×
zdjęcie z filmu Akademia Pana Kleksa (2023), reż. Maciej Kawulski.

Akademia Pana Kleksa. Recenzja filmu Macieja Kawulskiego

Nie wiem, co dokładnie brali twórcy nowej ekranizacji Akademii Pana Kleksa i nie chcę wiedzieć. Naćpałem się samym tylko filmem, strach pomyśleć, co by było, gdybym wciągnął to samo, co oni. Recenzja filmu Akademia Pana Kleksa. Krótką wersję tej recenzji znajdziesz TUTAJ.

O czym jest film Akademia pana Kleksa

Nastoletnia Ada Niezgódka (Antonina Litwiniak) mieszka z mamą (Agnieszka Grochowska) w Nowym Jorku i opłakuje zaginięcie taty. Dziewczynki nie dziwi, gdy pewnego dnia odwiedza ją gadający ptak Mateusz (Sebastian Stankiewicz). Więcej, stworzenie nie dziwi też mamy Ady, która wiedziała, że kiedyś nadejdzie dzień jego wizyty. Powody nie są straszne. Mateusz wpada z zaproszeniem Ady do Akademii Pana Kleksa, bajkowej uczelni, którą kiedyś ukończyli rodzice dziewczynki. Po wypowiedzeniu magicznego zaklęcia połączonego z serią ćwiczeń gimnastycznych, Ada przedostaje się do krainy bajek, gdzie wraz z dziećmi z całego świata rozpocznie naukę u ekscentrycznego Ambrożego Kleksa (Tomasz Kot). Nie będzie jej jednak dane dokończyć semestru, bo wkrótce istnienie Akademii jest zagrożone przez krwiożercze wilkusy pod przewodnictwem Danuty Stenki.

Zwiastun filmu Akademia Pana Kleksa

Trudności w przekładzie Akademii Pana Kleksa na język filmu

Akademii Pana Kleksa pióra Jana Brzechwy nie czytałem chyba nigdy. No może w podstawówce, tak mi się coś majaczy. Na filmie z Piotrem Fronczewskim w roli tytułowej byłem w kinie i bardzo mi się podobał (choć Podróże Pana Kleksa bardziej). Nie jest to jednak ten typ produkcji, do której wracałbym z sentymentem co roku, by przypomnieć sobie czasy dzieciństwa. Poza urywkami nie wróciłem do niej potem w zasadzie nigdy, więc nie miałem żadnych uprzedzeń przed wersją A.D. 2024 wyreżyserowaną przez Macieja Kawulskiego. Tabula rasa, nie będę porównywał, rób swoje, MMA-chłopaku!

Nowe czasy wymagają nowych interpretacji klasycznych tekstów kultury. Łapiąc się za bary z czymś, co zdefiniowało młodość wielu z obecnych rodziców, od razu stawiasz się w trudnej pozycji. Nie mówiąc o tym, że to współczesnych 12-latków masz zadowolić. Pozycja staje się jeszcze trudniejsza, gdy wziąć pod uwagę, że tekst, na który się porywasz, trudno przenieść na ekran bez niebezpieczeństwa przekroczenia niektórych mostów, których w obecnym kinie przekraczać nie możesz. Podświadomie czy nie, będąc widzem czujesz podskórnie, że paradny dziadek (tak, wiem, Tomasz Kot jest w moim wieku) w pstrokatym surducie otaczający się dziećmi pozbawionymi nadzoru dorosłych pachnie niewłaściwie. Przed Maciejem Kawulskim stanęło więc również zadanie takiego poprowadzenia tej historii, by nikt nie poczuł się obrażony. Jak widać, zadań było wiele, Kawulski nie sprostał żadnemu z nich. I chyba nawet nie spróbował. Co ma być to będzie, mamy kasę na efekty wizualne.

