– Szukaj zawsze bieżącej wody. W stojącej wodzie jest pełno ohydnego robactwa. Raz po napełnieniu menażek w górze strumienia znaleźliśmy pięć ciał żółtków. Wszystkie kompletnie zgniłe. Kawałki ciała pływały wokół. Do tego czasu wypiliśmy już połowę tej wody.
– I co zrobiliście?
– Powiedzieliśmy: Pieprzyć to! I ruszyliśmy dalej. Nic wielkiego, nazwaliśmy to zupą.
Faza na filmy o wojnie w Wietnamie przyniosła niespodziewane znalezisko. Przy czym nie jest tak, że wygrzebałem ten film spod ziemi niewiedzy, bo stosunkowo często pojawia się w zestawieniach najlepszych „wietnamskich” filmów. Zarazem jest jednak tak mało popularny, że nigdy wcześniej na niego nie wpadłem ani o nim nie słyszałem. I dobrze, bo szybko okazało się, że choć wietnamski gatunek umarł, to są jeszcze filmy, które warto odkryć.
To znaczy teraz to już nie wiem, czy są ;).
Dzisiaj taki film jak „84C MoPic” nazwalibyśmy found footage’em. Tym jest ciekawszy, bo nakręcony w 1989 roku, czyli na długo przed tym, jak ff’y i mockumenty zdobyły popularność. Można więc śmiało założyć, że wyprzedził swoje czasy o przynajmniej dwadzieścia lat. I nie ma się wobec tego, czemu dziwić, że powstał niezależnie i za czapkę gruszek, bo tylko w takim kinie można sobie pozwolić na eksperymenty (ewentualnie w kinie włoskim: patrz Cannibal Holocaust). Tam, gdzie się chce zarabiać, nie ma co kombinować.
W większości tekstów dotyczących tego filmu wpadłem na uwagi, że nieznani filmowcy, nieznani aktorzy, ale nie do końca tak jest. Przede wszystkim za kamerą i przed kartką papieru znalazł się Patrick Sheane Duncan, który chwilę potem wypłynął w mainstreamie scenariuszami do „Nick of Time”, „Courage Under Fire” i mojego faworyta Mr. Holland’s Opus. A i wśród obsady aktorskiej szybko wpadł mi w oko pewien rudy żołnierz, który wyglądał jak kultowy Aaron z 24. Nieprzypadkowo, bo rzeczywiście był to Glenn Morshower.
No ale o co chodzi? Jak łatwo się domyślić, do oddziału amerykańskich żołnierzy wyruszających na zwiad w dzicz Wietnamu dołącza operator filmowy, którego zadaniem jest zrobienie filmu o ich rutynowej misji. Przy okazji zaprzyjaźnia się z doświadczonymi żołnierzami, którym w ich planowanym na ostatni zwiadzie (hłehłehłe) towarzyszy nieopierzony porucznik (hłehłehłe). Od nich uczy się jak przetrwać w Wietnamie, ale też poznaje lepiej ich samych. Szybko okazuje się kto poczuciem humoru maskuje strach, a kto jest największym motherfuckerem, który nawet w niebie będzie szukał booby-trapsów. Jednocześnie rośnie paranoja tych, którzy za dwadzieścia parę dni wrócą do domu, a osoby, które dzięki wojnie chcą zrobić karierę w armii wcale tego nie kryją.
Nic dziwnego, że reżyser 84C szybko został wchłonięty przez mainstream, bo udowodnił swoim wietnamskim filmem, że zna się na rzeczy. Przy małym budżecie i z wynikającymi z tego faktu ograniczeniami stworzył film, który w pełni przybliża koszmar, jakim dla „amerykańskich chłopców” było zetknięcie z Wietnamem. Próżno szukać w nim jakichś większych niedoróbek i szybko zostajemy kupieni klimatem. No może filmowe zarośla bardziej przypominają lasy w Południowej Kalifornii, gdzie całość została nakręcona, niż egzotyczny Wietnam, ale to naprawdę drobiazg w porównaniu do wrażenia filmowego realizmu eksponowanego przez dokumentalny sposób kręcenia.
Nie zawiedli też na szczęście aktorzy. Oczywiście trudno mówić o oskarowych kreacjach, ale takie były tu niepotrzebne. Uzbrojeni w ekwipunek i z polotem napisane dialogi zrobili swoje, stając się oddziałem w środku wojennego piekła wprowadzonego barwnym zarysowaniem żołnierskiego życia w odległym od ojczyzny kraju.
Ocena Końcowa
9
wg Q-skali
Podsumowanie : Wojna w Wietnamie. Operator filmowy towarzyszy oddziałowi żołnierzy wyruszających na zwiad. Jeden z pierwszych found footage'y. Wart obejrzenia nie tylko z tego powodu.
Podziel się tym artykułem:
Jeden komentarz
Pingback: Blair Witch 2016. Recenzja sequelu Blair Witch Project.