×

Hall Pass, Lincz, Stake Land

Wstęp standardowy: no to szybciorem w dwóch słowach, bo nie mam czasu…

Bez smyczy [Hall Pass]

Żony postanawiają dać swoim napalonym na każdą dziurę po sęku mężom tydzień wolnego od małżeństwa. Podstarzałe chłopaki mogą bez konsekwencji robić to, co im się żywnie podoba.

Kolejna komedia braci Farrellych, których choć lubię, to po obejrzeniu zwiastuna tego filmu szans mu żadnych nie dawałem. Okazało się jednak, że rację bytu w tym przypadku ma teoria mówiąca o tym, że ostatnio im słabszy trailer tym lepszy film. Sam tę teorię przed chwilą wymyśliłem…

No i w sumie zdziwiony jestem, że „Hall Pass” mi się podobało, choc nie powinienem się dziwić skoro humor braci mi odpowiada. Nie w każdym wydaniu, ale przeważnie tak. Przy czym potwierdziła się kolejna prawidłowość – mnie akurat podobają się te ich filmy, które innym podobają się mniej. I tak „Sposobu na blondynkę” nie lubię, a „Kręglogłowych” uważam za super film. No i tu podobnie. „Hall Pass” przepadł u widzów i krytyków (o ile w ogóle ci drudzy się tym filmem zainteresowali) dostając jak najgorsze noty, a ja tego zupełnie nie rozumiem. I choćby też dla chęci podwyższenia jego ogólnej oceny daję mu 8/10.

Przy okazji warto zauważyć, że jak na film braci to ten jest wyjątkowo mało niesmaczny, a i tak ludzie kręcą nosem. Nie dogodzisz.

Mnie się podobało. Uśmiałem się, niesmaczności mi nie przeszkadzały, tak samo jak przewidywalność, którą można by też przy odrobinie dobrej woli nazwać morałem. Śmieszna komedia z morałem? Kupuję.

***

Lincz

Nie wszystko, co wygląda jak „Dług” jest „Długiem”. „Linczowi” porównywanemu do „Długu” tak naprawdę lata świetlne do filmu Krauzego. Poza tematem i nafaktachopartością cała reszta pod względem warsztatowym jest o klasę niżej. Choć „Lincz” mimo to jest dobrym filmem, który wyróżnia się na tle innych polskich produkcji. 7/10.

Historia, którą podobno żyła cała Polska (ja nie żyłem, ale nie wiem, czy jestem dobrą polską próbą). Oto sąsiad terroryzuje mieszkańców małego miasteczka w Polsce C. Policja nic nie może z nim zrobić, a mieszkańcy postanawiają wziąć sprawę w swoje ręce.

Kameralny film o zbrodni, którego siłą jest to, że stawia pytania, na które widz może sobie wedle własnego sumienia odpowiedzieć. I żadna odpowiedź nie będzie dobra. Natomiast słabością filmu jest jego wykonanie zahaczające o teatr telewizji. Marne sceny przemocy, sceny sądowe jeszcze marniejsze… ot takie prześlizgnięcie się po dobrym temacie byle tylko nic nie spieprzyć.

Spokojnie można poczekać na seans w telewizji.

***

Stake Land

Największe horrorowe objawienie minionych miesięcy. Film, który szturmem wziął każdy festiwal, na którym go pokazywano. I słusznie, bo to kawałek dobrego kina. W końcu film, w którym w pierwszych minutach zjadają noworodka nie może być zły…

Aczkolwiek wszelkie ochy i achy są tu bez dwóch zdań przesadzone. „Stake Land” za bardzo przypomina produkcje takie jak „The Road” czy „I Am Legend„, żeby można o nim mówić w kategoriach sensacji i nowości. I choć od pierdoły ze Smithem jest lepszy, to już „The Road” podobał mi się bardziej. Bardziej przemówiła do mnie beznadziejność całej sytuacji w „The Road” niż zbaczanie z beznadziejności w stronę krwawej jatki w „Stake Land”.

Amerykę niszczy kryzys, a pozostałe resztki dogryzają wampiry. Smród, brud i ubóstwo, a wśród tego wszystkiego niejaki Mister, megapogromca wampirów i młody Martin terminujący u niego sztukę rozprawiania się z krwiopijcami. Jak w każdym szanującym się filmie o apokalipsie dwójka ta wędruje przed siebie w poszukiwanego mitycznego raju. Po drodze zmierzyć się będą musieli nie tylko z wampirami, ale też z chrześcijańskimi redneckami, którzy są prawdziwymi badguyami tego filmu.

Powstały za jak mniemam niewielkie pieniądze film pozbawiony gwiazd (no jest Kelly McGillis i Danielle Harris, ale co to za gwiazdy) czerpie swoją siłę z bardzo dobrego wykonania determinowanego wyobraźnią, a nie nieograniczoną rzeką dolarów. Świat przedstawiony w tym filmie wygląda bardzo realnie i raczej nikt nie chciałby się w nim znaleźć. Co nie znaczy, że pozbawiony jest dość tandetnych rozwiązań w warstwie fabularnej. Myślę, że zasługiwał na coś lepszego w końcówce, ale i tak 8/10.
(1181)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004