Oto on! Obrońca uciśnionych filmów krytykowanych na lewo i prawo przez wszystkich! Ratownik produkcji z 20% na serwisie Rotten Tomatoes! Ja znaczy się, nadchodzę! Recenzja filmu Egzorcysta: Wyznawca.
O czym jest film Egzorcysta: Wyznawca
Życie Victora Fieldinga (Leslie Odom Jr.) naznaczone zostało tragedią. W wyniku trzęsienia ziemi na Haiti stracił żonę będącą w zaawansowanej ciąży. Dziecko szczęśliwie udało się jednak uratować, więc teraz zadbanie o jego bezpieczeństwo jest dla niego priorytetem. Angela (Lidya Jewett) jest już mądrą nastolatką, która dobrze czuje się wśród rówieśników, jednak mimo upływu lat wciąż tęskni za mamą, którą zna tylko ze zdjęć. Pewnego razu Angela wraz z koleżanką wyruszają do lasu. Przerażeni rodzice odnajdą je dopiero za trzy dni, choć dziewczynki straciły poczucie czasu i są przekonane, że nie było ich zaledwie kilka godzin. Happy end nie przychodzi. Wkrótce z dziewczynami zaczyna dziać się coś niepokojącego. Lekarze rozkładają ręce z bezradności, a dużo wskazuje na to, że oto mamy do czynienia z podwójnym opętaniem.
Zwiastun filmu Egzorcysta: Wyznawca
Recenzja filmu Egzorcysta: Wyznawca
Nie zamierzam się sprzeczać, że Egzorcysta: Wyznawca nie jest słabym Egzorcystą. Egzorcysta: Wyznawca Egzorcystą rzeczywiście jest słabym. Podwójnie słabym, bo przecież w swojej próżności próbował dorównać niekwestionowanej klasyce kina grozy. Filmowi wymienianemu jednym tchem na pierwszych miejscach list najlepszych horrorów w historii kina. Jeśli bierzesz się za bary z taką klasyką, odsuwając na bok wszystko, co po niej w geście mówiącej jednoznacznie: odsuńcie się partacze, ja wam pokaże jak powinna wyglądać druga część Egzorcysty – to dobrze by było, gdybyś był w stanie potwierdzić to swoim filmem. Może gdyby to była kontynuacja jakiejś Śmiertelnej żaby to nikt by nie oczekiwał po tobie cudów, no ale jeśli bierzesz się za Egzorcystę, to weź się za niego dobrze.
David Gordon Green, który wcześniej zmasakrował Halloween (moim skromnym zdaniem, wiem, że to niekoniecznie popularna opinia przynajmniej jeśli chodzi o film z 2018 roku), poczuł się pewnie i uznał, że potrafi zrobić Egzorcystę na miarę naszych czasów. Nie udało mu się, choć może paradoksalnie jest to właśnie Egzorcysta naszych czasów galopującej inflacji, multi-kulti, afrykańskich uchodźców i rosnących cen prądu. Bo jak w obliczu tego wszystkiego bać się jakiegoś diobła? Dejcie spokój, ja tu rachunki muszę popłacić! O, taki horror bym obejrzał. 90-letnia Chris MacNeil porzucona przez córkę próbuje przetrwać w obliczu katastrofalnego kryzysu.
