×
Leatherface (2017), reż. Alexandre Bustillo, Julien Maury.

Leatherface (2017). Recenzja filmu duetu Bustillo i Maury

Od momentu pojawienia się po raz pierwszy w 1974 roku, postać Leatherface’a regularnie wraca na ekran w sequelach i rebootach. Taka to już zresztą dola idola, że nie umiera nigdy. Szczególnie jeśli „jego” twarz znajduje się na jednej półce razem z innymi klasycznymi postaciami ze slasherów. Rok 2017 przyniósł początek tej historii, która trwa i trwa od ponad czterdziestu lat. Recenzja filmu Leatherface.

O czym jest film Leatherface

Połowa lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Redneckowa Ameryka. Rodzina Sawyerów świętuje ważny moment – urodziny Jeda, jednego z najmłodszych członków rodziny. Na imprezę urodzinową zaproszony został też niespodziewany gość, który właśnie siedzi związany przed stołem i zaklina się na wszystkie świętości, że niczego Sawyerom nie ukradł. Nie wierzą. W ruch zostaje puszczona piła mechaniczna, którą Jed ma pokazać złodziejowi, gdzie raki zimują. Nie zamierza jednak pociąć na kawałki drącego się koleżki, którego i tak nie ratuje to od śmierci. Tak samo jak młodej dziewczyny, która jakiś czas później dociera do domu Sawyerów i ginie przygnieciona ciężkim silnikiem. To córka miejscowego strażnika Teksasu, Hala Hartmana (Stephen Dorff). Przybyły na miejsce Hal jest przekonany, że jego dziewczynka została zamordowana przez Vernę Sawyer (słaba Lili Taylor grająca psychopatyczną matkę kanibali w sposób zupełnie niewiarygodny) i jej potomstwo. A może rodzeństwo, cholera wie. Nie ma jednak żadnych dowodów i jedyne, co udaje się osiągnąć to wysłanie synów pani Sawyer do szpitala psychiatrycznego dla dzieci z zaburzeniami psychicznymi. Dziesięć lat później do tego samego szpitala trafia Lizzy (Vanessa Grasse), pełna ideałów pielęgniarka, która ma zamiar zbawić świat, a zacząć od opieki nad biednymi dziećmi i nastolatkami. Nie pasuje do tego miejsca pełnego przemocy, surowych zasad i elektrowstrząsów. Wkrótce razem z czwórką zbiegów ruszy w stronę krwawej ucieczki z metą spodziewaną dopiero w Meksyku.

Recenzja filmu Leatherface

Raczej rzadko myślimy o tym, że każdy tyran, morderca czy skurwiel był kiedyś małym, słodkim, niewinnym dzieckiem, którego ciocie szczypały w poliki. Słysząc nazwiska Stalina, Dahmera czy kolegi z liceum, który cię prześladował w szkole, przed oczami masz już kolesia z wąsami albo tego gościa co wiercił dziury w głowie gejom. A przecież także i on był tym niewinnym chłopczyną w beciku, który mógł zostać każdym, ale zamiast tego wybrał ścieżkę terroru. To samo, jeśli chodzi o Leatherface’a. Słyszysz „Leatherface”, widzisz tego wielgaśnego koleżkę w fartuchu rzeźnickim i z piłą mechaniczną, a przecież on też kiedyś był pitu pitu bobasku. I z tego właśnie powodu pomysł na zrobienie prequela morderczej historii był całkiem intrygujący. Szkoda, że panowie Bustillo i Maury nie za bardzo zainteresowali się psychologiczną stroną tej historii i zrobili to, co lubią najbardziej.

Francuski duet zasłynął lata temu jednym z najbardziej krwawych i brutalnych filmów w historii kina – Najściem [À l’intérieur aka Inside]. Nie dziwi więc fakt, że i ich Leatherface też jest filmem krwawym i brutalnym. Nie tak bardzo jak Inside, ale ma swoje momenty. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak oddać, że za bardzo nie mieli pola do innego popisu, bo historia finalnego Leatherface’a daleka jest od zaskakującej. Wychowywany w rodzinie psychopatów mieszkających na uboczu Ameryki lat 50., późniejszy Leatherface nie miał za dużo opcji do wyboru. To nie były czas ani miejsce, żeby wyjechać do miasta i zostać pediatrą. Jeśli podczas jednych z twoich pierwszych urodzin matka podsuwa ci faceta do pokrojenia go piłą mechaniczną, to na kogo wyrośniesz? No właśnie, tutaj nie ma żadnego zaskoczenia i nawet nie ma się co dziwić, że duet reżyserów wypuścił po prostu swoich bohaterów w krwawą podróż po Stanach.

