Zanim Netflix wyskoczył ze swoim Idź przodem, bracie, okazało się, że swoje Idź przodem, bracie zrealizował CANAL+. A właściwie to bardziej Reachera, choć od jego drugiego sezonu znacznie to było lepsze. Nazywało się Prosta sprawa i nie miało takiej promocji i prasy jak rozpierducha z Piotrem Witkowskim. A szkoda, bo wszyscy Państwo powinniście to obejrzeć. Recenzja serialu Prosta sprawa. CANAL+
O czym jest serial Prosta sprawa
Bezimienny (Mateusz Damięcki), pogwizdując chwytliwą melodię inspirowaną Ennio Morricone’m i zaśpiewaną potem niczym Edmund Fetting przez Krzysztofa Zalewskiego, pojawia się w Jeleniej Górze dopytując o ulicę Mickiewicza. Chce tam odnaleźć swojego przyjaciela, bo ma do niego sprawę. Tyle że przyjaciel, Prosty (Mateusz Więcławek), zniknął i nie wiadomo, gdzie się podziewa. Pomóc w jego zlokalizowaniu może sympatyczna, choć rozwiązła bufetowa (Anna Karczmarczyk), której Bezimienny wpada w oko. Wkrótce Bezimienny wpadnie w oko komu popadnie, bo okazuje się, że Prostego szuka nie tylko lokalny boss Kazik (Piotr Adamczyk), ale też diaboliczny właściciel tartaku (Zalew), nie do końca poradni Czacha (Mateusz Kmiecik) i Słonik (Maciej Musiał) oraz wiele innych osób o różnej skali złolstwa.
Zwiastun serialu Prosta sprawa
Recenzja serialu Prosta sprawa
Przydaje się jeszcze do czegoś ten Twitter znany teraz jako X, który po przejęciu go przez Elona Muska przestał być tak fajny jak przed przejęciem. No ale paru dobrych ludzi z tłiterka napisało po moich pochwałach pod adresem Idź przodem, bracie, żebym odpalił sobie Prostą sprawę, bo jest równie dobra, a może i nawet lepsza. No to odpaliłem, choć byłem nastawiony do tego serialu sceptycznie już od momentu premiery, z której Żona przyniosła mi dwie stylizowane serialowo czapki z daszkiem (fajne, ale z niepotrzebnym napisem „Prosta sprawa”, a dla mnie to taka sama wiocha jak noszenie na plecach koszulki piłkarskiej zamiast swojego nazwiska/nicka, nazwisko jakiegoś obcego grajka). A byłem tak nastawiony, bo niesmak po Żmijowisku na podstawie powieści Wojciecha Chmielarza był duży, a przecież Prosta sprawa też jest na podstawie powieści tego autora. Swoją drogą nie wiem, jak dużo mają wspólnego książka i serial, bo książki nie czytałem, a w serialu raczej nie epatują nazwiskiem autora książkowej inspiracji i pojawia się ono dopiero na samiutkim końcu napisów.
Och, zupełnie niepotrzebnie zwlekałem z seansem Prostej sprawy, bo jest to, proszę ja Państwa, petarda. Może nie przez cały seans, może momentami dłuższymi lub krótszymi, ale jej podpalony loncik tli się i tli, by co jakiś czas wybuchnąć. Jedynie co, nie potwierdzam, że sceny akcji ma lepsze niż w Idź przodem, bracie, bo nie ma. Poza tym wygrywa z netfliksową konkurencją na pozostałych polach. Nie jakoś bardzo, bo to nie jest ten moment, w którym piszę „petarda”, a potem wystawiam Dziesiątkę, ale dużo mocniej zaangażowałem się w ten właśnie seans. O ile bohaterów Idź było mi wszystko jedno, to tutaj dużo trudniej odłączyć emocje.
Prosta sprawa po raz drugi (a patrząc po datach premier po raz pierwszy) pokazuje, że coś, co dawniej było nie do pomyślenia, potrafi zostać zaoferowane przez polską serialomatografię. Nie aż na taką skalę jak w Idź (porównań do obydwu seriali się nie pozbędziemy), ale również i w produkcji CANAL+ pobrzmiewają echa patentów wypracowanych dla kina przez Johna Woo. Nawet dziecko w słuchawkach podczas strzelaniny jest, choć poza planem. Zresztą tym razem nie odbyło się to na poziomie akcji, a bardziej prostych uczuć szlachetnej obrony niewinnych przez niezbyt szlachetnych obrońców, podbijanych (tych uczuć, a nie tych obrońców) rzewną muzyczką łatwą do zagwizdania. Taką samą robił Morricone dla Sergio Leone (z dupy się ten Bezimienny nie wziął), Komeda dla Hoffmana w Prawie i pięści, a teraz Miro Kepinski dla Cypriana T. Olenckiego. Ten ostatni miał łatwiej, bo nawiązywał, ale fajnie wyszło.
Jest więc wyrazisty bohater (o którym za chwilę okaże się, że napiszę niewiele kosztem rozpisania się o kimś innym), jest efektowne kino akcji, jest oprawa zrealizowana ze świadomością tego, co i jak chciało się pokazać, ale przede wszystkim są tutaj wspaniali złoczyńcy. Nie będę wdawał się w przesadnie wielkie szczegóły, bo lepiej ich sobie tutaj odkryć samemu, ale to, co dzieje się na poziomie szubrawców, wzbudza największy podziw. Potrafią być zarówno odpychający, jak i ujmujący. To pierwszego sortu sadyści i degeneraci, ale pod grubą warstwą tego całego „chono tu, kurwa!” kryje się dużo więcej warstw, które możesz odkryć tylko wtedy, gdy ze wzruszeniem, nostalgią i melancholią wirujesz sobie po parkiecie należącej do ciebie wrotkarni. A kiedy sobie myślisz, że to już wszystko, co do zaoferowania w temacie złoli ma Prosta sprawa, wjeżdżają prawdziwe dziki z kraju, który wybrany do reprezentowania został tu znakomicie. No lepiej się nie dało go wybrać, a wypuszczony wprost na Piotra Adamczyka sprawia, że dzieją się cuda. W ogóle, Piotr Adamczyk to osobna liga, więc wstanę teraz na chwilę i zaklaszczę.
Prosta sprawa to prosty serial opowiadający prostą historię. Zemsty w zasadzie, choć nie do końca. Bardziej honoru. I po raz kolejny udowadnia, że często nie to, co opowiadasz jest ważne, ale to, w jaki sposób o tym opowiedziałeś. Ten serial pewnie widzieliście już wcześniej parę razy pod innym tytułem. Co paradoksalne, choć nie jest to produkcja, o której lepiej nic nie wiedzieć przed seansem, to jednak myślę, że lepiej nie wiedzieć i pozwolić się samemu uwieść przez jego atrakcje. Dlatego też starałem się nie wnikać tu za bardzo w fabułę, bo choć tak, to serial o tym, że są źli do zabicia i jest prawy, który to zrobi, to jakoś tak miło nic nie wiedzieć przed seansem.
Słabych punktów trochę się na pewno znajdzie. Wątek hardej dziennikarki (Magdalena Wieczorek) wypada bladziej, a liczne retrospekcje wybijają z rytmu i można je było lepiej i rzadziej osadzić. Dlatego też parę razy można się wkurzyć, że człowiek wciągnięty w akcję, a tu mu jakieś starocie wyciągają sprzed przybycia Bezimiennego. No ale potem wbijają bad guye i jeśli Kazik i Czacha nie dostaną jakiegoś sitcomowego spin-offu, to będzie to bardzo zmarnowana na to okazja.
Ocena Końcowa
8
w skali 1-10
Podsumowanie : Podążający tropem zaginionego przyjaciela Bezimienny wikła się w wojnę z całym jeleniogórskim półświatkiem przestępczym i nie tylko. Krwiste serialowe kino akcji, które ogląda się jednym tchem przerywanym przez niepotrzebnie zbyt częste retrospekcje. Prosta historia przeciwstawienia się tyranii złych ludzi została tu opowiedziana wartko, brutalnie, ale i z humorem oraz sercem w niespodziewanych miejscach. Piotr Adamczyk mistrz.
Podziel się tym artykułem:
Przydaje się jeszcze do czegoś ten Qblog (chociaż rzadziej są wrzucane recenzje niż kiedyś). Pojawiają się czasami pozytywne recenzję czegoś nad czym się zastanawiałem, ale nie na tyle aby samemu sprawdzić 😉
Dzięki – dodane do watchlisty!
Będziesz pan zadowolony. Albo i nie 🙂
Jak napisałem na FW 5/10 – do połowy nieźle ale potem to już bzdury i ciągłe retrospekcje.
Adamczyk fantastyczny, bijatyki niezłe (czemu kiedyś nasi tak nie umieli? Koszty?), knedlikowe zbóje śmieszno-demoniczne 😉 ale samego serialu niewiele pamiętam mimo obejrzenia go 3 m-ce temu. Znaczy się główną intrygę pamiętam ale reszta przez mgłę.
To chyba niedobrze? Pewnie za dużo masła 🙂
Sprawdziłbym ten „Idź przodem …” ale w październiku, po kilku latach używania, pozbyłem się netflixa i niezbyt mi się chce wracać.
Ano napisałeś na FW. Czytałem i prychnąłem tylko z dezaprobatą 🙂
Jestem w trakcie ogładania. Zachwyciła mnie czołówka. Chyba warto o tym napisać, bo przez lata napisy początkowe czy to w filmach czy serialach wyglądały strasznie prostacko, jak doklejane na siłę. Tymczasem okazuje się, że można to zrobić ładnie, z pomysłem i jeszcze podrzucić świetny utwór pod tło muzyczne. Sam serial spoko, chociaż mocno naciągany. Ten cały Kazik wysługujący się Czachą i Musiałem (Musiał jako mięśniak niezmiennie mnie bawi z tym swoim wzrostem Toma Cruise’a). W sumie ma ze czterech chłopa, ale nie widzi problemu z atakiem na gang motocyklowy, gdzie ich jest ze dwudziestu. Ale ogląda się fajnie, walki nawet spoko, wiadomo że widziałem lepsze, ale szczególnie w polskim kinie widziałem i dużo gorsze.
Owszem, czołówka kozak. Wszystko na swoim miejscu, szczególnie krój pisma, który w 99% wygląda w polskich czołówkach jak gówno. (Pozostały 1% to „Minuta ciszy”, gdzie wygląda jak ubergówno 🙂 ).