×

DZIEŃ ŚWISTAKA

„Pojechałem kiedyś na Wyspy Dziewicze. Poznałem tam dziewczynę. Zjedliśmy homara, piliśmy pińa coladę, a o zachodzie słońca kochaliśmy się jak foki. Miło spędziliśmy ten dzień. Dlaczego tego dnia w kółko nie przeżywam?”

Znając moje (nie)szczęście, to w związku z tym, że dzień taki, jak ten z cytatu, dzisiaj mi się nie przytrafił, to całkiem możliwe, że mam spore szanse na zapętlenie się w tym, powoli kończącym się dniu drugiego.2.2006.

Z jednej strony nie był to dzień taki zły (a kto wie, może się jeszcze coś ciekawego przydarzy) i lepszy taki niż, na przykład ten, gdy miałem jakieś trzy lata i kopiąc piłkę złamałem sobie udo, ale też nie działo się w nim nic szczególnego. Jak zwykle zresztą. Jednak ze strony drugiej, gdybym teraz przez dłuższy czas był zmuszony dzień po dniu pisać wzruszające metafory na temat Odysei (Word mi kazał z dużej litery napisać) puszki Coca-Coli, to chyba by mnie trochę szlag trafił.

Tak, tak. Siedzę i piszę dalej swoją pracę magisterską. Dzisiaj wzniosłem się na wyżyny narracji i we wzruszający sposób, opisałem przygody czerwonej puszki coli w bezdennie nudnym filmie „The Door in the Floor”. Tym samym udało mi się skończyć rozdział numer 4 i jeśli nie będzie żadnych sprzeciwów, to powoli mogę się zabierać za rozmyślanie nad drukowaniem całości. Rozdział ma 26 stron, czyli w sumie nadziobałem już 102 strony. Szybko poszło.

Zostało jeszcze parę rzeczy do zrobienia, ale to szczegóły. Wstęp napisać, zakończenie, spis treści, bibliografię, no i wzbogacić ten „interesujący” pierwszy rozdział dodatkowymi przypisami. Tak mi się teraz w kontekście tego cytatu z Promotorki, przypomniał nie wiem czy to dowcip, czy cytat z filmu, czy może z jakiegoś posta na Bocznicy. Chyba z tego ostatniego. W każdym bądź razie rozmawiają kobieta i mężczyzna i ta pierwsza pyta:
– Powiedz, jestem piękna?
Na co on odpowiada:
– Masz interesującą twarz.
Na tej samej zasadzie myślę, że ten mój pierwszy rozdział jest „interesujący”.

Tak czy siak dopieścić w przypisy go trzeba i chyba poświęcę dzisiaj trochę czasu na to niewątpliwie „interesujące” zajęcie. Jedna z koleżanek po „pisaniomagisterskiej” męce, podesłała mi parę stron zeskanowanych z różnych książek, których jeszcze w mojej bibliografii nie ma więc mam z czego korzystać. Dodatkowo jakieś tam książki zerżnę perfidnie z innych prac i będą przypisy jak ta lala.

Tym samym wygląda na to, że całą magisterkę napiszę posiadając w domu zaledwie trzy normalne książki, plus jedną w pdf’ach. W zasadzie to jestem z siebie dumny (choć po przeczytaniu rozdziałów 2 i 3 załamałem ręce nad ich koszmarnym stylem – wstydziłbym się je na bloga wrzucić), bo mimo tej niechęci do szperania za książkami po bibliotekach, praktycznie cała moja magisterka, napisana jest tylko i wyłącznie moimi słowami. Ach, ach. Przypomniała mi się podstawówka. Pisaliśmy kiedyś klasówkę z chemii. Kumpel ściągał ode mnie, ale miał przykazane żeby nie przepisywać słowo w słowo. Po klasówce zapytałem go:
– No i jak? Zmieniałeś odpowiedzi?
Na co on odparł:
– Oczywiście. Jak ty miałeś „W szklanej menzurce”, to ja pisałem „w menzurce”.

Na szczęście nie do końca oddaje to całkowity obraz mojej pracy. Ba, powiedziałbym nawet, że mimo wszystko jest to obraz przekłamany – wszak w czym jak w czym, ale w przepisywaniu po swojemu różnych rzeczy, to chyba jestem dobry. Na próbnej maturze z historii kumpel pisał ze ściągi, a ja pisałem z jego pracy. On dostał 4, a ja 5. Czego i tym razem sobie życzę.

Najpierw jednak trza poczekać na to, czy Pani Promotor nie będzie miała jakiegoś „ale”. Lepiej żeby nie miała, bo czasu nie przybywa!

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004