Dobra, tak tłukę te recenzje przeciętnych festiwalowych filmów, a przecież byłem też na seansach bardzo fajnych, ocierających się o maksymalną ocenę. Niestety, było ich dużo mniej. Jednym z nich była wizyta na filmie z tytułu wpisu.
Film samograj, który naprawdę ciężko było spieprzyć. I rzeczywiście, dwójka studentów szkoły filmowej nie zdołała niczego zepsuć, choć – z drugiej strony – wystarczyło włączyć kamerę i to wszystko.
Pomysł na dokument przyniosło samo życie. Młoda Bawarka zakochała się w studiującym w Niemczech Tamilu. Długo ukrywali swój związek aż tu pewnego dnia chłopak otrzymał telefon od rodziców, którzy oznajmili, że znaleźli mu fajną narzeczoną i ma wracać się żenić. Co było robić. Przyznał się, że ma już dziewczynę, a wkrótce leciał samolotem do Indii, by przedstawić ją rodzicom.
Jak przyznała obecna na seansie reżyserka/główna bohaterka – początkowo nie miała zamiaru kręcić tego filmu. Jednak wystraszona perspektywą podróży do dalekiego kraju w celu poznania rodziców swojego wybranka, poprosiła kolegów z roku, żeby towarzyszyli jej z kamerą. I tak się to wszystko zaczęło.
A skończyło szczerze zabawnym filmem o kulturowych różnicach i próbie ich przełamania. Trudnej próbie, ale zawsze traktowanej z uśmiechem, niezależnie od sytuacji. A ta się zagęszcza, gdy przyszłych swatów wybierają się poznać również rodzice dziewczyny.
Nie mam zielonego pojęcia, czy dla tamilskich widzów „Amma & Appa” również byłby tak zabawny, ale dla nas to źródło nieustającej wesołości, bo łatwo nam wczuć się w rolę bawarskich bohaterów filmu wybierających się w podróż w nieznane. I siłą rzeczy identyfikujemy się właśnie z nimi, zabierającymi ze sobą garść stereotypów o Indiach, by na miejscu okazało się, że wcale aż tak bardzo nie mijały się one z prawdą. Jednak z uśmiechem i cierpliwością rodzice narzeczonej robią wszystko, by nie dać po sobie poznać, że czasem pewnie chętnie potrząsnęliby przywiązanych do swojej tradycji Indusów. Ale i oni starają się podejść do sprawy jak najbardziej tolerancyjnie się da. Cóż, sytuacja nie jest tu łatwa dla nikogo, co tym bardziej wpływa in plus na film, który ogląda się z nieschodzącym z twarzy uśmiechem.
Niekwestionowaną królową filmu jest Matka Tamilka, która zawsze mówi to, co myśli i nie ma żadnych oporów przed podzieleniem się swoją opinią z resztą. A głównie z synem, który nim skończy się film nasłucha się wiele razy, jak to jest niewdzięczny. 9/10
(1795)
Podziel się tym artykułem: