Nie wiem co biorą twórcy opisów festiwalowych filmów, ale zrobienie z „Parkingu” „zwariowanej komedii” zakrawa na absurd. Nieco mniejszym jest zaś wspomnienie o walce z przebiegłym kotem, która z zapowiadanych w opisie rozmiarów kurczy się do dwóch scen. No ale dobra, to festiwal, więc pewnie i opisy muszą mieć festiwalowy posmak kina niedostępnego gdzie indziej.
Węgierski „Parking” to taka trochę wariacja na temat „Chłopców z Placu Broni”. Bardzo trochę nawet, choć kilka rzeczy się zgadza. Jest plac, na którym mieści się tytułowy parking, jest jego właściciel, który do obrony tego co jego gotów jest do największych poświęceń, no i jest palant. To znaczy taki elegancik w gajerku, właściciel wychuchanego Forda Mustanga. Zarzewiem konfliktu staje się miejsce parkingowe, które elegancik chce wykupić, a którego właściciel nie chce mu sprzedać. Od tej pory obaj zaczną robić wszystko, by wyszło na ich.
Tematyka rzeczywiście dobra na zwariowaną komedię, ale zwariowanej komedii tu niewiele. W zasadzie prawie nic. Jest sporo weselszych momentów, ale zdecydowanie daleko im do zwariowanej komedii. „Parking” to opowieść o ludziach i to oni są głównym tematem filmu. Dwie różne postawy życiowe bohaterów (Nikt mi nie będzie mówić co mam robić kontra Wszyscy robią to, co im każę) sprawiają, że między nimi ciągle iskrzy, a reżyser ma okazję do opowiedzenia o… właściwie to nie wiem o czym. Żadnego większego przesłania nie odkryłem. Choć to nic złego, nie każdy film musi mieć przesłanie.
Przed seansem reżyser wspomniał, że zawsze marzył o Fordzie Mustangu i to widać w jego filmie. Tak ładnie sfilmował ów samochód, że można przypuszczać, że każdemu pojawieniu się furki na planie towarzyszyło jego podniecenie. Po zdjęciach widać też inspirację kinem Michaela Baya, ale to nie zarzut – wręcz przeciwnie. Filmowany z dołu plan i postaci naprawdę wyglądają na ekranie wyjątkowo.
Ładne zdjęcia, sympatyczny, milczący bohater, wyrazisty badgaj, błyszczące w słońcu kultowe auto i świetny pomysł z zaparzaczem to kawy – dla mnie to trochę za mało i lekko zacząłem się nudzić bliżej końca. 6/10, ale najmocniejsze z szóstek do tej pory.
(1797)
Podziel się tym artykułem: