×
Pan Samochodzik i Templariusze (2023), reż. Antoni Nykowski.

Pan Samochodzik i Templariusze. Recenzja filmu. Netflix

Tak się głośno zastanawiam. A może seriale już tak bardzo zaczęły rządzić światem i wryły się w mózgi widzów, że oglądając jakikolwiek film zawsze odniesie się wrażenie, że z danego materiału trzeba było zrobić serial? W kontrze do tej śmiałej tezy stoją filmy, które doskonale bronią się jako filmy. Tyle, że jest ich coraz mniej. Pan Samochodzik i templariusze zdecydowanie nie jest takim filmem, bo po jego obejrzeniu najsilniejsza jest myśl, że z tego materiału trzeba było zrobić serial. Recenzja filmu Pan Samochodzik i Templariusze. Netflix

O czym jest film Pan Samochodzik i Templariusze

Szczęśliwa Polska lat 70. ubiegłego wieku. Jej mieszkańcy nie mają żadnych zmartwień, więc z uśmiechem na twarzy mogą śledzić kolejne informacje o sukcesach muzealnika, pana Tomasza (Mateusz Janicki). Ten właśnie odnalazł słynny zabytkowy krzyż, który może doprowadzić do odnalezienia mitycznego skarbu Templariuszy. A skarbem zainteresowany jest nie tylko pan Tomasz, bo do szczęśliwej Polski przybywają poszukiwacze skarbów z całego świata. Jest dresowy gang szwedzkich awanturników, jest doświadczony Petersen, który kumpluje się z Tomaszem, ale nie aż tak, no i jest przede wszystkim diaboliczny Adios z Buenos Aires (Jacek Beler), który niczym Danny Trejo z Desperado nigdy nie rozstaje się ze swoją kamizelką nabijaną śmiercionośnymi ostrzami. I to właśnie ten szpieg z Krainy Deszczowców będzie najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem Tomasza, który w tej walce – wbrew swoim oczekiwaniom – nie będzie zupełnie sam. Wujo Gromiłło właśnie wyklepał mu niezawodną furę, a w Miłkokuku czekają na niego harcerze z Sokolim Okiem (Olgierd Blecharz) na czele. To wielki fan Pana Samochodzika, a zarazem – podobnie jak jego druho… yyy… no Wiewiórka to teraz dziewczyna – miłośnik historii.

Zwiastun filmu Pan Samochodzik i Templariusze

Recenzja filmu Pan Samochodzik i Templariusze

Tak jak pisałem wczoraj na Twitterze (klikamy w linka i obserwujemy), nie ma wstydu w tej nowej ekranizacji Pana Samochodzika i Templariuszy. Okruchy żenady nie zgrzytają nam między zębami w trakcie oglądania, a chęć skrycia się ze wstydu pod fotel kinowy (oglądałem w kinie, ha!, kto chce mnie dotknąć?) nie występuje. To chyba dobrze – powiecie. No nie do końca, bo to właściwie jedyna miła rzecz, jaką można powiedzieć o filmie Antoniego Nykowskiego. A na pewno jedna z niewielu. Czyli klasycznie: ujdzie w tłumie, ale.

Warto przy okazji już teraz zaznaczyć, że czytacie recenzję filmu Pan Samochodzik i Templariusze, a nie recenzję ekranizacji powieści Zbigniewa Nienackiego. Czytałem ją, kilka razy nawet, ale to było dawno i nieprawda. Niewiele z niej pamiętam (no teraz to więcej, bo przeczytałem sobie w nocy bryka), więc nie podejmuję się oceny wierności książce tejże ekranizacji. Czasem może i pojawią się niżej informacje, że czegoś tam w książce nie było. Nie zmienia to jednak faktu, że finalna ocena to ocena filmu. I może to w sumie lepiej dla jego twórców, bo pierwsze głosy o filmie były takie, że za wiele Pana Samochodzika w tym Panu Samochodziku to nie ma. Nie wiem, nie pytajcie mnie o to, jak jest naprawdę.