Przy czym trzeba pamiętać, że te wszystkie przyległości do głównej historii nie są największym problemem filmu Akademia Pana Kleksa. Zmiana Adama na Adę i koedukacyjność placówki naprawdę niczego nie psuje. Erotyczne podteksty również nie mają charakteru budzącego oburzenie. Jakkolwiek by to nie brzmiało, raczej nadadzą się do toczenia beki z profesora karmiącego dzieciaki jakimś kolorowym proszkiem. Rzucającym do nich Owsiakowe „róbta co chceta”, bo jesteście dziećmi, macie wyobraźnię, a jak nie będziecie mieli wyobraźni, to będziecie starymi zgredami. W dobrym filmie przeszłoby to pewnie bez echa. Film zły wystawia to wszystko na łatwy strzał, z którego skorzystają bardziej kąśliwi krytycy.

Recenzja filmu Akademia Pana Kleksa

Głównym problemem filmu Akademia Pana Kleksa jest brak scenariusza. Niby podpisali się pod nim Krzysztof Gureczny (Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa) i Agnieszka Kruk (Barwy szczęścia), ale nie zaliczą tej pracy do udanej (no chyba, że mierzą skalę dobrze wykonanej roboty oglądalnością filmu). Jak już wspomniałem, nie będę porównywał filmu do literackiego pierwowzoru, bo nie mam odpowiedniej wiedzy, ale zostawiając go na boku, filmowa Akademia Pana Kleksa A.D. 2024 po prostu się nie klei. Począwszy od tego, że to wcale nie jest żadna Akademia Pana Kleksa, a film, który powinien zwać się w deseń: Ptak Mateusz i zemsta wilkusów. Dokładnie bowiem o tym jest produkcja Kawulskiego, a Akademia i sam Pan Kleks są do niej jedynie dodatkiem (Kleks niewielkim, bo jest go tu naprawdę niewiele, a jak przychodzi co do czego to siedzi zamknięty w klatce). Traktowanym po macoszemu dodatkiem z traktowanymi po macoszemu uczniami, o których można powiedzieć jedynie tyle, że zostali skompletowani według politycznopoprawnościowego klucza. Przemyka to wszystko po ekranie niczym meteor i nie ma czasu ani sposobności na emocjonalne zaangażowanie się w całą historię ani nawet pełne jej zrozumienie. Ale czemu jakaś Akademia? Czego oni się tu nauczą? Czemu nikt nie zamyka drzwi do bajek i po lesie plątają się jakieś dziwaki na szczudłach i monocyklu? Czerwone flagi pod adresem samej Akademii i jej działalności pojawiają się na każdym kroku i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że gdyby wpadła do niej jakaś specjalistyczna komisja, to za głowę by się złapała. Od BHP (zwiększenie się Ady z tej szczeliny w schodach w serialowych The Boys by ją zmiażdżyło na krwawą pulpę), po wspomniany wyżej kolorowy proszek (Panie kochany, coś pan dosypał tym dzieciom bez rodziców do obiadu?). I jeszcze sny im stary zboczeniec podgląda!

Brakowi wciągającej emocjonalnie i wypolerowanej do ostatniej dziury fabularnej historii towarzyszą niespecjalnie błyskotliwe dialogi. Co w sumie ciekawe, bo w filmie znajduje się chwilka na obśmianie dziewczynki opowiadającej suchary. „Tak się opowiada dowcipy!” – mówi bodaj Mateusz w jednej ze scen, gdy Kleks rzuca tekstem, a ty sobie myślisz: WTF? Dość powiedzieć, że gdyby sporządzić ranking najlepszych tekstów z Akademii Pana Kleksa, pierwsze cztery miejsca zajęłyby teksty o sraniu ptaka. Wybierający się na seans polscy kabareciarze odetchną po nim z ulgą.

Zamiast historii, Kawulski, za przeproszeniem, ale pozostając w klimacie jego filmu, postanowił nasrać do niego wszystkiego, co wydaje się być bajkowe, łącznie z kapelą miśków zabranych prosto od George’a Lucasa i Titanikiem Jamesa Camerona. Tak zapewne musiał wyglądać Shrek, zanim ktoś zasiadł nad nim i zaczął pisać scenariusz. Wzmacniające to wszystko wizualia sprawiają, że oglądając film czujesz się jak na kwasie. Zapewne to samo musiał czuć John Lennon siadając do skomponowania Lucy in the Sky with Diamonds, tyle że jemu wyszedł z tego ponadczasowy przebój. Kawulskiemu ponadczasowy przebój nie wyszedł. Wyszło coś, co bezgłośnym głosem z offu komenderuje: ale weź jeszcze wrzuć tam jeszcze syrenkę, latające wyspy i Janusza Chabiora w roli wiedźmina Geralta!

Przy czym trzeba oddać sprawiedliwość, że w warstwie produkcyjnej całość wypada najlepiej ze wszystkich polskich prób opowiedzenia jakiejś historii (niekoniecznie dla dzieci) za pomocą efektów wizualnych, strony technicznej i po prostu ładnie wyglądających dla oka kadrów. Nie trzeba już zażywać LSD, żeby poczuć się jak po LSD. Pod tym względem nie trzeba się wstydzić świata i można by Akademię Pana Kleksa pokazać światu. Tylko co ten biedny świat z filmu Kawulskiego zrozumie? Świat zapyta raczej: a ja myślałem, że to w Japonii mają nasrane w czajnik!

Na koniec miłościwie przemilczę role dziecięce (fajny był ten dziecięcy klon Mateusza Więcławka, grający Alberta, Konrad Repiński) i pochwalę muzykę ilustracyjną, która wyjątkowo wpadła mi w ucho. Zaprezentowany tu momentami melodyjny synth pop sprawił, że chwilami miałem wrażenie, że za chwilę z rozpierduchą wpadnie do Akademii, Dan Stevens z Gościa Adama Wingarda. Szkoda, że przesłuchując podczas powrotu do domu ścieżki dźwiękowej z filmu, nie znalazłem nigdzie tego motywu. Być może jest częścią jakiejś piosenki, których w całości nie odsłuchałem (nie, nie mam zupełnie nic do Sanah).

PS. Dyskutowaliśmy sobie ostatnio w gronie rodziców przedszkolaków o tym, czy warto zabrać je na seans Akademii Pana Kleksa. („Dyskutowaliśmy”. Wiesz coś? Nie, nic nie wiem. OK, jakie ciastka zamawiasz?). Wiadomo już, że bez dwóch zdań nie jest to film dla sześciolatków. Nie tylko dlatego, że trzeba czytać napisy.

(2603)

Nie wiem, co dokładnie brali twórcy nowej ekranizacji Akademii Pana Kleksa i nie chcę wiedzieć. Naćpałem się samym tylko filmem, strach pomyśleć, co by było, gdybym wciągnął to samo, co oni. Recenzja filmu Akademia Pana Kleksa. Krótką wersję tej recenzji znajdziesz TUTAJ. O czym jest film Akademia pana Kleksa Nastoletnia Ada Niezgódka (Antonina Litwiniak) mieszka z mamą (Agnieszka Grochowska) w Nowym Jorku i opłakuje zaginięcie taty. Dziewczynki nie dziwi, gdy pewnego dnia odwiedza ją gadający ptak Mateusz (Sebastian Stankiewicz). Więcej, stworzenie nie dziwi też mamy Ady, która wiedziała, że kiedyś nadejdzie dzień jego wizyty. Powody nie są straszne. Mateusz wpada…

Ocena Końcowa

4

w skali 1-10

Podsumowanie : Nastoletnia Ada Niezgódka trafia do Akademii ekscentrycznego Pana Kleksa, którą wkrótce wstrząśnie krwawa pomsta wilkusów na ptaku Mateuszu. Zmarnowany potencjał na światowej skali kino familijne. Brak scenariusza oraz jasno określonego targetu tej produkcji sprawiają, że na marne poszła świetna robota działu wizualnego.

Podziel się tym artykułem:

4 komentarze

  1. I to jest recenzja, po której wiem już wszystko…
    Czekam na opinię o KOS…

  2. A mi się film podobał. W sensie, nie byłem w kinie ze dwa lata, więc może wróciła do mnie magia kina (i od razu wkurw, że ludzie łażą, kręcą się, 10 minut po zgaszeniu świateł już trzeba na siku iść, czym mi przypomnieli, dlaczego podświadomie mi się do tych kin przestało śpieszyć). Ale miałem z tyłu głowy, że coś z nim było nie tak. Niby historia składna, fajnie zagrana, ale jakoś te akcenty źle porozkładane. A to oglądamy Kleksa od tyłu w oknie jak kręci dupką dobre 3 minuty filmu, jakby to jakieś ważne było. Autorzy kreują go na mistrza magii pokroju DUmbledore’a i zresztą całą akademię na Hogwart, a jak przyszło co do czego, to nawet iskry z palców nie puścił, tylko w klatce dał się zamknąć. Później się zastanawiałem nawet czy nie był to celowy zabieg, żeby zmusić Adę do działania i dać jej wiarę w siebie. Do tej pory nie wiem.
    W samą ideę akademii, po Harrym Potterze nie problem uwierzyć w sumie. Można przyjąć śmiałe założenie, że być może poza kamerami uczyli się matematyki i fizyki, ale operatorzy filmowali tylko te kolorowe i atrakcyjne zajęcia 🙂
    Na pewno nie pomaga filmowi jego teledyskowość. Pełno jest scen, które niczemu nie służą. Są, bo są, bardzo ładne, ale kompletnie niepotrzebne. Z drugiej natomiast strony ta teledyskowość daje się rozwinąć muzyce, która jest nie tylko najlepsza w polskim filmie, ale lepsza od wielu amerykańskich. I nie chodzi mi o samą artystyczność, tylko od strony technicznej – muzyka idealnie ilustruje co się dzieje na ekranie. Zgłaśnia się, ścisza, pauzuje nawet na chwilę, żeby wrócić z kolejnym cięciem, zmienia się granej w tle na śpiewaną w scenie. Ta integracja muzyki z obrazem była iście teledyskowa i naprawdę fenomenalnie zrobiona na najwyższym światowym poziomie. Zresztą w ogóle film od strony technicznej jest zrobiony ślicznie.
    Fajnie był zagrany, chociaż Kot trochę chyba przeszarżował.
    Najbardziej mi brakowało żartów. Taki film powinien być śmieszny. Kawulski zrobił chyba film dla rodziców, skoro wstawił tam Wiedźmina i jeszcze dał mu twarz Chabiora. Ja najpierw się zszokowałem, a potem roześmiałem w duchu z tego bezczelnego pomysłu. Dzieciaki oczywiście nie załapały żartu. Ale poza wciśniętym na siłę Stankiewiczem czy jak mu tam, który miał być tym słynnym „comic relief” i wychodziło mu to średnio (chyba, że autorów bardzo śmieszyło jak gruby pan w średnim wieku będzie ciągle chodził i udawał kurę). Przydałby się ktoś, kto by kilka onelinerów napisał, a w tak kolorowym filmie z mnogością bezsensownych scen to potencjał był praktycznie nieograniczony.
    Zaskakująco, mimo wszystkich tych wad, podobało mi się. Może dlatego, że od zawsze najbardziej w filmach podobały mi się efekty specjalne. W tym Kawulski udowodnił, że Polak potrafi. A że jeszcze nie do końca potrafi scenariusza napisać? Może w drugiej części się poprawią.

  3. @countersv
    Już wiem, co czują ludzie czytający moje recenzje. Najpierw, że film fajny, a potem kilka akapitów o tym, co było w nim chujowe :D.

    @slawek
    Będzie opinia o filmie „KOS” :).

  4. To nie idę na Kleksa

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004