×
Bliscy wrogowie (2018). Obejrzane na 34. Warszawskim Festiwalu Filmowym.

Bliscy wrogowie. Recenzja filmu Close Enemies. Obejrzane na 34. Warszawskim Festiwalu Filmowym

Sięgając pamięcią wstecz do filmów, którymi rozpoczynałem kolejne edycje Warszawskiego Festiwalu Filmowego, film Bliscy wrogowie wpisuje się w ich uśrednioną jakość. Ani nie pozwala zastanowić się nad sobą i bezsensownym wydaniem kilku stówek na bilety (tak, tak, kiedyś w końcu nie zapomnę postarać się o akredytację!), ani nie przenosi do filmowego nieba. Ot taka kinowa solidność, którą w regularnym repertuarze kinowym bym przepuścił. Recenzja filmu Bliscy wrogowie.

O czym jest film Bliscy wrogowie

Przedmieścia Paryża. Manuel (Matthias Schoenaerts), Imrane (Adel Bencherif) i Driss (Reda Kateb) to trzech kolegów z jednego blokowiska. Wraz z upływem czasu podążyli dwoma różnymi ścieżkami kariery. Imrane i Manuel zostali handlarzami narkotyków, Driss policjantem. Gdy ich poznajemy, Imrane jest tajnym współpracownikiem Drissa, dzięki któremu gliniarz ma nadzieję złowić w policyjną sieć grubą narkotykową szychę. Manuel nie ma pojęcia o układzie kolegów, zajęty jest zresztą czym innym. Głównie synem i podrywaniem panienek oraz wkurzaniem byłej partnerki Manon (Gwendolyn Gouvernec). No i martwieniem się o najnowszą dostawę dragów, którą chcą opchnąć jednemu z klientów, ale ten nie kwapi się do sfinalizowania transakcji. To zresztą i tak pikuś w sytuacji, gdy cała historia zaczyna podążać dość niespodziewaną ścieżką, na której zaczynają padać kolejne trupy.

Recenzja filmu Bliscy wrogowie

Jako się rzekło, Bliscy wrogowie okazali się solidnym przetarciem przed resztą festiwalu, ale zarazem filmem dość przeciętnym. Przeciętniakiem, który ogląda się w porządku i który kusi Schoenartsem w obsadzie, ale nie daje tyle, ile obiecuje.

Linkowy przerywnik, bo może ktoś ma ochotę powspominać poprzednie edycje WFF-a:

Warszawski Festiwal Filmowy 2012, Warszawski Festiwal Filmowy 2013

Warszawski Festiwal Filmowy 2014, Warszawski Festiwal Filmowy 2015

Warszawski Festiwal Filmowy 2016, Warszawski Festiwal Filmowy 2017

W założeniu Bliscy wrogowie mieli być ubranym w płaszczyk thrillera gangsterskiego kinem społecznym i z tego zadania wywiązali się tak w sam raz. Nie wnosząc zupełnie nic do podobnych mu filmów rozgrywających się w multikulturowych dziurach przedmieść Paryża. Dziurach, w których urodzenie od razu skazuje cię na szemraną przyszłość, z której możesz wyrwać się może do policji, a może do wojska. Przy czym żadna z tych możliwości nie jest dobrym wyborem, co uświadamia fajna scena wizyty Drissa u rodziców i widok wstydzącego się go ojca. Manuel i Imrane nie mają takich problemów. Bawią się w towarzystwie podobnych im kolegów, opowiadają żarty o uchodźcach, tańczą przy dźwiękach arabskiej muzyki odkładając to, co nieuniknione. Nieuniknione, bo jak nauczyło nas kino – to się nie może dobrze skończyć i nigdy dobrze się nie kończy.

Czego zupełnie nie wykorzystał reżyser filmu Bliscy wrogowie, David Oelhoffen, to tego backgroundu wspólnego wychowania w obrębie przecznic betonowego blokowiska. Często taka przeszłość niesie za sobą spory ładunek emocjonalny związany z tym, jak było kiedyś, a tym, jak jest teraz. Tutaj nie znalazł się ani gram takiej nostalgii i odwołań do przeszłości. Na dobrą sprawę z filmu nie dowiadujemy się nawet, dlaczego Manuel kręci z Arabami i trzyma się ich ekipy. Przez dłuższą chwilę nawet zastanawiałem się czy czasem nie gra Araba. W efekcie pokazane już na napisach końcowych zdjęcia trójki bohaterów z młodości nie robią żadnego wrażenia, choć to był moment na to, żeby zrobiło nam się tych bohaterów przykro. Nie robi się ani przykro ani nic.

Na pewno potraficie sobie wyobrazić przeciętne kino gangsterskie z przeciętnym sensacyjnym scenariuszem, którego akcja dzieje się w syfie wielkiego miasta. Ze sztampowymi bohaterami starannie wyczesanymi, ubranymi w najnowsze trendy mody skórzanej i poruszającymi się jak macho. Dyskutującymi o interesach życia, dragach i o tym jak to wpierdzielili jakiemuś frajerowi. Bliscy wrogowie wyglądają dokładnie tak jak to sobie wyobrażacie. Nie zaskoczy was tutaj nic. Ja osobiście zapamiętam go głównie ze względu na uroczy cytat z polskich napisów: „Nie rób mnie w chuja, Imranie”.

(2196)

Sięgając pamięcią wstecz do filmów, którymi rozpoczynałem kolejne edycje Warszawskiego Festiwalu Filmowego, film Bliscy wrogowie wpisuje się w ich uśrednioną jakość. Ani nie pozwala zastanowić się nad sobą i bezsensownym wydaniem kilku stówek na bilety (tak, tak, kiedyś w końcu nie zapomnę postarać się o akredytację!), ani nie przenosi do filmowego nieba. Ot taka kinowa solidność, którą w regularnym repertuarze kinowym bym przepuścił. Recenzja filmu Bliscy wrogowie. O czym jest film Bliscy wrogowie Przedmieścia Paryża. Manuel (Matthias Schoenaerts), Imrane (Adel Bencherif) i Driss (Reda Kateb) to trzech kolegów z jednego blokowiska. Wraz z upływem czasu podążyli dwoma różnymi ścieżkami kariery.…

Ocena Końcowa

6

wg Q-skali

Podsumowanie : Trzech przyjaciół z blokowiska staje po dwóch stronach barykady, gdy narkotykowa transakcja nie idzie zgodnie z planem. Solidne, ale też przeciętne i typowe kino gangsterskie z multikulturowych przedmieść Paryża.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. tak tak też jestem za zaoszczędzeniem kilku stowek 🙂

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004