Moi drodzy, dzisiaj opowiem Wam o tym, dlaczego wybierając się na seans filmu Towarzysz nie warto o nim wiedzieć nic. I nie będzie to zwykła w takim przypadku historia z gatunku: bo warto się dać ponieść temu filmowi pełnemu zaskakujących zwrotów akcji, których lepiej sobie wcześniej nie zaspoilerować. Recenzja filmu Towarzysz.
O czym jest film Towarzysz
Zakochani w sobie Josh (Jack Quaid) i Iris (Sophie Thatcher) wybierają się na spotkanie ze wspólnymi znajomymi. W luksusowym domu na odludziu zamierzają dobrze się bawić, choć nie wszyscy goście lubią Iris i stąd obawa, że zamiast się wyluzować, to dojdzie do scysji. No ale póki co nie jest najgorzej i zabawiani przez bogatego właściciela posiadłości, Siergieja (Rupert Friend), oddają się lenistwu.
Zwiastun filmu Companion
Dlaczego nie warto nic wiedzieć o filmie Towarzysz
Zwykle przy okazji „filmów, o których najlepiej nic nie czytać przed seansem” historia rozwija się tak, że są po prostu tak zaskakujące i często świeże, że jakakolwiek informacja na ich temat może popsuć całą zabawę. Ktoś ci coś przypadkiem bąknie na temat fabuły i już nie będziesz mógł sam rozdziawić japy podczas seansu, bo wiedziałeś, bądź przewidywałeś. I w pewnym sensie Towarzysz również jest takim filmem (za chwilę o ale dotyczącym tego założenia), tyle że nie do końca. A dzieje się tak z prostej przyczyny, że kiedy już ujawnia swój największy zwrot akcji i pomysł na fabułę, potem nie ma już nic równie zaskakującego do zaoferowania i podąża raczej przewidywalnym torem. Napisałbym, że całkowicie przewidywalnym, ale w przypadku tego typu filmów nigdy nie jesteś w stanie odkryć przed czasem wszystkich ich tajemnic. Tak ci się wydaje, bo domyśliłeś się, kto jest mordercą, ale tak nie jest, tylko ci się wydaje.
Recenzja filmu Towarzysz
Dlatego tak, lepiej nic nie wiedzieć przed seansem filmu Drew Hancocka (będą Was przekonywać, że to „film twórców Barbarian”, no ale nie dajcie się nabrać na producenta wykonawczego z nazwiskiem idealnym na plakat), bo jego punkt wyjścia to najmocniejszy i jedyny z tak mocnych atut. Tyle że nawet autorzy tego dzieła kapitulują przed tym must have. Nie bawiąc się w subtelności podpowiadają więc twista już w zwiastunie i podpowiadają twista już na plakacie. Można by przypuszczać, że to dlatego, że nie jest to główna atrakcja filmu i potem znajdziecie ich jeszcze więcej, no ale nie, to główna atrakcja filmu i nic fajniejszego już w nim potem nie znajdziecie.
Bo że pomysł wyjściowy na fabułę jest fajny – nie ulega wątpliwości. Więcej, jest bardzo fajny, tylko jak go dalej ograć? No właśnie autorzy też nie wiedzieli, bo skapitulowali już przy zwiastunie i plakacie. Rozwinęli więc w dość oczywisty sposób ów pomysł, no i tyle. Gdyby nic o filmie nie wiedzieć, na pewno fajniej by się go oglądało. No ale czy to wystarczy, żeby się zachwycać? No nie wystarczy.
Zanim więc po ustaleniu, że nie należy zbyt dużo obiecywać sobie po Towarzyszu przejdę do paru bardzie spoilerowych refleksji, zaznaczę wyraźnie, że ja nigdzie jeszcze nie napisałem, że to zły, czy słaby film. To dobry film. Konkretny, bez przymulania, krwawy tam, gdzie trzeba, wesoły tam, gdzie trzeba. Ogląda się go przyjemnie, czasu nie traci, bohaterów lubi bądź nie lubi, jest tutaj naprawdę dużo plusów. Tyle że ta łatka „filmu, o którym lepiej nic nie wiedzieć” zaostrza apetyt na coś więcej niż tylko: no tak, spodziewałem się. Problem ten jest zresztą szerszy i chyba nie do końca też potrafię go zdiagnozować. Bo na pierwszy rzut oka Towarzysz jest obmyślony do najdrobniejszych szczegółów w postaci choćby dwuznaczności w dialogach, które sprytnie zostały w nie wplecione, ale gdy już wiesz, o czym jest to film, robią wrażenie przekombinowanych. A przynajmniej na mnie robiły takie wrażenie. Na zasadzie: no dobra, rozumiem dwuznaczność, rozumiem paralelę, nie musisz nią epatować!
Ta część recenzji Companion ze spoilerami
No właśnie, ale czy aby na pewno ze spoilerami, skoro już po zwiastunie i plakacie, a także krótkich opisach fabuły, które kojarzę, że się pojawiły, ale może mi się zdawało, wiadomo, że punktem wyjścia filmu Towarzysz jest to, że ukochana Iris jest robotem? Trudno zaspoilerować zaspoilerowane przez jego autorów dzieło, no ale zaznaczyłem spoiler, bo jednak wyjdę ciut poza ten „basic plot”. Co wydaje się więc największym problemem Towarzysza? W opcjach ustawienia głównej bohaterki istnieje możliwość regulacji jej inteligencji. Od 0 do 100%. Kłopot w tym, że autor scenariusza, wspomniany pan Hancock, nie ma wbudowanej w siebie takiej opcji. A co za tym idzie, Iris z ustawieniem inteligencji na 100% nie sprawia wrażenia aż tak inteligentnego stworzenia (ewidentnie coś szwankuje w tej opcji, bo po przestawieniu na 0% bez kłopotu zrozumiała pojęcie „równolegle”). I tego też brakuje samemu filmowi, który w moim odczuciu ma ustawioną inteligencję gdzieś tak na 70%. W sam raz, żeby zrobić przyjemny film i nic więcej.
No i kaman. Żeby posłuszny i ustawiony pod preferencje właściciela android kochał się z nim w staniku? Dobra, wiem, może Josh tak lubi, ale przecież wiadomo, że nie i nie o to w tym chodzi. Florence Pugh by również głośno wyśmiała tę scenę.
(2637)
Ocena Końcowa
6
w skali 1-10
Podsumowanie : Chłopak wyjeżdża z dziewczyną na spotkanie ze znajomymi, wśród których nie wszyscy ją lubią. Fajny pomysł na fabułę, ale jego rozwinięcie, co najwyżej satysfakcjonujące i w większości przewidywalne. Trudno nie odnieść wrażenia, że ogląda się odcinek „Czarnego lustra”, który już się widziało.
Podziel się tym artykułem: