×
Mission: Impossible - Dead Reckoning - Part One (2023), reż. Christopher McQuarrie.

Recenzja filmu Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One z Marcinem Dorocińskim. I z Tomem Cruise’m

Zbawca kina w butach na koturnie powrócił. Specjalista od mrożących krew w żyłach popisów kaskaderskich nie zawiódł. Pomimo już siódmej odsłony cyklu, nie czuć zmęczenia jego śledzeniem i z przyjemnością za rok wessie się część ósmą. Recenzja filmu Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One.

O czym jest film Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One

Jest sobie klucz. Nie byle jaki to klucz, bo złożony z dwóch części – białej i czerwonej. Kto wejdzie w posiadanie obydwu, rządzić będzie całym światem. Nic więc dziwnego, że pragną go rządy każdego państwa na świecie. Z lotniska w Radomiu każdego dnia startuje osiem samolotów Polskiej Agencji Kosmicznej pełnych wyszkolonych kierowców BOR-u mających za zadanie przejęcia dwóch połówek ww. klucza. Światowe agencje wywiadowcze dołączają do tego wyścigu swoich najlepszych ludzi. Tych jawnych i tych niejawnych. Tych działających zgodnie z prawem i tych zbirów opłacanych najemników – wszystkie chwyty są dozwolone, liczy się tylko jedno: klucz. A połówek klucza jest więcej. Są prawdziwki i są fałszywki, nigdy do końca nie wiadomo, który cel, ma który klucz. I w ten właśnie pełny chaos wkracza ekipa IMF, która po raz kolejny zadziała na własną rękę, bo tylko Ethan Hunt ma zawsze rację. A że nie wszyscy jeszcze to zrozumieli, to lepiej będzie nie oglądać się na procedury i robić wszystko po swojemu. Plan wydaje się być perfekcyjny, ale w życiu nic nie jest perfekcyjne. Na drodze Hunta staje zarozumiała złodziejka (Hayley Atwell), duch przeszłości (Esai Morales) oraz komediowa ekipa z CIA pod dowództwem Shei Whighama. A także diaboliczna Pom Klementieff i cała reszta zbirów z tajemniczym Bytem na czele. Sztuczną inteligencją, która zaczyna żyć własnym życiem i moderować rzeczywistość na własne potrzeby. Głównie przy użyciu dezinformacji, deepfake’a i miliardów obliczeń na milisekundę. Świat, jaki znamy, wkrótce przestanie istnieć. Chyba że ktoś przejmie w końcu ten pierdolony klucz!

Zwiastun filmu Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One

Recenzja filmu Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One

Żarty na bok, kogo obchodzi jakiś nowy film z Tomem Cruise’m, kiedy w jego obsadzie znalazł się również Marcin Dorociński. Kogo gra? (Nie, nie gra agenta BOR-u odlatującego z lotniska w Radomiu samolotem PAK-u – żartowałem). Jak długo jest na ekranie? Czy aby na pewno go nie wycięli jak Izy Miko skądś tam? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. A przynajmniej do tej pory, bo teraz wiadomo już wszystko. Śmieszki od wycinania Marcina Dorocińskiego dostają w ryja już na początku nowego filmu Christophera McQuarriego. Pierwsze słowa, jakie słyszymy, to słowa Marcina Dorocińskiego. Marcin Dorociński ma długi monolog, którym otwiera siódme przygody Ethana Hunta. Marcin Dorociński dowodzi rosyjskim okrętem podwodnymi. Marcin Dorociński każe strzelać torpedą. Marcin Dorociński każe się trzymać rurek, bo za chwilę zderzą się z tą samą zresztą torpedą!

