×

„Niebiańska Przepowiednia” [„The Celestine Prophecy”]

John Woodson, nauczyciel historii w szkole podstawowej, zostaje zwolniony z pracy. Tego samego dnia spotyka dawną przyjaciółkę, która opowiada mu o tajemniczych zwojach odkrytych w Peru, zawierających pewną Przepowiednię. Zaintrygowany nią John wyrusza w podróż do Peru.

Cóż za piramidalna bzdura po prostu. Ekranizacja książki Jamesa Redfielda, która to książka swego czasu przyniosła mu spory rozgłos. Tak duży, że nawet u mnie w domu się znalazła. I tutaj śmieszna sprawa. Szukałem wczoraj w internecie, w jaki sposób przetłumaczono w niej kilka rzeczy a że nie znalazłem, to dałem spokój i zaufałem własnej wewnętrznej energii hehe. Wiedziałem, że mam w domu jakąś książkę pana Redfielda, ale nie sądziłem, że własnie tę. No i patrzę przed chwilą na półką a tam jak byk „Niebiańskie proroctwo”… Człowiek za bardzo wierzy w internet, choć nie powinien. Tak czy siak książka leży własnie koło mnie i czytam sobie na niej, że: „J. Redfield żyje i pracuje na Południu Stanów Zjednoczonych. Poza pisarstwem zajmuje się astrologią i psychologią. Wydaje biuletyn The Celestine Journal, gdzie publikuje refleksje i doświadczenia z pracy nad odrodzeniem duchowym. Gdy pierwsze wydanie Niebiańskiego proroctwa znalazło się w małej prowincjonalnej księgarni, poruszyło serca i umysły czytelników, którzy podawali sobie tę książkę z rak do rąk. Dalszy ciąg, nad którym autor pracuje, będzie poświęcony dziesiątemu wtajemniczeniu”. No cóż, mojego serca „Niebiańska przepowiednia” w wersji filmowej nie poruszyła. Muszę jednak przyznać, że umysł tak, bo dawno już takich bzdur nie oglądał. Być może człowiekiem małej wiary jestem i prostym chłopem ze wsi, ale litości…

– Złącz tak palce. Widzisz coś?
– Nie.
– Patrz uważnie. Widzisz coś?
– Nie.
– Musisz widzieć, bo tam coś jest.
– Nie ma, nie widzę.
– Skup się.
– O rzeczywiście! Widzę! Dymek!
– A teraz spójrz na filodendron.
– Ojej, jakie to piękne.

Film oparty na wierze w to, że między placami widać dymek, nie może być filmem dobrym. Przyznaję. Wpatrywałem się w przestrzeń między moimi palcami, ale niczego nie dostrzegłem.

Nie no. Film nie podobał mi się zupełnie. To istny stek bzdur i pseudofilozoficznej paplaniny o ewolucji człowieczeństwa w stronę nowego świata. Film o odkrywaniu banałów o przekazywaniu sobie nawzajem wewnętrznej energii i sposobach kontroli nad takową. Nie kupuję tego, nie ma szans.

Szkoda zmarnowanej taśmy filmowej, szczególnie że film zaczyna się intrygująco i dopóki motywem przewodnim nie staje się tajemniczy dymek między palcami, to jest dość ciekawie. Obsada przyzwoita (a wśród aktorów Sara z „Prison Break”), temat który potrafi zaciekawić, ładne widoki amazońskiej dżungli… no, a potem promieniujący na wszystko dookoła filodendron wymieniający się energią z jedną z bohaterek. Nie mówiąc o idiotycznej końcówce, w której bohaterowie pojawiają się z niebytu niczym ninja. 2(6)

PS. Jedna, jedyna rzecz rozwaliła mnie w tym filmie dość skutecznie i śmiałem się przez dłuższy czas. Była to jedna linijka dialogu, która śmieszna stała się nie dzięki umiejętnościom scenarzysty, ale dzięki ostatnim wyborom w Polsce. Oto ta linijka:

„Nie będzie ruin, nie będzie dziewiątego zwoju, nie będzie niczego!”

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004