Rozpocząłem tę recenzję od uwagi o serialu, więc może tutaj rozpocznę listę moich zastrzeżeń. Jak to już często bywało w polskim kinie – nie wiem czy film Nykowskiego to taki przypadek, ale nie zdziwiłbym się, gdyby tak – finalny produkt, jaki od dzisiaj można oglądać na Netfliksie, jednoznacznie kojarzy się z serialem, z którego wycięto najbardziej ważne i emocjonujące sceny, co by skleić z nich film fabularny. Opowieść snuta jest po łebkach, pełna jest niedomówień, wiary w to, że widz dośpiewa sobie to, czego nie zobaczy i przypomina zlepek luźnych scen, a nie spójną całość. Wiele fajnych rzeczy zostaje zasygnalizowanych albo potraktowanych półsłówkiem. Rozumiem, że siedząc nad filmem miesiącami wie się o nim wszystko i wydaje się, że finalną opowieść udało się przedstawić tak, że każdy wszystko zrozumie. Tak to jednak nie działa, gdy jest się widzem, który siada do seansu bez tych wszystkich miesięcy dyskusji nad tym, jak finalnie ma dany film wyglądać. Dla niego to pierwszy kontakt z efektem końcowym i im mniej się zastanawia, tym lepiej dla jego tak modnej dzisiaj immersji.

O co mi, kurwa, chodzi? Weźmy sobie na warsztat pierwszą scenę filmu Pan Samochodzik i Templariusze, bo już tam doskonale widać tę produkcję w charakterze punktów, a nie ich rozwinięcia. Pan Samochodzik wbija na nadmorski skład drewna. Oho, leży jakiś trup z nożem w plecach. Tyr, tyr po balach, a tam Adios wyglądający jak czarny charakter i posiadający noże. No to tyr, tyr z powrotem, a tam jakiś dziadek całkiem z dupy. Uciekają już we dwóch, a Adios bez kłopotu mógłby ich zabić, bo przecież nie miał skrupułów, żeby zabijać (był trup, ale już nie powróci). Ale ich nie zabija tylko gonią się na latarnię morską. Tam Pan Samochodzik gada coś o promieniach słonecznych o drugiej w nocy. Ustawia lustra na drugą, ale i na piątą i jeszcze którąś bez wdawania się w szczegóły. Bójka, promień latarni odbija się od luster i pada na wyspę. JEDYNĄ, KURWA, TAK TAJEMNICZĄ WYSPĘ w okolicy wybrzeża, innych brak. Bez promienia byś się domyślił, żeby tam szukać, ale nie, zonk. Pan Samochodzik płynie swoim Fiatraktorem w jej okolice, ale nurkuje gdzieś znów całkiem z dupy – nie wytłumaczył dlaczego, promień wskazywał co innego – daleko od niej. Nur, nur, ma krzyż! Pięć minut filmu za nami, a niedomówień fura. Do końca filmu się to nie zmieni. Harcerze niby kochają Pana Samochodzika, ale jakby tego głośno nie powiedzieli, to byś się nie domyślił. Dwie laski (Sandra Drzymalska, Maria Dębska) kręcą się wokół Pana Samochodzika i aż się prosi o jakiś romans, wykorzystanie ich przeciwieństw, nie wiem, jakieś napięcie w tym trójkącie, ale tego zupełnie nie ma. Inicjatywa ogranicza się do pchnięcia akcji dalej i zupełnego braku wykorzystania tej ciekawej przecież dynamiki. Łajma (Anna Dymna) kombinuje jakieś hocki klocki 12:12 w hotelu, Pan Samochodzik musi się włamać, znowu walczy z Adiosem, można odnieść wrażenie, że to jakaś misterna tajemnica, ale wcale nie. Szwedzcy dresiarze i reszta poszukiwaczy skarbów nie musiała się tak trudzić, bo tak samo jak Samochodzik po prostu pojechała się spotkać z Łajmą. Nie wiadomo też po co, bo szwedzcy dresiarze, a szkoda, już nie powracają. Zagadka jest dla pana kierownika Samochodzika, dla pana, panie Gustafie jest malinowy sok (trzy pompnięcia pompką dziennie).