Wraz z premierą filmu Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One zaczynają pojawiać się pierwsze opinie o filmie, a także pierwsze opinie o Marcinie Dorocińskim. Mignęło mi gdzieś, że zagrał genialnie. Najwyraźniej autor tej opinii chce dostać od Marcina Dorocińskiego kubek, bo trochę go poniosło. Marcin Dorociński to bardzo dobry aktor, Marcin Dorociński dobrze sobie radzi w Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One i robi swoje. No właśnie – robi swoje i tyle. Nie jest to rola, po której zadzwoni do niego Steven Spielberg, a bracia Russo obsadzą go w roli Iron Mana. Jest to rola zauważalna, rola z obiecującą kontynuacją (jeśli wierzyć zapowiedziom pana Marcina, a trudno, żeby nie, bo w filmie co trochę ktoś tajemniczym tonem rzuca, że „tylko ja na całym świecie to wiem”, co automatycznie każe przypuszczać, że chyba jednak nie), rola, której nie musi się wstydzić i nie jest to rola, w której jego jedyną kwestią jest kazać odpieprzyć się psu rasy york. Jest to niestety zarazem typowa rola dla Polaka w Hollywood. Szukają kogoś z ruskim akcentem, wezmą Polaka. Krzyzstof Pieczyński jest za stary? Dajcie mnie tu Marcina Dorocińskiego, dobrze gra w szachy. Z tego względu przełomem Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One w karierze Marcina Dorocińskiego nie jest, ale kto wie, może być (a jeszcze bardziej Part Two). W końcu to produkcja u boku pana, który zbawił i uratował kino. Nawet jeśli obaj nie byli nawet w swoim pobliżu przez żadną sekundę filmu. Brawo więc! To nie lada wyczyn grać w Mission: Impossible, ale na napisy początkowe nie wystarczyło. A są w nich nazwiska, które nic nam nie powiedzą.

Kiedy więc najważniejszą kwestię mamy już z głowy, teraz w dwóch słowach o całej reszcie. Kolejny akapit zostawię sobie na narzekanie, więc tutaj uspokoję, że Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One daje obiecaną nam rozrywkę, o którą nic nie robiliśmy. Film nakręcony został z kinowym rozmachem, Tomek szaleje w kolejnych popisach kaskaderskich czy to na ulicach Rzymu, czy na pastwiskach Norwegii robiącej za okolice Insbrucku, akcja gna do przodu z prędkością teżewe, a tak efektownego zestawu aktorek chyba wcześniej nigdzie nie było (Rebecca Ferguson, Hayley Atwell, Vanessa Kirby, Pom Klementieff – ło panie!). Siódma odsłona M:I serwuje wszystkie charakterystyczne dla serii motywy, które jakimś cudem wciąż się nie nudzą, a Marcin Dorociński nie jest jedynym polskim akcentem, jaki się tu pojawia. Bodaj największą wesołość sali kinowej wzbudził… polski paszport, który gra tu chyba nawet większą rolę od Rafała Zawieruchy wiadomo gdzie (choć zdaje mi się, że mieli literówki w Inowrocławiu, ale nie mam pewności, bo w końcu paszport wydał wojewoda mazowiecki). (Jakąś rolę zagrał też Mateusz Malecki, ale gdyby się tym nie pochwalił, to nikt by nie zauważył).

Możecie wiec spokojnie olać narzekanie (nie będzie go jednak tutaj, ale jeszcze w kolejnym akapicie) i lecieć do kina, bo nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś mógłby narzekać na Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One. A już na pewno nie ktoś, kto wie na co idzie. Nie powiem Wam czy to najlepsza odsłona serii, bo słabo pamiętam poprzednie, nie wiem czy popisy kaskaderskie Toma są jeszcze lepsze niż wcześniej (chyba nie są, ale żeby to ocenić, to trzeba by samemu wystartować na skrzydle samolotu transportowego albo chybnąć na motorynce w przepaść), ale to nie ma większego znaczenia, bo film McQuarriego wart jest wydania pieniędzy na kinowy bilet. A scena z mostem i pociągiem zrywa beret, nawet jeśli zalatuje drugim Parkiem jurajskim.

