×

Uwaga, Pirat!

Nasza historia zaczyna się banalnie. Wsiedliśmy z rodzicami do Fiata Punto i pognaliśmy na obiad do miejscowej greckiej knajpy (prawie cztery gwiazdki na Gastronautach, ale sałatkę grecką mają do dupy; reszta dań dobra). Kierował ojciec, a przed nami było kilkanaście kilometrów, głównie leśnymi drogami. Padał deszcz i było ślisko. Nagle, na jednej z takich leśnych, śliskich i wąskich dróg, usłyszeliśmy klakson jadącego za nami samochodu. Nie było wiele widać, okna zaparowane i zalane strugami deszczu. Jakiś narwaniec, który spieszy się do domu i pali się do wyprzedzania z niedozwoloną prędkością na niebezpiecznie śliskiej i wąskiej trasie. Wielu takich na naszych drogach, znacie ich na pewno. Ojciec zrobił mu miejsce, a chwilę potem kierowca ww. samochodu zaczął nas wyprzedzać i, gdy tylko był przed nami, dał celowo po hamulcach. Co mógł zrobić dużej Renówce zwykły Punciak? Niewiele, jak się za chwilę okazało.

Matka zdążyła tylko powiedzieć: „No tak myślałam”, a ojciec wcisnął hamulec. Niewiele dało się zrobić. Siła poślizgu załatwiła to, czego na suchej drodze przy 50 km/h dałoby się pewnie uniknąć, choć niekoniecznie.

Standardowa walka kogutów potrwała kilka następnych sekund. Z samochodów wyskoczyło sześć osób (my plus kierowca drugiego auta, cwana gapa synalek i jego cwana gapa ojciec) i popłynął strumień bluzgów. „Co robisz, idioto?! Dlaczego specjalnie zahamowałeś, przecież mogłeś nas zabić!”. „Jechałeś środkiem drogi, palancie!”. „Normalny jesteś? Masz w ogóle choć trochę rozumu w tym pustym łbie?”. „Ty chamie jeden, a kto nam pokazał faka, gdy wyprzedzaliśmy?” – słyszymy dziwne pytanie o niemiłą, przyznaję, błahostkę, która – jak się domyślam – miałaby usprawiedliwić kierowcę Renówki z próby nas zabicia. Itd. itp. z udziałem kilku kurw i chujów, zwyczajowo, żeby nie było, że Wersal. „Zadzwonię zaraz po policję i zobaczymy, kto będzie palantem” – pomyślicie pewno, że to nasz tekst, ale nie. Wyskoczyli z nim tatuś i jego nabuzowany adrenaliną synek, którego tylko uśmiech zdradzał, że właśnie dotarło do niego, że zachował się jak idiota, ale będzie bronił swojej niewinności, bo przecież się nie przyzna. Zgodziliśmy się, niech dzwonią.

Oczekiwanie na policję w środku lasu w okolicach Żerkowic nie jest proste. Minęło 10, 15 minut i zaczęliśmy się zastanawiać, czy aby na pewno nasi rywale zadzwonili po policję – dzwonili z samochodu, nie słyszeliśmy. A może po jakichś kolesi, którzy przyjadą i nam nastukają? Nie było co czekać. Telefon na policję i się wyjaśniło. Tak, przyjęli zgłoszenie o kolizji drogowej, ale nie mają w tej chwili radiowozu i muszą czekać aż z miasta wróci patrol…

Deszcz leje, adrenalina buzuje, asfalt paruje, policji nie ma. Nuda. Trzeba się jeszcze trochę pokłócić – rusza druga fala niewybrednych bluzgów w obie strony i do akcji wkracza Asiek pytając młodego kierowcę konkurującego samochodu, czy ma choć trochę rozumu w głowie? Odpowiedź powala – słyszymy, że na drogę wybiegł mu lis i musiał gwałtownie hamować. Nie wie jeszcze, że lepiej by było, gdyby nic nie mówił. Asiek zaczyna kpić, ja pytam, czy może czasem jeszcze za lisem nie biegła sarna i niedźwiedź. Nie wiemy jeszcze, że lepiej siedzieć cicho. Ojciec kierowcy śmieje się pod nosem na nasze oburzenie i kwituje: I tak będzie to wasza wina. Mama coś jeszcze krzyczy, że wszystko opisze dziennikarka z Warszawy! ale uspokajam ją, żeby nie gadała głupot. Tatusiek cwana gapa przypomina faka mojego ojca, a Asiek żarliwie go broni. Że wymyśla, żeby się puknął, jak śmie oskarżać! Jak nie lis to fak! Nie było żadnego lisa i nie było żadnego faka!

Wtem.

Przyjeżdża policja i zaczynają się zeznania obu stron. W miarę spokojne. Policjanci trzymają fason, uspokajają, wzywają do dmuchania w balonik. Trzeźwość. Oglądają obydwa samochody. Renówka nie ma prawie śladu na tylnym zderzaku, Punciak cały przód wgnieciony – klapa, zderzak do wymiany. „My to rozumiemy” stają szeptem po naszej stronie mundurowi, ale prawo jest nieubłagane. Z tego co widzą – sprawa jest jasna. Kolizję spowodowaliśmy my, wjeżdżając na samochód przed nami. My płacimy mandat, dostajemy punkty, klepiemy maskę na swój koszt. Możemy mandatu nie przyjąć, iść do sądu, zeznawać. Pocieszają, że skoro Asiek nie jest prawnie z rodziny, to może być w tym procesie ważną osobą postronną. „Nie popuścimy!” krzyczy Asiek. Mnie szlag trafia. „Czyli teraz kupuję jakiegoś rzęcha, wyjeżdżam na ulicę i hamuję gwałtownie przed innymi samochodami – ich kierowcy będą mieli problem, nie ja?” – pytam. „Wiele osób tak robi” smuci się policjant z miną „nic się nie da zrobić”. Obsada Renówki triumfuje – nie zaczynajcie z takimi kozakami jak my. Uprzedzaliśmy. Młody dorzuca jeszcze: „Trzeba se było kupić kamerkę samochodową, są za dwie stówy w Tesco”.

Policjanci ruszają do radiowozu pospisywać papierki. Stoimy z Aśkiem na deszczu i rzucamy kurwami bezsilności. Nagle podchodzi młodszy policjant i z uśmiechem informuje: „Ale zaraz, kolega przypomniał mi właśnie, że kierowca drugiego samochodu twierdził, że na drogę wybiegł mu lis i musiał gwałtownie hamować. To diametralnie zmienia postać rzeczy. Nie wolno tak robić, teraz wina leży po jego stronie”. Rusza do Renówki, prosi młodego, prowadzi do radiowozu. Mijają minuty. Gdy kończą procedury, Renówka jak niepyszna odjeżdża z miejsca zbrodni.

Dowiadujemy się jeszcze, co robić, żeby ubezpieczyciel naszych nowych znajomych pokrył koszt naprawy naszego samochodu, żegnamy się z całkiem sympatycznymi panami policjantami bez mandatu i punktów karnych i cieszymy się z naszego szczęścia – gdyby młody nie wymyślił lisa i nie brnął w to tłumaczenie – bylibyśmy w ciemnej dupie. Nie szkodzi, że idiota zajechał nam drogę i celowo dał po hamulcach. Dowody mówiły co innego.

Docieramy w końcu do greckiej knajpy. Aśce musaka staje w gardle, gdy pytam ojca:
– Ale pokazałeś im w końcu tego faka, czy nie?
– No jasne, że pokazałem.
– A ja tatę tak broniłam! 

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004