I tak sobie z tego kpię, niektóre rzeczy pewnie przegapiając (albo i nie), ale nie dlatego, żeby Pana Samochodzika obśmiać (no to trochę też), ale po to, żeby pokazać, że jest tam cała fura miejsc do uzupełnienia tej historii serialem. Po takim wypełnieniu, całość na pewno wyglądałaby lepiej. Bez niego mamy konspekt historii w postaci całego filmu. I tak samo chyba ja po prostu w punktach sobie pojadę dalej, bo tak będzie najprościej. To nie fabuła, żeby musiało być spójnie, garść przemyśleń na dany temat wystarczy.

Pan Samochodzik dobrze zagrany przez Mateusza Janickiego i źle udźwiękowiony jak to w polskim kinie. Kolejna ofiara punktowości filmu Nykowskiego bez czasu na zagłębienie się w tę konkretną postać. A szkoda, bo to znów zmarnowany potencjał i druga najciekawsza rzecz w filmie Pan Samochodzik i Templariusze – ewolucja tejże postaci. Ludzie przed premierą zastanawiali się czy to James Bond czy Indiana Jones, czy Ethan Hunt, czy Robert Langdon, ale Pan Samochodzik nie czerpie z tych postaci aż tak wiele jak sam film i jego fabuła (te czerpią ogromnie). Główna różnica polega na tym, że Pana Samochodzika nie da się lubić. I tak przez pół filmu zastanawiałem się nad tym, czemu bohaterem filmu zrobili tak antypatycznego kolesia, któremu życzy się, żeby Adios go dopadł jak najszybciej. A potem zrozumiałem. Bo oto dostajemy origin story tej postaci, która sympatyczna i wyrozumiała dla innych dopiero będzie. Oto opowieść o tym jak pan Tomasz Samo Chodzik, został cool muzealnikiem awanturnikiem, którego znamy i kochamy. Nie od razu nim był, co w filmie Netfliksa uważam za fajne. Ale znów potraktowane po łebkach, czyli zmarnowane.

Indiana Jones, James Bond itd. – nie ma wątpliwości, że autor scenariusza, Bartosz Sztybor, ma w małym palcu filmy o tych bohaterach. Nie ma większego sensu wymieniać, co zostało zerżnięte, z której części Indiany Jonesa, a co z Bonda, bo tego nikt nie ukrywa. I nie jest to jedno czy dwa mrugnięcia okiem, ale całe kopiuj wkleje łącznie z konstrukcją fabuły (wpadnij Tomek po drodze do Q to ci nowe gadżety pokaże, a na końcu zapewnimy widza, że Pan Tomasz will return) ozdobioną ostatniokrucjatowymi (miałem nie wymieniać, ale to ciekawe) przejdź pułapkami, to woda z kielicha cię uzdrowi. Mam wrażenie, że na lewo i prawo rzucane są tutaj pomysły bez dbania o konsekwencje tego rzucania. Adios coś bredzi bez sensu o swoim dziecku (gdyby nie bredził, nic by się nie zmieniło), a potem do chóru dołącza Petersenówna, która przechodzi na ciemną stronę, bo wróci to życie jej ojca (jak, kurwa? wybuchł na kawałki w wybuchu). Nikt wprost nie powie, że skarb Templariuszy uzdrawia, bo przecież wcześniej mógł zmienić całą Europę i tego się trzymajmy, ale gdzieś tam w podtekście ta idea działa, bo napędza fabułę. I tylko do tego jest potrzebna, by doprowadzić do śmiechowej kuli na sznurkach.

Zero, totalnie zero problemu mam z tym, że akcja filmu Pan Samochodzik i Templariusze rozgrywa się w latach siedemdziesiątych, a tytułowy bohater to XXI-wieczne uosobienie kapitana Maja, czy jak mu tam było, nie chce mi się sprawdzać. Problem tkwi gdzie indziej – nie ma tu za wiele poczucia, że akcja rozgrywa się właśnie wtedy. Jasne, nie ma telefonów komórkowych, a pan Tomasz chodzi w golfie, case closed, ale tak poza tym i kilkoma gadżetami z epoki na długie momenty zapominamy, że oto jesteśmy w świecie Czterdziestolatka. Przeciwnie, harcerka feministka wskazywałaby na coś innego. No i nie, nie ma w filmie Pan Samochodzik i Templariusze Afroamerykanów, ale duch Netfliksa unosi się nad filmem w scenach i dialogach, które w latach siedemdziesiątych nie mogłyby się nijak rozegrać. Nie rozumiem też, jak w takim filmie można było nie wykorzystać hitów z epoki. Dużo tam odniesień do Lata z Radiem, a to właśnie Lato zdaje się wydało niedawno pięciopłytowy album ze swoimi największymi hitami. Nic tylko brać (wiem, tylko trzeba zapłacić). Z plusów – całkowita nieobecność tej gównopiosenki ze zwiastuna filmu.