Film Leatherface to kino drogi z psychopatami, co dość szybko musi skojarzyć się z Bękartami diabła Roba Zombiego. I będzie to skojarzenie słuszne, bo Leatherface to właśnie takie mniej udane Bękarty diabła. Pod każdym względem. Film Bustilla i Maury’ego ma się tak do Bękartów, jak zawzięty glina Hal Hartman stąd do zawziętego gliny Johna Wydella (William Forsythe) z filmu Zombiego. Podczas gdy ten drugi powbijał oprychom gwoździe w nogi, pierwszy nagadał się, nagadał, nazionął nienawiścią, a gdy przyszło co do czego… nie miał ze sobą młotka :P. Zresztą takich porównań do innych filmów znajdzie się tutaj więcej, żeby choć wspomnieć scenę z krawężnikiem z Więźnia nienawiści czy Nekromantik. Tak, jest w Leatherface (całkiem niepotrzebna) scena obrazowo pokazanej nekrofilii.

Nigdy nie przepadałem za oryginalną Teksańską masakrą piłą mechaniczną. Przekonały mnie do siebie, wbrew całemu światu, dopiero dwa remaki Nispela i Liebesmana. Leatherface, mimo tego, że jest dość porządnym filmem, trzeba zaliczyć do niepotrzebnych. Choć jest to odczuwalny skok jakościowy, jeśli porównać go do ostatniej Piły mechanicznej 3D. Dużo bliżej mu ww. filmom z 2003 i 2006 roku, ale to już nie jest to.

(2293)

Od momentu pojawienia się po raz pierwszy w 1974 roku, postać Leatherface'a regularnie wraca na ekran w sequelach i rebootach. Taka to już zresztą dola idola, że nie umiera nigdy. Szczególnie jeśli "jego" twarz znajduje się na jednej półce razem z innymi klasycznymi postaciami ze slasherów. Rok 2017 przyniósł początek tej historii, która trwa i trwa od ponad czterdziestu lat. Recenzja filmu Leatherface. O czym jest film Leatherface Połowa lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Redneckowa Ameryka. Rodzina Sawyerów świętuje ważny moment - urodziny Jeda, jednego z najmłodszych członków rodziny. Na imprezę urodzinową zaproszony został też niespodziewany gość, który właśnie siedzi związany…

Ocena Końcowa

6

wg Q-skali

Podsumowanie : Ze szpitala psychiatrycznego dla młodzieży ucieka czworo pacjentów i rusza w krwawą drogę w kierunku Meksyku. Origin story Teksańskiej masakry piłą mechaniczną to niestety gorsza wersja Bękartów diabła.

Podziel się tym artykułem:

6 komentarzy

  1. Od strony realizacyjnej nie mam większych zastrzeżeń, ale historyjka naciągana, psychologicznie nieszczególnie wiarygodna czy interesująca (a chyba takie były intencje) i jako że jest prequelem – od początku wiadomo jak musi się skończyć. Maury i Bustillo jak zwykle zostawiają mnie z wrażeniem, że „kurde, szkoda, bo był chyba potencjał na więcej”. Choć „Livide” czy „Aux yeux des vivants” miały jednak więcej tego potencjału. A „Najście” nigdy mnie nie przekonało, podobnie skądinąd jak oryginalna „…Masakra…”.

  2. Prima aprilis już był. Co to za zmiana skali ocen?

  3. Czasem tak robię, żeby sprawdzić czy ktoś mnie w ogóle czyta…

    🙂 Źle ptaszka postawiłem, już powinno być jak trzeba.

  4. Cześć, czy wiesz, od jakiego wieku dozwolony jest film? Nie mogę znaleźć pewnej informacji.

  5. Szczerze to nigdy nie zwracam na to uwagi. Nie wiem nawet, czy w ogóle są u nas oficjalne ograniczenia wiekowe?

    W filmie sporo makabry i trochę nekrofilii, więc w Stanach ma kategorię R, czyli z grubsza od 17 lat. Ale na IMDb widzę np., że we Włoszech jest od 14 lat, a w Malezji ma bana :).
    http://www.imdb.com/title/tt2620590/parentalguide

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004