×

Panzehir aka Antidote

Tej jesieni naoglądałem się tureckiego kina więcej niż przez całe życie. I choć może nie zawsze były to jakieś wybitne produkcje, to zdaje się, że Turcy postanowili spróbować swoich sił w kinie gatunkowym i ruszyć z nim w świat. Czy rozrywka rodem spod Ankary ma szansę powalczyć z amerykańskim kinem rozrywkowym?

Nonono, Asiek byłaby ze mnie dumna. Lid z tezą zawartą w pytaniu, teraz tylko na nie odpowiedzieć! 🙂

Film, o którym dzisiaj znalazł się na mojej liście Do obejrzenia ze względu na bardzo mocno zachęcający zwiastun. Jednak, jak to często w takich przypadkach bywa, sam film już nie sprostał wygórowanym oczekiwaniom. Trochę szkoda, bo potencjał naprawdę był.

Bohaterem „Panzehir” jest będący na usługach mafijnej rodziny cyngiel o wdzięcznym pseudo Bestia. To prawdziwa legenda pośród płatnych zabójców. Twardziel, który przeżył kilka zamachów na swoje życie i zawsze dorywał tych, na których otrzymał zlecenie. Krwawa profesja jednak ustępuje miejsca miłości – koleżka zakochuje się w niewidomej pianistce i dla niej chce rzucić zabijanie. Szef, który był dla niego niczym ojciec, wydaje się, że nie ma nic przeciwko. Szybko jednak okazuje się, że za plecami naszego bohatera wprowadza w życie przewrotny plan, którego realizacja sprawi, że całkowicie pozbędzie się przestępczej konkurencji.

Widać wyraźnie dwie rzeczy. 1. Nie ma w tej fabule niczego odkrywczego. 2. Reżyser filmu naoglądał się „The Killer” Johna Woo. Ani jedno, ani drugie nie przekreśla oczywiście jeszcze wysiłków w kierunku zadowolenia widza, ale wszystko zależy już tylko od realizacji. A ta ma swoje dobre, jak i złe strony.

„Panzehir” to film mocno wystylizowany. Można, a nawet trzeba śmiało powiedzieć, że przestylizowany. Alper Caglar – pan, który go napisał i wyreżyserował – naoglądał się nie tylko filmów Woo, ale przede wszystkim dzieł Sergio Leone, które są tutaj cytowane wprost, bo i trudno to nawet próbować ukrywać. Stylistyka klasycznego filmu gangsterskiego oraz westernu pomieszana została z komiksowymi kadrami rodem z „Sin City” i niestety film padł ofiarą niebezpieczeństwa, na które sam się skazał. Ten sposób filmowania i opowiadania historii jest ciągłym balansowaniem na krawędzi autoparodii. Nie można tego zrobić strasznie poważnie, ani za śmiesznie – trzeba znaleźć złoty środek. I to do końca się nie udało. Naprawdę fajne momenty przeplatały się za często z uciążliwą myślą „no tak, czego się spodziewać po tureckim kinie”.

Ale trzeba oddać sprawiedliwość, że i tak można być pod wrażeniem tego, co wyszło. A gdyby poprawić naprawdę niewiele efekt byłby jeszcze lepszy. Największy zarzut to strzelaniny i wszelkiej maści naparzanki. Szczególnie te pierwsze aż prosiły się o jakąś choreografię. Bo niestety wygląda to tak, że oprychy strzelają byle gdzie, byle dużo, a bohater wychodzi zza drzewa i kilkoma wyłącznie celnymi strzałami załatwia stojących w bezruchu przeciwników. Film w drugich planach został też bardzo słabo zagrany przez – wygląda na to – weteranów telewizyjnych tasiemców. Wyjątkowo w oczy rzucał się kontrast między naprawdę fajnie nakręconym kinem, a telewizyjną prowizorką. Dlatego z lekkim bólem serca zostawiam „Panzehirowi” 6/10, a Was z sympatyczną nutką z filmu (choć w innej wersji).

(1818)

PS. Byłbym zapomniał! Nie, na razie rozrywka spod Ankary nie ma szans, by powalczyć z amerykańskim kinem rozrywkowym!

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004