Dziecięcy aktorzy? Klasycznie, jak to w polskim kinie – i nie jest to komplement. Mają swoje momenty, kilka prawdziwie zabawnych tekstów (równie klasyczny polski sposób nakazuje takie pisanie postaci, żeby miały jakieś jedno charakterystyczne powiedzonko typu „ja cię kręcę”) i wznoszą się ponad teatrzyk szkolny, no ale tej słabości polskiego kina Pan Samochodzik nie przezwyciężył. Nie wiem, skąd się to bierze, ale słabi dziecięcy aktorzy to w polskim kinie constans.

Sceny akcji? Zastosowano najbardziej klasyczne z rozwiązań w sytuacji, gdy masz aktorów, którzy nie potrafią się bić i być gwiazdorami kina akcji. Tak, zgadza się, szybki montaż, dużo zbliżeń i kamera z apopleksją. Po pracy kamery wiadomo od razu, że za chwilę będzie scena akcji.

Samochód Pana Samochodzika mi się podoba. Gdy pojawiły się pierwsze zdjęcia, nazwałem go Ferrari Fiatraktorem, a po seansie trzeba tylko wykreślić Ferrari, bo nie ma silnika po Testarossie, a reszta się zgadza. Jest w porządku, naprawdę zero zastrzeżeń. Odsyłający jego projektantów do książkowych opisów chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak mógłby wyglądać będąc im wiernym. To tak jak z tymi bryczkami, co nimi uciekali przed kosmitami bohaterowie H.G. Wellsa.

O czymś zapomniałem? Na pewno. A, wiem! Adios! Matkoboskoczęstochowsko. Na papierze może nawet fajnie wyglądał ten szpieg z Krainy Deszczowców wtrącający w każde zdanie randomowe hiszpańskie słówko, bo pochodzi z Argentyny. No ale na ekranie wygląda on karykaturalnie i nic tego nie jest w stanie zmienić. Węże i Złote Maliny w tym sezonie będą należeć do Jacka Belera.

(2585)

Tak się głośno zastanawiam. A może seriale już tak bardzo zaczęły rządzić światem i wryły się w mózgi widzów, że oglądając jakikolwiek film zawsze odniesie się wrażenie, że z danego materiału trzeba było zrobić serial? W kontrze do tej śmiałej tezy stoją filmy, które doskonale bronią się jako filmy. Tyle, że jest ich coraz mniej. Pan Samochodzik i templariusze zdecydowanie nie jest takim filmem, bo po jego obejrzeniu najsilniejsza jest myśl, że z tego materiału trzeba było zrobić serial. Recenzja filmu Pan Samochodzik i Templariusze. Netflix O czym jest film Pan Samochodzik i Templariusze Szczęśliwa Polska lat 70. ubiegłego wieku.…

Ocena Końcowa

5

wg Q-skali

Podsumowanie : Nieustraszony muzealnik pan Tomasz rusza na poszukiwanie skarbu Templariuszy z niechęcią zgadzając się na towarzystwo w postaci harcerzy, dziennikarki i tajemniczej Karen. Nie ma wstydu, choć niewiele więcej dobrego można powiedzieć o tym filmie, który powinien być serialem. Zostawiając furę miejsca do czepiania się jego słabości, nie jest kolejną żenującą polską produkcją, od której bolą zęby.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. no nic tylko oglądnąć 🙂 na szczęście jakoś nigdy nie byłem fanem Pana Samochodzika…

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004