×

WIELKI OGIEŃ

Akcja planowana była już od wczoraj. Wiedziałem, że lekko nie będzie, dlatego też układałem sobie w spokoju w głowie plan działania, który miał swoje dziury, ale z grubsza dawał nadzieję na to, że skutki ognia zminimalizowane zostaną do… yyy… minimum (można coś zminimalizować do minimum?). Wszystko miało się wyjaśnić dzisiaj, lecz niestety nie wszystko poszło tak jakbym sobie tego życzył, a ogień okazał się żywiołem ciężkim do okiełznania. Mogło być co prawda gorzej, ale lepiej też mogło być. A było tak:

Postanowiłem urządzić sobie ognisko na podwórku za domem. Miałem do spalenia tony makulatury powstałej z chomikowanych przez lata listów zamkniętych w szafce i kilkunastu zdjęć, któe tymbardziej powinny zostać zniszczone (uprasza się UOP o niepanikowanie i nie przysyłanie mi do domu swoich agentów). Listów były dwie papierowe torebki, a kiedy po wywaleniu 1/4 z nich z kopert i pomięciu ich, okazało się, że jest już cała reklamówka makulatury, z resztą miałem improwizować na miejscu. Plan był taki, że zrobię miniaturowy piec, który zapobiegnie fruwaniu papierowego popiołu po całym podwórku. W końcu na co mi „Lista Schindlera 2”. Piec miałem zrobić z kartonowego pudła. Tak więc miałem reklamówkę listów, stos listów niepomiętych, oraz plan działania. Przyszło dzisiaj.

Generalnie ideą pieca jest to, aby zbudowany on został z materiałów niepalnych. No mój plan przewidywał materiał zdecydowanie palny, ale liczyłem na to, że ścianki takiegopieca nie sięgną ogniska w środku zamkniętego. Tyle tylko, że nie mogłem znaleźć pudła odpowiedniej wielkości, a to które znalazłem nie dawało gwarancji powodzenia planu, według którego najpierw miałem spalić we wnętrzu reklamówkę, a potem dorzucać pojedyncze listy. Postanowiłem więc zmodyfikować plan i zacząć od palenie pojedynczych zmiętych kartek. Ustawiłem karton w palenisku, do środka wrzuciłem kilka kartek, polałem je dla efektu rozpuszczalnikiem i podpaliłem.

Zajęły się wyjątkowo sprawnie, wszak to papier. Spokojnie sobie płonęły w środku, a ja dorzucałem następne. I byłoby dobrze gdyby płonące kartki nie fruwały sobie wewnątrz mojego pieca, tylko paliły się spokojnie w środku. Niestety, one jakoś nie chciały mnie słuchać w wyniku czego szybko zajął się spód kartonowego pieca. Palił się on spokojnie i bez nerwów, ale jednak nie tak miało być. Ruszyłem więc do gaszenia kartonowego pudła, które doprawdy tliło się zaledwie, ale zgasić się nie dało. W czasie gaszenia listy wewnątrz spłonęły doszczętnie, popiół pozbawiony ograniczenia rozfrunął się na wietrze po podwórku, a ja się oparzyłem, bo nie uważałem. No, ale przynajmniej karton się nie spalił.

W tym momencie wiedziałem już, że plan nie wypalił (no własciwie wypalił, ale nie tak, jak chciałem) i przez chwilę byłem w kropce (pozdrawiam Kropeczko 🙂 ). Postanowiłem jednak iść nomen omen na żywioł. Ustawiłem kartonowy piec jeszcze raz, ale tym razem już się na nic nie oglądałem. Zacząłem palić w nim kartkę po kartce, a gdy karton znów się zajął ogniem, postanowiłem nie kombinować, a tylko wrzucić do środka całą reklamówkę z makulaturą. No i w tym momencie pojawił się tytułowy wielki ogień, całkowicie jednak kontrolowany przeze mnie. Podsyciłem go resztą listów i pojedynczo dorzucanymi zdjęciami, co do których chciałem mieć pewność, że spłoną.

Dwie minuty później było po zabawie. Ognisko złożone z kartonu i listów zaczęło dogasać, a ja dziękowałem losowi, że wiatr ustał i papierowy popiół spokojnie tkwił na swoim miejscu. Szczęście dopisywało na tyle, że spokojnie załadowałem popiołem pierwszą z przygotowanych reklamówek i wyniosłem ją do kosza. Następnie wróciłem, pogrzebałem patykiem w pogorzelisku i okazało się, że nie wszystkie listy pożarł ogień. Kolejne skroplenie rozpuszczalnikiem i podpalona zapałka zrobiły swoje. Chwilę potem było po zabawie, aczkolwiek tym razem nie obyło się bez kurwowania na fruwające tu i ówdzie farfocle. No, ale mogło być dużo gorzej.

No i w efekcie miałem dwie reklamówki sfajczonej korespondencji, usyfione w granicach przyzwoitości podwórko, no i kilkukilobajtową notkę o ognisku. Hehe, żałosne 😉

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004