Ponarzekajmy więc, choć teraz to już nie bardzo wiem po co. Dla zasady chyba, no ale będziecie pytać, czemu 8/10. Raczej nie dlatego, że ta odsłona serii podzielona została na dwa filmy i na kontynuację trzeba będzie czekać rok. No problem, choć nie lubię czegoś takiego, gdy oglądam film, o czymś, co wydaje się być ostateczne, najważniejsze i w ogóle, a tu na końcu ktoś rzuca: „ale to dopiero początek”. Bardziej dlatego, że Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One wymaga w cholerę dużo zaangażowania i nie ma kiedy odpocząć. Z ekranu płynie do widza tak wiele informacji, za którymi ciężko nadążyć, że nie można mrugnąć, a już odwrócić na chwilę wzrok i słuch to masakra. Jak to w serii Mission: Impossible bywa, bohaterowie siódemki kojarzą wszystkie fakty w ułamku sekundy i na problem znajdują rozwiązanie w kolejnym sekundy ułamku. A że czasem trzy postaci mają trzy problemy, na które znajdują rozwiązania w ułamkach sekundy, to nawet gdy pozornie nic się nie dzieje, dzieje się tyle, że głowa odpada z przesytu informacji. Przez pierwsze dwie godziny filmu chyba nawet nie ma kiedy wyjść na siusiu. Na czystą, niezobowiązującą rozrywkę to trochę za dużo i bywały momenty, w których bolała mnie głowa od tej serii dialogów prosto z karabinu maszynowego.

Do tego najsłabszym trzeba ocenić wątek agentów CIA uganiających się za Huntem. Cały film rozegrane to jest na jedną nutę. Wpadają agenci CIA udający chojraków, Hunt ich dyma, przerwa, wbijają agenci CIA udający chojraków, Hunt ich dyma, chwila przerwy, wpadają agenci CIA… Do końca filmu nie stracili tupetu, choć cały ich udział w filmie ograniczył się do biegania po lotnisku i po mieście. A na koniec też po pociągu.

(2584)

Zbawca kina w butach na koturnie powrócił. Specjalista od mrożących krew w żyłach popisów kaskaderskich nie zawiódł. Pomimo już siódmej odsłony cyklu, nie czuć zmęczenia jego śledzeniem i z przyjemnością za rok wessie się część ósmą. Recenzja filmu Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One. O czym jest film Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One Jest sobie klucz. Nie byle jaki to klucz, bo złożony z dwóch części – białej i czerwonej. Kto wejdzie w posiadanie obydwu, rządzić będzie całym światem. Nic więc dziwnego, że pragną go rządy każdego państwa na świecie. Z lotniska w Radomiu każdego…

Ocena Końcowa

8

wg Q-skali

Podsumowanie : Ekipa Ethana Hunta wyrusza na poszukiwania klucza być może kontrolującego sztuczną inteligencję, dzięki której można zdobyć kontrolę nad całym światem. Efektowne i pędzące na złamanie karku widowisko sensacyjno-szpiegowskie spełniające w satysfakcjonujący sposób wszelkie swoje obietnice.

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. Mam parę uwag negatywnych.

    Niepotrzebnie podkręcili elementy komediowe (patrz: scena z Fiacikiem w Rzymie). Ale to nic, najgorsze jest, że film trąci cyfrą: dotychczas było tak, że jak Tomcio ryzykował życie i skakał po Burj Dubai albo przypinał się do odrzutowca to wyglądało to jak prawdziwe, bo prawdziwe było. A tutaj jego skok na motocyklu wyglądał jakby nakręcono go w całości studiu.
    Tak samo ze scenami z wrakiem pociągu: widać CGI, i to widać mocno. To, że można takie rzeczy zrobić dobrze udowadniał chociażby finał poprzedniej części cyklu, tam w scenie gonitwy helikopterów cyfrowej ingerencji nie było widać.

    Ogólnie wyszedłem z kina jako zadowolony klient i niezmienny miłośnik serii, ale Fallout i Rogue Nation były lepsze.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004