Powtórzę zatem raz jeszcze: Egzorcysta: Wyznawca jest słabym Egzorcystą. Czy jest również słabym filmem? Tutaj już mam wątpliwości, bo mnie, drodzy Państwo, oglądało się go właśnie dobrze. A w świetle powyższego dochodzę do wniosku, że największym błędem autorów tego filmu było powoływanie się na wzorzec w Sevres. Po jaką cholerę nazwali to Egzorcysta? I zapłacili 400 milionów dolarów, żeby móc to nazwać właśnie tak! Nie mogli nakręcić podobnego filmu, ale zatytułowanego na ten przykład Podwójne opętanie? Po co fatygowali 90-letnią Ellen Burstyn, żeby jeszcze raz użerała się z Pazuzu (autorzy widać uznali tak jak ja, że to imię jest zabawne, więc postanowili go nie używać), kiedy nie mieli żadnego pomysłu na jej sensowny powrót? Zamiast być atrakcją, wątek Chris i Regan jest najsłabszym elementem Egzorcysty: Wyznawcy i trudno się dziwić, że może budzić wesołość, szczególnie w scenach, które w zamyśle mają być przerażające. Których przy okazji jest niewiele i cała historia nic by nie straciła, gdyby całkiem się ich pozbyć. Jasne, producenci nie mogli powstrzymać się od pokusy reklamowania swojego filmu kultowym Egzorcystą, ale czy rzeczywiście gra warta była świeczki? Kręcenie horrorów jest relatywnie tanie. Nie muszą podbijać box-office’u, żeby wyjść na czysto. Serio komuś przeszło przez głowę, że „horror reklamowany jako kontynuacja Egzorcysty” zarobi ten miliard dolarów (choćby i trzy części w sumie) i zdoła wykręcić lepszy zysk niż zwykły „horror” zrobiony porządnie za grosze? Wydaje mi się, że byli to wyjątkowi optymiści.
Żałowałem, że idę do kina. Dałem się ponieść chwili, a potem przypomniałem sobie, że film Egzorcysta: Wyznawca za jakieś dwa tygodnie będzie już do obejrzenia w domu. No ale Tania Środa, niech stracę, najwyżej sobie pośpię w kinie. Dałem się jednym słowem ponieść recenzjom i opiniom na temat tego filmu Greena. Uwierzyłem w nie i nie dawałem sobie nadziei na dobry seans. Miło się zaskoczyłem, bo po początkowej senności, potem już z zainteresowaniem śledziłem ekranowe wydarzenia, by na koniec uznać, że: hej, nie było wcale tak źle!
Nie mam pojęcia jak zachęcić do seansu filmu Egzorcysta: Wyznawca i chyba nawet nie chcę tego robić, bo zdaję sobie sprawę, że to horror zbudowany z klisz, horror, który nie straszy, horror, w którym przerazić ma dym z kominka, horror, który nijak ma się do oryginalnego Egzorcysty straszącego klimatem nawet po tych 50 latach od premiery. Mam świadomość tego, że ta nowoczesność współczesnego Egzorcysty jest taka zabawnie naiwna. Kaman ludzie z różnych zakątków świata! Złapmy się za ręce, przegońmy diobła i zbudujmy nowy, lepszy, uśmiechnięty świat! Ta utopia wyziera spośród klatek Wyznawcy aż nadto wyraźnie i, jak to mówią, #MnieŚmieszy.
Jednocześnie byłem jednak w stanie zamknąć na to oczy i kibicować bohaterom filmu w ich drodze do sukcesu. Z jednej strony widziałem, że to wszystko jest takie zabawnie niestraszne, a z drugiej nie potrafię teraz tego obśmiać z ręką na sercu, bo wciągnąłem się w finał tej opowieści o ojcostwie przecież głównie. Ojcostwie, rodzicielstwie – jak zwał tak zwał. Spodobał mi się główny bohater twardo przekonany o swoich racjach i realizujący własny plan choćby nie wiem co. Taki believer właśnie, ale nie wyznawca, bo tłumaczenie nie oddaje sensu tytułu. A przynajmniej w moim jego zrozumieniu. Podobnie zresztą rodzice drugiej zaginionej dziewczynki. Z podobnym uporem, bo zupełnie różną przecież wiarą. Zdecydowanie bardziej można więc było położyć nacisk na ten właśnie kontrast pomiędzy wierzącym a ateistą. I na tym, że zdarzają się sytuacje, w których bycie rodzicem jest ważniejsze od tego, w co się (nie)wierzy. Oraz na tym, że czasem nie warto ślepo wierzyć, ale też czasem nie warto ślepo nie wierzyć. No ale nie, bo zachciało im się, kurwa, nowego Egzorcysty!
(2594)
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : Odnalezienie dwóch zaginionych dziewczynek przynosi ich rodzicom kolejne odkrycie – zostały opętane przez złowrogą siłę. Słaby jako kontynuacja Egzorcysty. Interesujący jako film o wierze i rodzicielstwie. Niestety to drugie zostało przytłoczone przez to pierwsze.
Podziel się tym artykułem: