta, która usidliła milionera? No przecież! Własną kolekcją mody, biżuterii. Albo linią kosmetyków do pielęgnacji twarzy. I Kolejne 365 dni utrwalają ten stereotyp zamiast go zburzyć! Tak wyobrażam sobie nakręcone przez nowoczesne kobiety filmy dla nowoczesnych kobiet.
Co intersujące, na tle miotającej się pomiędzy swędzeniem w kroku, a chęcią na discopodrygi Laury, o wiele korzystniej prezentuje się Massimo (nie mówię o aktorstwie, bo Michele to dla mnie murowany kandydat do przyszłorocznej aktorskiej Złotej Maliny). Ten twardy gangster, który ruchał na lewo i prawo stewardessy nie pytając je o zdanie, przeszedł na przestrzeni trylogii prawdziwą metamorfozę w troskliwego, opiekuńczego i zaradnego męża. Za co, podobnie jak w dwójce, dostaje mu się od Laury po dupie. Bo nie chce jej skrzywdzić uprawiając z nią seks pomimo wskazań lekarza, by tego jeszcze nie robić, bo… Nie, to chyba wszystkie zastrzeżenia Laury, która już wzdycha do innego. A Massimo cierpi (najbardziej miną z wytrzeszczem – popisowym numerem Morrone)! I znosi te fochy żony trzepiąc pod prysznicem, odmawiając sobie numerku z glonojadami na sado-party, czekając wiernie z fiutem w zapiętych spodniach aż Laura będzie miała lepszy dzień. Ale Laura nigdy nie ma lepszego dnia.
I już walić (he he) brak scenariusza, fabuły, intrygi etc. Twórcy serii powtarzają, że widz nie oczekuje po ich filmie takich rzeczy, a czeka na serię teledyskowo zmontowanych scen seksu okraszonych milionem różnych kawałków z banku dźwięków. Skoro więc to wiedzą, to dlaczego choć nie przyłożyli się do tego, żeby w tym aspekcie zaserwować coś interesującego i pomysłowego? Pierwsze gołe cycki pojawiają się tu dopiero w 40 minucie filmu!, a gdy wcześniej wszyscy są poubierani w scenach seksu, człowiek zastanawia się, czy na pewno włączył ten film, co zamierzał.
Aczkolwiek jednej rzeczy jestem ciekaw. Ciekaw jestem, jak wyglądałby ten film, gdyby nie kręcili go razem z dwójką. Gdyby poczekali na odzew całego świata na poprzednią część serii i przed rozpoczęciem pisania scenariusza/zdjęć dowiedzieli się, że bije rekordy popularności, ale i jest beneficjentem całej armii Jedynek. Ciekaw jestem czy przyłożyliby się wtedy do trójki bardziej, czy też odstawiliby taką samą chałturę jak w przypadku trójki. Chciałem napisać „nędznej trójki”, ale byłoby to chyba zbyt łaskawe określenie.
(2544)
Ocena Końcowa
1
wg Q-skali
Podsumowanie : Laura nie wie czy zostać z mężem, czy rzucić go dla kochanka. Najdłuższa, prawie dwugodzinna, scena po napisach w historii kina.
Podziel się tym artykułem:
Ja tam sobie ogladam to na przewijaniu zeby sobie zerknac na momenty, w dwojce byly choc jakies fajne a tu dramat…
Niepotrzebnie zrobili nadzieję sceną na korcie tenisowym… 🙂
” I czemu miałbym nie połapać sobie tych lajeczków za moją obywatelską postawę? A nawet nie obywatelską, bo film obejrzałem dla siebie.”
No fajnie, fajnie, pooglądałeś sobie a gdzie są jajeczka????
Panie drebinie, jajeczka są dla członków zarządu, dla pana jest plain text.
Przegapiliście, obywatelu, informację o zaprzestaniu dodawania EE. Tak, możecie odsubskrybować bloga.
Hmmmm, generalnie czytam wszystko na blogu ale musiałem coś przeoczyć bo nie kojarzę takiego info. Może na twitterze tylko było? Bo inaczej już dawno byłby unsub ????
Może masz poblokowane jakieś wklejki czy coś, bo ogłoszenie było na Twitterze, a tutaj był embed poprzedzony wstępem zapewne, ale nie chce mi się już sprawdzać 🙂
Jak dla mnie, ten film nie zrobił na mnie takiego wrażenia, ale na mojej znajomej owszem. Nie wiem czemu kobiety tak szaleją za tą produkcją 😀
Ja tutaj czegoś nie rozumiem. Kobiety szaleją za tą serią. Dlaczego? Czyżby nie liczyło się dla nich wnętrze, a jedynie rozmiar portfela i przyrodzenia. Masakra
Jak dla mnie lipa straszna, ale tak bywa gdy Polacy coś kręcą 😀